poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział 36

 Notka pod rozdziałem!

- Prawie dobrze. - powiedziała Perrie
Podeszła do Rose i pokazała jej, jak poprawnie ma trzymać broń. Dziewczyna przytaknęła i odebrała niebezpieczny przedmiot od blondynki. Przypatrywałam się jak celnie trafia w głowę jeżdżącego w różne strony manekina. Raz jej się udawało, a raz nie. Z ciekawością obserwowałam blondyna o imieniu Petera, który z wielkim zaangażowaniem i koncentracją strzelał z łuku, po czym rzucał sztyletem w tarczę.
- Na co patrzysz? - usłyszałam głos tuż przy moim uchu
- Na Petera.
- A to nie jest Paul? - spytała Edwards ze zmarszczonymi brwiami
- Nie. Paul ma krótsze włosy z tyłu, mniejsze oczy, jaśniejsze usta, mniej zarysowaną szczękę i trochę gęstsze brwi - wymieniałam
- Wow, nie spodziewałam się, że zwrócisz uwagę na takie szczegóły. Masz sokole oko. - zaśmiała się
Ja natomiast wzruszyłam ramionami. Spojrzałam w stronę skąd doszedł pewien huk. Jennifer leżała na niebieskiej macie, a Margharet, czyli Maggie słuchała Danielle, przytakując co jakiś czas. Odwróciłam wzrok w stronę Perrie, która wypowiadała w tej chwili moje imię.
- Spróbujesz? - spytała trzymając przede mną pistolet
Zmarszczyłam lekko brwi i skrzywiłam usta nie wiedząc całkiem czy strzelać czy nie. Jednak wzięłam spluwę i stanęłam jak mi nakazała. Skupiłam się dokładnie na celu, którym był manekin latający we wszystkie strony. Do moich płuc dotarło powietrze, gdy wzięłam głęboki wdech. Wszystko jakby zwolnił; do moich uszu nie docierały żadne dźwięki. Był tylko pistolet i cel. Pociągnęłam za spust, a pocisk wylądował na samym środku głowy.
- Świetnie. Możesz iść do Danielle. Ona nauczy cię walki wręcz. - powiedziała Pezz
Wypatrzyłam Dan i skierowałam się w jej stronę. Gdy byłam kilkanaście metrów od niej, coś przeleciało tuż obok mojego policzka. Poczułam jak płonie. Dotknęłam go opuszkami palców, po czym spojrzałam na nie. Krew. Zwróciłam wzrok przed siebie, czyli na drzwi. O framugę opierał się... Tom - człowiek Maxa. Chwila. Skoro żyje to nie może być człowiekiem. Na jego ustach malował się pewny siebie uśmiech. Zerwał się z miejsca i ruszył w moją stronę. Absolutnie cała sala, wszyscy, którzy się w niej znajdują zamarli na jego widok. Ja też. Co on tu robi? Gdy był ledwie pół metra ode mnie, byłam zmuszona podnieść głowę, by patrzeć na jego okropną twarz. Z wielką chęcią starłabym mu ten perfidny uśmieszek. Nikt na sali nie drgnął, jakby czekali na odpowiedni moment.
- Co ty tu robisz? - warknęłam
Uniósł rękę i chwycił nią moją brodę. Obejrzał z dumą soje dzieło, zrobione przez ostrze noża. Cofnęłam się kilka kroków w tył.
- Wróciliśmy. Nie myśl sobie, że tak łatwo się nas pozbędziecie. Nie da się zabić wampira zwykłą kulą strzelając mu w głowę. - prychnął
 Zmrużyłam oczy i patrzyłam na niego morderczym wzrokiem.
A jednak - nie są ludźmi.
- Nie martw się. Twój słodki Louisek cię ochroni. -zadrwił
Czułam jak się we mnie gotowało. Miałam ochotę rozkwasić mu twarz o podłogę. Kątem oka zobaczyłam, że Danielle i Perrie stoją w gotowości z nożami w dłoniach.
