*Moimi oczami*
Louis przemywał moje rany na plecach zimną wodą. Myślałam że w tej zamrażarce umrę z bólu. Miałam już dość tego wszystkiego. Louis zabandażował moje plecy i ramiona. Ubrałam bluzkę i zeszłam z pralki. Gdyby nie Louis leżałabym na ziemi z rozbitą głową. Złapał mnie. Trzymał mnie, pochylając się nade mną. W jego oczach błyszczała troska i złość. Patrzyłam w jego błękitne oczy. Były głębokie jak ocean, i mały też taki kolor. Utonęłam w nich i nie mogłam wypłynąć. Chłopak podniósł mnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Trzymałam dłonie na jego ramionach wpatrzona w dwa małe diamenty. On trzymał mnie za biodra. Staliśmy tak przez chwilę. Nagle Louis przybliżył swoją twarz do mojej, tak że nasze usta dzieliły centymetry. Wstrzymałam oddech. Czekał. Czekał na to co zrobię. Moje myśli toczyły wojnę. Pocałować go czy nie? W końcu zdecydowałam się. Przybliżyłam twarz do jego i nasze usta się spotkały. Louis przejechał językiem po mojej dolnej wardze prosząc o dostęp. Rozchyliłam lekko usta, a jego język wśliznął się do moich ust. Trwaliśmy tak przez kilka minut. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam w jego oczy. Iskrzyły w nich małe ogniki. Był szczęśliwy. Pierwszy raz uśmiechnął się szczerze. Odwzajemniłam ten gest. Louis splótł moje palce z jego. Założył kosmyk moich długich, falowanych włosów za ucho. Wyszliśmy z łazienki trzymając się za ręce. Usiadłam na łóżku. Chciałam się położyć,ale nie mogłam. Za bardzo bolało. Szatyn przyniósł z łazienki zimny, mokry, ręcznik. Położył go na łóżku. Mogłam się położyć. Leżałam na plecach w pręgi ściskając oczy z bólu. Louis położył się obok mnie. Leżałam przodem do niego. Znów zatonęłam w jego cudnych, szmaragdowych tęczówkach. Miały w sobie coś magicznego. Leżeliśmy tak do póki ja nie zasnęłam. Obudziłam się wieczorem. Leżałam nadal na plecach, a obok mnie nie było już Louisa. Rozczarowana usiadłam na rogu i myślałam. Myślałam nad tym, jakim cudem mogłam się zakochać w takim okropnym człowieku! Przecież On... On. Właściwie co On robi prócz mordowania? Nie wiem... Gwałci? Porywa bezbronne dziewczyny? Coś jeszcze? Siedziałam na łóżku dopóki moich uszu nie przyszył głośny krzyk bólu i cierpienia. Nie wiem do kogo on należał, ale kojarzyłam skądś ten głos. Wstałam na równe nogi i podeszłam do drzwi. Drżącą ręką chwyciłam klamkę i wolno przekręciłam. Maksymalnie cicho otworzyłam drzwi i przeszłam przez nie. Na palcach szłam przez górny korytarz i nasłuchiwałam błagań chłopaka. Bezszelestnie zeszłam ze schodów. Stanęłam na ostatnim stopniu i patrzyłam na sytuację w salonie. Stanęłam jak wryta i patrzyłam. Patrzyłam jak Louis kopie, bije i znęca się nad... Nad kim? Ha! Proste pytanie! Nad Harrym! A kogo innego mógłby katować?! Widziałam jak Harry leżał na ziemi skulony, a Louis raz okładał go pięściami, raz kopał w brzuch. Reszta chłopaków stała tam i patrzyła na cierpienia i zwijającego się na podłodze chłopaka. Chciałam zareagować, ale nie pozwoliłam sobie na to. Bałam się że ze wściekłości Louis może uderzyć też mnie. Poza tym Harry sobie na to zasłużył! Niech zobaczy jak to jest cierpieć! Chyba sobie nie zdaje sprawy że jest nietykalny i ból go nie dotknie. Nie wiem jak bardzo teraz cierpi, ale wiem że nie tak bardzo jak ja wtedy... Po kilku minutach Louis mnie zauważył i przestał katować chłopaka. Stanął przede mną z wściekłym wyrazem twarzy. Reszta chłopaków patrzyła na nas z neutralnym wyrazem twarzy, jakby torturowanie i mordowanie to była dla nich codzienność. Pewnie była... Stałam nadal nie mogąc uspokoić bicia serca. Louis podszedł do mnie i na pół metra wystawił ręce. Ja jednak odsunęłam się do tyłu widząc co szatyn ma na rękach. Krew. To była krew Harry'ego. Patrzyłam na jego ręce po czym przeniosłam wzrok na jego oczy. Powoli wracały do normalnego koloru. Nie były już czarne tylko szaro-niebieskie. Odsunęłam się o krok i chłopak zrozumiał, bo wyszedł z pomieszczenia. Spojrzałam na wszystkich ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Wszyscy w pomieszczeniu mieli obojętny wyraz twarzy. Jakby wiedzieli że Harry coś zrobił i musiało się tak stać. Chłopacy się jak gdyby nigdy nic rozeszli i zostawili mnie z ledwo żywym chłopakiem, który leży na podłodze! Ostrożnie podeszłam do Harry'ego. Kucnęłam przy nim.