- No cóż, nie mam tu nic do roboty. Chciałem sprawdzić jak się masz. Do zobaczenia.
Ukłonił się lekko ze zwycięskim uśmiechem.
- Oby nie - prychnęłam
- Ja mam inne zdanie, kochana. - mrugnął do mnie
Po chwili zamiast stać tuż obok mnie był już przy drzwiach. Nie wiem jak to zrobił, ale po prostu tam był, po czym zniknął za drzwiami. Podbiegła do mnie Perrie jak i Dan, a wszyscy inny patrzyli się z rozszerzonymi oczami na mnie.
- Czego chciał? - spytała jedna z nich
- Nie słyszałaś? - zmarszczyłam brwi
Ona tylko pokiwała głową.
- Jak to? - zdziwiłam się - Nic a nic? Przecież nie byłaś daleko...
- On używał telepatii, skoro my tego nie słyszałyśmy - stwierdziła Perrie
- W takim razie ty też, bo tylko staliście i się na siebie patrzyliście z neutralnymi minami.- mruknęła Danielle
- Na prawdę? - spytałam - To... Nie jest normalne.
One tylko wzruszyły niepewnie ramionami. Po chwili wszyscy wrócili do treningu. Nie lubiłam zwracać na siebie uwagi i to było lekko... Żenujące, jeśli mogę użyć tego słowa. Sama nie wiem. Podeszłam do Dan.
- Więc? Co mi pokażesz? - spytałam
- Jak uderzać i takie tam. Potem pójdziesz do Alice. Ona ogólnie poprawi twoja zręczność i sprawność fizyczną. Słuchałam co brunetka do mnie mówi i starałam się to wykonywać. Powtarzałam jej ruchy z opanowaniem i koncentracją. Po jakimś czasie (kilku godzinach) byłam zmęczona, ale umiałam uderzać, jak ona i znałam wiele ciosów. Według niej szybko się uczę i dobrze mi idzie. Kilka godzin to dobrze? No licząc to, że normalni ludzie chodzą na zwykłe treningi i umieją cokolwiek dopiero po 20 godzinach, to... Tak, dobrze mi idzie. Według mnie najbardziej przydatny jest cios w splot słoneczny*. Kiedyś wypróbuję go na Harrym, jak mnie wkurzy. Od tej myśli na moje usta wpłynął złowieszczy uśmiech.
 Po treningu z Dan poszłam na kolejny - do Alice. Z nią po prostu ćwiczyłam szybkość, zręczność, siłę itd. Musiałam przejść tor przeszkód złożony z: strzelania z łuku i pistoletu, omijania czegoś, skakania przez coś, czołgania się... Wyglądało to jak w wojsku. Nic prostego, ale nic niewykonalnego. Po tych wszystkich męczących ćwiczeniach, treningach i innych bzdurach weszłam do tak zwanej szatni, o której nie miałam pojęcia. Ale jestem tu pierwszy raz. Raczej nie wiem absolutnie nic o tym budynku. W tej szatni byłam z Rose, Stacey i Jenn, bo Maggie i Emily już się zmyły.
- Jesteś na prawdę świetna. Trenowałaś już z nimi? - spytała Jennifer
- Jeśli mam być całkiem szczera to nie - uśmiechnęłam się koślawo, po czym zaśmiałam
- A jak do nich trafiłaś? - tym razem pytanie wyszło z ust Rose
- Wiesz... To długa historia - stwierdziłam
- Mamy czas. Jest dopiero 20.
Rudowłosa, a raczej czerwonowłosa Rose uśmiechnęła się do mnie, usiadła na ławce z ręcznikiem w dłoniach i patrzyła na mnie wyczekująco, jak Jenn i Stacey. Westchnęłam ciężko i zaczęłam im opowiadać, jak poznałam tych wkurzających bachorów. Tak właśnie będę ich nazywać. Okej, żartuję. Z ich min w sumie wyczytałam: smutek, współczucie, zdziwienie, oburzenie, lekki strach, a na samym końcu minę w stylu "Awwww", której nie umiem nazwać.
- To na tyle - skończyłam z uśmiechem
- Po pierwsze.. - zaczęła Jenn - Ugh, co za podłość! Jak tak można?! A po drugie: awww, to słodkie. - zachichotała
- Ciekawie się poznaliście - przyznała Stacey, która dotąd milczała
Przytaknęłam.
- Wiecie, chyba na mnie czas. - powiedziałam z uśmiechem
Wzięłam co moje i podeszłam do drzwi. Wyszłam z pomieszczenia, ale wszystkie światła były zgaszone, co mnie dziwiło i to bardzo. Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się wokół, ale nie widziałam nic prócz ciemności.
- Co jest? - szepnęła Jenn stojąc tuż za mną
- Chodźmy już. Nie lubię być w takich miejscach o późnej porze. - Rose zatrzepotała rzęsami krzywiąc się
- Ja też. - przyznałyśmy chórem wszystkie w trójkę
Wzięłyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy. Po omacku szukałyśmy włącznika światła na ścianach, lecz nic nie było. Szłyśmy gęsiego tuląc się do ściany. Pierwsza szła Jenn, po niej ja, Rose i na końcu Stacey. Droga dłużyła się niezmiernie. Przynajmniej miałam takie uczucie. Po chwili zderzyłam się z plecami Jennifer, a Rose z moimi.
- Co się... - zaczęłam
Jenn uciszyła mnie kładąc palec na moje usta. Zmarszczyłam brwi i czekałam, a strach wciąż narastał we mnie. Do moich uszu dotarły odgłosy ciężkich kroków. Zapewne Jennifer też je usłyszała, dlatego się zatrzymała. Dreszcz przeszedł przez moje plecy i resztę ciała. Stukot stawał się coraz głośniejszy, lecz po chwili ustąpił. Wrzeszcząca cisza wypełniła całe pomieszczenie, a może nawet budynek. Jednak przedarł się przez nią krzyk... A raczej wrzask Stacey. Bez namysłu pognałam przed siebie, razem z Rose i Jennifer. Wiem, to okropne, że ją tak zostawiłyśmy, ale to strach. Przed nim nikt się nie obroni, nie ucieknie ani nie ukryje. Atakuje, wtedy gdy się nie spodziewasz. Nagle. Dobiegłam z dziewczynami... Właściwie nie wiem gdzie. Wciąż było tutaj ciemno jak cholera. Ciężko dysząc oparłam się o ścianę, a raczej chciałam; zamiast niej na moim plecach poczułam zniekształconą powierzchnię. Przejechałam po niej dłonią i wyczułam niewielki, zimny przedmiot - klamkę. Szturchnęłam Jenn w rękę. Pociągnęłam za klamkę, a drzwi od razu ustąpiły. Weszłam do środka i przejechałam po ścianie obok mnie ręką. Wyczułam coś wypukłego. Nacisnęłam na to, a pokój rozświetlił się. Byłam w łazience. Jenn i Rose weszły do środka i zamknęły drzwi przekręcając w dziurce klucz. Nie wiem skąd się tam wziął, ale ważne że był.
- Co się tutaj dzieje? - spytała Rose dysząc jak po maratonie
Wyglądała jakby dostała prawie zawału. A może i tak było. Łzy prawie spływały po jej policzkach brudząc je tuszem. Nie dziwię jej się: w końcu to za nią stała Stacey.
- Nie wiem, ale nic dobrego - przyznałam
- Oni nas tu zamknęli. Samych z... Kimś - powiedziała, a jej źrenice rozszerzyły się
- Albo czymś. - oznajmiłam
Ta myśl przerażała mnie jeszcze bardziej.