- Harry?
Odpowiedziała mi tylko cisza i ciężki oddech Harry'ego. Wzięłam chłopaka w objęcia i posadziłam z trudem na kanapie. Poszłam do łazienki i wyszukałam apteczkę. Wróciłam do salonu i kucnęłam obok Harry'ego. Zaczęłam obmywać rany i opatrywać. Gdy skończyłam Harry przestał się mimowolnie krzywić z bólu. Poszłam do kuchni i nalałam do szklanki wody. Kiedy wróciłam Harry siedział i coś mruczał pod nosem.
- Um... Harry?
- Hm?
- Przyniosłam ci wodę- uśmiechnęłam się
- Dzięki
- Harry? Mam pytanie...
- Jakie?- popatrzył na mnie
- Dlaczego dla mnie taki jesteś?
- Słuchaj! Mam po prostu kiepskie dni i nie mam ochoty użerać się z kolejną, porwaną małolatą! Więc nie drażnij mnie!
- Dobrze, ale widzę że coś jest na rzeczy!
- Może i tak, ale to nie twoja sprawa!- warknął
- Okej! Nie to nie! - mruknęłam
Przewróciłam oczami i poszłam do 'mojego' pokoju. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Marzyłam żeby wrócić do domu. Do rodziców, do siostry, do przyjaciół i do normalnego życia. Mogłam już ich nigdy nie zobaczyć! Ta myśl dobijała mnie najbardziej. Po pół godzinie drzwi do pokoju się otworzyły. Zza nich wyłonił się prawie nagi Louis. Miał biały ręcznik przewinięty wokół pasa. Stanął w drzwiach i oparł się o framugę z chytrym uśmiechem.
- Co się tak patrzysz? Podoba ci się to co widzisz?- zaśmiał się
- Jeśli mówisz o Harrym to nie, nie podobało mi się!- fuknęłam
- To On ci to zrobił! Musiałem mu wjebać żeby wiedział, że nie może Cię dotknąć!- warknął
Nic nie odpowiedziałam. Nie chciałam kolejnej awantury. Szatyn wyszedł do łazienki. Zamknęłam oczy i myślałam nad tym co mówił Harry. O tym że to nie moja sprawa i tak dalej. Tylko co to za sprawa? Louis wyszedł z toalety ubrany i usiadł obok mnie.
- Lou?
- Hm?
- Spytałam Harry'ego czy coś jest na rzeczy, a On powiedział że to nie moja sprawa. O co chodzi?- spytałam
Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka. Od razu się spiął. Zaczął bawić się swoimi palcami, jakby się stresował. Krótko milczał, a po chwili się odezwał:
- Nie wiem. Jeśli On ci nie powie o co chodzi to tym bardziej ja!- mruknął
- Okej
Znów zamknęłam oczy, nasłuchiwałam szumy i ptaki za oknem. Po kilku minutach Louis przerwał moją ciszę.
- Victoria? Nadal nie rozumiem dlaczego się tak zachowujesz!
- Ale jak?- spytałam zdezorientowana
- No tak... Normalnie!
- A jak mam się zachowywać? Nienormalnie?- zaśmiałam się
- Nie! Wiesz o co mi chodzi, prawda?
- Tak! Ale po prostu moje normalne życie było nudne! A teraz coś się dzieje! W domu powoli popadałam w codzienną rutynę: wstaję, idę do szkoły, wracam, jem, uczę się i idę spać! Kolejnego dnia tak samo!
- Czyli Ty chcesz mi powiedzieć że się cieszysz z porwania?- skrzywił się
- Nie całkiem! Słuchaj! Plusy- nie umieram z nudów i coś się dzieje, wiem o wiele więcej rzeczy, trochę się zmieniłam i poznałam Ciebie. Chociaż nie wiem czy poznanie Ciebie mogę zaliczyć do plusów! Minusy- Nie wiem czy zobaczę rodzinę, wyjadę z mordercami do innego kraju nie z własnej woli i jestem tu bita przez wiadomo kogo! Więc są i plusy i minusy!- uśmiechnęłam się
- Aha... No to wszystko już wiem!
Położyłam się na plecach i zasnęłam.