- Musimy stąd wyjść. Jeśli nie złapie nas i zapewne zabije. - postanowiłam
Obie przytaknęły. Trzeba się stąd wydostać. W przeciwnym razie zginiemy tu. Stacey się o tym przekonała. Chwila. Tom... Wampir... Max. Max tu jest.
______________________________________________
*Splot słoneczny to czułe miejsce w klatce piersiowej. Cios ten odcina dopływ powietrza i człowiek traci przytomność. Przy dużej sile uderzenia umiera.

Siema!
Hmm... Pod ostatnim rozdziałem było ile komentarzy?
Pięć. A dlaczego?
Właśnie. Pytam was: czeeemu 5, a nie 8, jak przy poprzednim ;-;
Opuszczacie mnie? ;(
Smutno mi.
Poza tym mam dla was cholernie ważne pytanie.
Chcę napisać 2 cz. Fear, ale:
- Na innym blogu
- Pod innym tytułem, oczywiście
A to już od was zależy czy będzie druga część tego fanfiction czy też nie.
Czekam na wasze opinie o rozdziale i o moim pomyśle.
To co? Będzie tutaj te 7/8 komentarzy czy nie? 
Liczę na was i mam nadzieję, że się nie zawiodę <3
Kolejny rozdział, jak zwykle w Poniedziałek.
Przypominam o konkursie, który kończy się za 6 dni ;p
Dobra, nie będę już was zanudzać i  w ogóle.
Główne pytanie:
Ma być 2 część czy nie? To zależy od was.
Do zobaczenia!
Mrs. Styles xx

poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 35

- Mów - zażądałam
- Wydaje mi się, że jesteś... Alseidą.
- Czym? - uniosłam brwi
- Alseją. Wszystko na to prowadzi. Alseida to stworzenie o niezwykłych zdolnościach - zaczął czytać - Które potrafi: hipnotyzować, przewidzieć co stanie się do kilku minut, używać telepatii i wiele innych. Do 16 roku życia jej 'moce' są zablokowane. Po szesnastych urodzinach będzie mogła szukać swoich zdolności.
- Ja... Nie jestem człowiekiem? Jak to?!
- Nie wiem. Tu po prostu jest opis i zdolności.
- Jak się nią stała? Nic nie pisze? - spytał Zayn
Liam po chwili jeżdżenia wzrokiem i kartkowania zaczął czytać:
- Moc wrodzona.
- To znaczy, że... - zaczęłam
- Twoja matka była Verterią - wychrypiał Harry
- Skąd to wiesz? - spytałam
- Bo wiem. Ty jesteś hybrydą Verterii i Alseji.
- Ja wciąż nic nie rozumiem - pokiwałam głową - Może nie jestem przerażona, ale nie rozumiem. A co z Kate? Czym ona jest? Swoją drogą - gdzie jest Kate?
- W szkole, ale nie wiem czy ona też jest Alseją czy Verterią albo człowiekiem.. - powiedział Liam
- Ma 14 lat, za dwa lata się dopiero dowiem!?
- Tak - przytaknął
Moja mina wyrażała... Zaskoczenie, zdezorientowanie i frustracje. No, ale co w tym dziwnego skoro to właśnie czułam? Westchnęłam, oparłam łokcie o stół i schowałam twarz w dłoniach.
Do kuchni weszły Perrie i Danielle.
- Co się stało? - spytała Pezz
- Nie jestem człowiekiem.
- Co!? - pisnęły obie naraz - To kim?!
- Hybrydą Alseji i Verterii - oznajmił za mnie Harry
- To... Źle i to bardzo. - powiedziała Dan
Spojrzałam na nią pytająco.
- Max i reszta żyją. Zapomnieliście do jasne cholery, że oni szukają takich stworzeń?! Ona nie jest ani trochę bezpieczna
Dreszcze przeszył moje ciało.
- Nathan, wiesz gdzie mogą być? Ale jak zachowasz się jak nędzna szuja, od razu cię zabiję, jasne? - warknął Louis
- Rozumiem, ale nie wiem gdzie mogą być. Zawsze zmieniają te 'kryjówki' - wzruszył ramionami
Z ust Thundera wydobyła się wiązanka przekleństw. Oparł się plecami o blat i skrzyżował ramiona na piersi.
- Więc? Co robimy? Musimy ich zabić, jak nie to będzie gorzej.
- Ich jest więcej. - mruknął Nathan ledwo dosłyszalnie
- Że co, proszę? - warknął Harry
- Jest ich mnóstwo. Kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset. 
Spojrzałam na Zayna, który patrzył na Nathana złotymi, morderczymi oczami. Wyglądał jakby zaraz miał się na niego rzucić i zabić. Zayn, błagam, bez scen. Mulat spojrzał na mnie i przytaknął. Chwila... Co? On... To usłyszał? Czyli mogę używa jakiejś telepatii, czy czegoś w tym rodzaju?!
- Najwyraźniej - powiedział Harry patrząc na mnie
- Przestań czytać mi w myślach - wywróciłam oczami
Brunet uśmiechnął się dziecinnie i wrócił do rozmowy z Nathanem i Louisem.
Zjadłam tosty, zrobione przez, tak właściwie nie wiem kogo i wyszłam z kuchni a raczej chciałam wyjść.
- Nie tak prędko. Wracasz i siadasz - Harry pokazał palcem wskazującym na mnie, następnie na krzesło
Mimowolnie wywróciłam oczami, a z moich ust wydarł się jęk niezadowolenia. Co ja dzieckiem jestem?!
- No już, nie marudź.
Odwróciłam się i usiadłam z powrotem na moim miejscu. Wystukiwałam paznokciami nieznany mi rytm na szklanym stole. Gapiłam się na odwróconego do mnie tyłem Louisa i aż mnie korciło, żeby spojrzeć na jego boski tyłek. Oj, przepraszam bardzo! To nie moja wina, ze on musi być tak perfekcyjny! Po chwili sama siebie przyłapałam na zbyt długim patrzeniu się na to co nie powinnam. Zayn chyba też to zauważył, bo zaczął się chichrać pod nosem.
- Myślisz, że nie wiem? - spytał Louis odwracając się do mnie z zadziornym uśmiechem
No gorzej być nie mogło...
Zapewne byłam czerwona, jak cegła.
- Chodź, zrobimy coś ciekawszego, bo zaraz się rozpłyniesz - powiedziała Perrie
Wstała i wyciągnęła mnie i Danielle z kuchni. Zayn, nie wiem po co, poszedł za nami.
Usiadłyśmy na kanapie, a Zayn w fotelu.
- Czyli.. Co ja potrafię? - spytałam
- Liam ci przecież mówił - zauważył Zayn
- Dokładniej, proszę.
- Taka hybryda to potężne stworzenie, więc o wiele więcej niż ci się wydaje.
- Wymienisz co dokładnie? - jęknęłam
- Telepatia, hipnotyzowanie, przewidywanie przyszłości do kilku minut, wydaję mi się, że Verterie umieją jeszcze sterować przedmiotami za pomocą siły umysłu... Potrafisz mnóstwo rzeczy. Jesteś jak żywa broń!
- To pewnie dlatego Max jej szuka - powiedziała Dan
- Na pewno, dlatego.
Zaczęłam patrzyć się na Zayna morderczym wzrokiem, z przymrużonymi oczami.
- Co robisz? - spytał gdy zorientował się, że tak się na niego gapi
- Próbuję użyć laserów w oczach - odparłam
Wszyscy zaczęli się śmiać, a ja im zawtórowałam.