Obudziłam się rano. Spojrzałam na zegar ścienny. Była 6:00. Mogłam jeszcze spać, ale mam tak że kiedy wstanę to już nie usnę, więc wstałam. Poszłam do łazienki i wykonałam podstawowe czynności. Zeszłam na dół i postanowiłam że zrobię śniadanie. Weszłam do kuchni i wygrzebałam coś z lodówki. Zrobiłam tosty. Położyłam sześć talerzy na stole. Zrobiłam jeszcze herbatę i usiadłam przy stole. Była godzina 9:00. Nagle usłyszałam głośny trzask drzwi od czyjegoś pokoju. Pewnie to Harry. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Do kuchni wszedł zaspany Loczek. Rzucił się na krzesło i popatrzył na mnie zdziwiony.
- Co?- spytałam w końcu
- Jak możesz wstawać o tak wczesnej godzinie i jeszcze robić nam śniadanie?- spytał unosząc jedną brew
- Normalnie. A tobie zawsze coś nie pasuje! Jak nie chcesz to nie jedz i idź spać!- mruknęłam wywracając oczami
- Nie trzeba! Chętnie zjem!- wyszczerzył ząbki
Nagle do kuchni wbiegł Niall.
- Siemka wszystkim!- uśmiechnął się
- Cześć blondi!- zaśmiałam się, a Harry mi zawtórował
- Hej! Jestem w stu procentach chłopakiem! A to że zazdrościsz mi słodkości, to już twój problem!- fuknął obrażony
- Dobra, nie gniewaj się tylko wsuwaj tosty! - zaśmiałam się
- A to mi pasuję!
Niall wziął się za jedzenie, a raczej pochłanianie tostów. Po kilku minutach zszedł Zayn, po nim Liam. Ale Louisa nadal nie było. Zdziwiło mnie to więc poszłam do jego pokoju, który aktualnie był mój. Weszłam do środka, ale tak jak gdy się obudziłam, nie było go tam. Wyszedł przed 6:00 rano? Dziwne! Zeszłam na dół. W kuchni panował totalny chaos! Zebrałam wszystkie talerze i zaczęłam je myć. Do kuchni wszedł Liam.
- Co Ty robisz?!
- Yhm... Nie jestem przygotowana na tego typu pytania, ale chyba zmywam po Was- wytknęłam mu język
- Właśnie! Robisz nam śniadanie i jeszcze zmywasz? Zostaw to! Ja pozmywam. Należy ci się odpoczynek- mrugnął do mnie i zaczął zmywać
- Dzięki- uśmiechnęłam się
Wyszłam z kuchni i usiadłam w salonie. Aktualnie wszyscy tam siedzieli i o czymś rozprawiali, ale kiedy ja weszłam przestali rozmawiać i patrzyli tępo na telewizor. Coś się kroi!
- Ahaaa... Czyli o czymś nie wiem! No dalej gadajcie o czym tam wcześniej mówiliście! Może mam o czymś nie wiedzieć?
- Nie! Spokojnie!- zaprotestował szybko Niall- Po prostu... Rozmawialiśmy o niektórych osobistych rzeczach i tyle!
Bez słowa usiadłam obok blondyna.
- Gdzie jest Four?-spytałam jeżdżąc wzrokiem po twarzach domowników
- Wyszedł rano- powiedział Zayn- Wróci pewnie wieczorem
- Czyli jestem skazana na Was?
- Tak!- wyszczerzył się Niall
- Super! Nie ma to jak dzień z psychopatami! Ale będzie zabawa!- krzyknęłam- Mam nadzieję że wyczuliście sarkazm!
Wszyscy wpadli w śmiech. Reszta dnia zleciała na kanapie. Gadaliśmy, śmialiśmy się, żartowaliśmy... Wieczorem nadal siedzieliśmy na kanapie. Do domu wparował nagle zdyszany Louis.
- Chłopaki! Mam śla... O cześć Victoria! - wyszczerzył się szatyn
- Cześć? Co masz? Jakie śla...?
- A nic! Nieważne. Jak Ci minął dzień z tymi zbokami?- zaśmiał się
- Całkiem miło
- Ale nie tak miło jak ze mną!
- Hmm...
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, włącznie z Louisem. Później oglądnęliśmy jakiś film. Czułam się dziwnie luźno w towarzystwie tych pięciu pajaców. Nie czułam się już spięta i przestraszona. Później poszłam do pokoju Louisa i położyłam się spać. Cały czas słyszałam jakieś krzyki z dołu. To nie były krzyki przerażenia czy bólu, tylko szczęścia i wkurwienia. Nie zwracając na nie uwagi zasnęłam.
Żądam rozdziału ósmego!
OdpowiedzUsuńI to jak najszybciej!
Potne sie mydłem
będziesz mieć mnie na sumieniu! ;D
Uwaga! Nataszo, oznajmiam ci iż ósmy rozdział zostanie opublikowany 29 najwcześniej :\ :'( mi też przykro... I jakoś to przeżyję ;D
UsuńCudeńko!
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie! I wcale nie było do banii! Było genialne. Boskie etc!
Lece nn
Buziaczki :*
A.