- A ja się już bałem, że chcesz mnie prześwietlić - wyszczerzył kły
- Eh, nie ma na co patrzeć - zaśmiałam się
Chłopak spoważniał i spojrzał na mnie w poważną miną. Uniosłam brwi patrząc na niego pytająco.
- Oj nie, tak się ie będziemy bawić.
Wstał z miejsca i podszedł do mnie. Spodziewałam się, że zaraz dostanę, ale zamiast tego zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się w niebo głosy.
- Przestań! - pisnęłam wijąc się na kanapie
- Jak powiesz co ci kazałem.
- Nigdy! Mama mnie uczyła, że nie wolno kłamać - zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej
Na stole, na poziomie mojego wzroku, leżała zielona piłka do tennisa. Wystawiłam rękę w jej stronę, lecz była za daleko. Po chwili jednak zamiast leżeć wciąż na stole wylądowała w mojej ręce, jakby ktoś mi ją rzucił. Zamachnęłam się i rzuciłam ją cholera wie gdzie. Zayn zszedł ze mnie i pobiegł za piłką. Nie sądziłam, że to zadziała, no ale skoro jest wilkiem... Już nic mnie w życiu nie zdziwi. Usiadłam na kanapie, a do salonu wszedł Liam.
- Dan i Perrie, Max pytał czy chcecie iść z Alice na szkolenia nowych.
- Jasne! - odparły chórem
- Szkolenia? - mruknęłam unosząc brew - Co to?
- Może też pójdziesz? - zaproponowała blond włosa
- Umm... Czemu nie - wzruszyłam ramionami
Dziewczyny wyszukały mi odpowiedni według nich strój, czyli czarną skórzaną kurtkę, czarne legginsy i tego samego koloru buty na koturnie, ozdobione srebrnymi kolcami. No nie powiem, ale wyglądałam w tym zajebiście. I wcale nie, nie mam zbyt wysokiej samooceny, bo takie myśli mam raz na Ruski rok! Wyszłam z domu z dziewczynami i wsiadłam do ich samochodu. Siedziałam z tyłu patrząc i stukając wściekle niebieskim paznokciem o szybę. Nie znałam rytmu, jaki wystukiwałam, jednak w końcu przypomniałam sobie, że to moja ulubiona piosenka. Była piękna. Zaczęłam ją sobie pod nosem nucić.
Ze smutnej miny i świata marzeń wyrwał mnie chichot blond włosej, siedzącej na miejscu kierowcy. Spojrzałam w lusterko w jej oczy z uniesioną brwią i pytającym wzrokiem. Ona tylko uśmiechnęła się do mnie szeroko z miną Aniołka. Wywróciłam oczami i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Nim się obejrzałam Dan powiedziała, że jesteśmy na miejscu. Nie chciało mi się wysiadać. Wolałam raczej spać, ale skoro z nimi pojechałam, to nie mam innego wyjścia. Wygramoliłam swoje tłuste cztery litery z samochodu i poszłam za nimi w stronę budynku, który wyglądał, jak jakaś szkoła, ale był niewiele mniejszy. Weszłyśmy po marmurowych schodach, przeszłyśmy przez szklane, duże drzwi, tym samym wchodząc do - jak sądzę - głównego korytarza budynku. Jeśli chodzi o wygląd to było tutaj na prawdę przestronnie, czysto i schludnie. Pastelowy turkus pokrywający ściany idealnie pasował do czarnych kafelek znajdujących się pod moimi stopami. Było tu kompletnie pusto. Nie widziałam żywej duszy, lecz głosy i huki docierające do moich uszu podpowiadały mi, iż nie jesteśmy tu same. Szłam za dziewczynami podziwiając wygląd budynku. Po chwili doszłyśmy do stalowych drzwi. Gdy weszłam di środka, moim oczom ukazała się ogromna sala. A co przyciągnęło moją uwagę, to jej wyposażenie. Na panelowej podłodze leżały błękitne, grube maty, wszędzie poustawiane były manekiny, z sufitu wisiały worki treningowe i Jedna długa lina, na ścianach sporej wielkości tarcze. Na przeciw jednej ze ścian pomieszczenia znajdowała się długa ława, a na niej pokaźna ilość wszelkiego rodzaju broni. Kilkanaście metrów dalej stały manekiny wykonane z... Sama nie jestem pewna, ale chyba z papieru. W pomieszczeniu była tylko jedna kobieta odwrócona do nas tyłem.
- Mrs. Smith! - zawołała Perrie
Kobieta odwróciła się, a ja mogłam poznać, iż jest to żona tego całego Maxa. Uśmiechnęła się do nas szeroko.
- Prosiłam byś mówiła mi po imieniu - zaśmiała się
Blondynka skinęła głową.
- Oh, widzę, że zabrałyście ze sobą Nathalie. Miło cię widzieć, kochanie.
- Panią również - uśmiechnęłam się
- Mów mi Alice. - powiedziała, a ja przytaknęłam
- Kiedy przyjdą nowi? - spytała Danielle
- Powinni być za jakieś 15 minut. W tym roku mamy ich więcej niż w zeszłym.
- A co stało się z poprzednimi? - zadałam pytanie
- Większość nie żyje, a reszta wyjechała. Jeszcze żywi są w innych miastach, by informować nas o zmianach.
- Oh - mruknęłam
To chyba wszystko co udało mi się z siebie wydusić.
- Ile będzie ich dokładnie? - spytała Perrie
- Jakieś 10. Więc weźmiecie po piątce, a Nathalie będzie oglądać.
- Mamy ich szkolić?!
- Tak. Liam nic wam nie powiedział?
- Jakoś nie wspominał. - warknęła Dan
Po niecałych 20 minutach do sali weszli 'nowi'. W tym 5 dziewczyn. Niezbyt wychodziło mi spamiętanie wszystkich imion, więc wszyscy mieli identyfikatory czy coś w tym stylu. Było ich 10, jeśli mam wymieniać te imiona to: Stacey, Jennifer, Rose, Emily, Maggie, Peter, John, Paul, Jace, Oscar. W tym Paul i Peter byli braćmi bliźniakami, których z łatwością mogłam odróżnić, mimo, że wszystkim sprawiało to sporo problemów.
__________________________________________________

Ten rozdział dedykuję Styles Olesi, której blog jest o tu: http://dontremember-fanfiction.blogspot.com/ 
Jestem absolutnie zakochana w tym fanfiction, bo jest przepiękne i warto wejść :') <333
 Od razu mówię, że takich stworzeń nie znajdziecie nigdzie, ponieważ są one wytworem mojej chorej wyobraźni :-D
Jestem na MAXA zaskoczona, że na serio udało wam się napisać aż 7 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jestem z was taka dumna :'')
Nie sądziłam, że wam się uda <3
DZIĘKUJĘ <3333333
Okey, ale skoro udało wam się dociągnąć do tych 7 komentarzy, to ich liczba ma nie spaść!
Ale niech będzie, że 6 to minimum. ;P
Ale do rzeczy...
Jak wam się podobało?
Przypominam, że wciąż możecie wysyłać mi propozycje i prace na maila ;3
PS. Zauważyliście coś w autorze? :-D
Yeeeaaah! Now I'm Mrs. Styles XD

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 34

 Rozdział może zawierać fragment "+16". xd
Przeczytaj notkę pod spodem!!!

 - A co JA mam na to powiedzieć?! - krzyknęłam - To nie moja wina!
- Niall cię pocałował, a teraz Harry!
- Oboje wbrew mojej woli! Kiedy to wreszcie zrozumiesz?!
- Ygh, jesteś niemożliwa! - prychnęła Perrie
- Mówię przecież, że to oni, nie ja!
- No dobra! Wierzę ci, ale Thunder nie będzie zadowolony!
- Jakbym nie wiedziała - zadrwiłam
Drzwi mojego pokoju otworzyły się z hukiem, a za nimi stał Louis. Perrie wyszła z pokoju ze spuszczoną głową i troskliwym spojrzeniem skierowanym we mnie. Będzie ze mną aż tak źle? Może nie.
- Lou, ja na prawdę nie chciałam... - zaczęłam się tłumaczyć
- Stój - westchnął i spojrzał w moje oczy - Czy ty na prawdę myślisz, że ci uwierzę? Całowałaś się z Niallem. Zayn powiedział mi, że to on, więc zrozumiałem. Ale teraz całujesz się z Harrym?! O co chodzi? Nie wystarczę ci?! Harry jest lepszy, tak?!
- Lou, to nie tak. Nie chciałam tego. Proszę uwierz mi. Kocham cię. Nie pocałowałam Harry'ego.
Moje oczy zaszkliły się, a łzy zaraz miały spaść na moje blade policzki.
- On cię pocałował?
Przytaknęłam. Błagałam w myślach, by mi uwierzył.
- Ufam ci i nie chcę, żeby to się powtórzyło.
Zamknął mnie w swoich ramionach i schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Ja też cię kocham - wyszeptał
Na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Cieszę się, że mam tak cudownego chłopaka. Drzwi od pokoju trzasnęły, a do środka wbiegł zziajany Harry.
- Oj, kiepska kondycja braciszku - zaśmiałam się
- Kiepska?! Ty sobie jaja robisz?! Ja mogłem umrzeć!
Uniosłam jedną brew do góry i spojrzałam na niego pytająco.
- Ugh, Liam się zdenerwował, bo powiedziałem coś niestosownego do sytuacji, a teraz rzuca we mnie, jasna cholera, jakimiś czarami!
Usłyszeliśmy głos Liama z dołu:
- Dobrze wiesz, że cię w końcu dopadnę, Harry!!
Wyżej wymieniony pisnął z przerażoną miną i schował się za mną. Louis wyszedł z pokoju kręcąc głową ze śmiechem, a ja stałam przed Harrym, jak kołek. Do pomieszczenia wpadł Liam ze wściekłą miną i żarzącymi się na biało dłońmi. Otworzyłam szerzej oczy i rozdziawiłam usta. On mówił serio?!
- L-Liam, spokojnie - wydukałam
Sama byłam paskudnie przerażona, a mój durny, starszy brat - dosłownie - trząsł się za moimi plecami.
- Bądź mężczyzną, do jasnej cholery!
Dłonie Liama przestały się świecić, za to zapłonęły jasnym światłem. To światło było po prostu cudne, ale nie zmienia to faktu, że mnie przerażało.
- Jak mam być mężczyzną, kiedy chcesz mnie zabić?!
Chwyciłam drżące dłonie Harry'ego i zdjęłam je z moich bioder. Co za ciota. Podeszłam do Liama, chwyciłam go za twarz i spojrzałam poważnie w oczy.
- Spokojnie. On nie chciał - szepnęłam
Podziałało. Zupełnie, jak z Zaynem. To dość.. Dziwne.
Z ust Harry'ego wydobyło się ciche przekleństwo, a Liam stał w tej samej pozycji i patrzył w moje oczy, jak zahipnotyzowany. To jest... Bardzo dziwne. Odwróciłam głowę by spojrzeć na Harry'ego.
- Jak ty to robisz? - spojrzał na mnie prawie, że z wyrzutem - To niemożliwe. Coś jest nie tak. Nie możesz być człowiekiem skoro to umiesz... Czym ty możesz być?
Z zamyśloną miną i nieobecnym wzrokiem wyszedł z pokoju. Klepnęłam Liama kilka razy w policzek, a on otrząsnął się.Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, każdy pogrążony we własnym umyśle.
- Kim ja jestem? - spytałam
- Nie mam pojęcia - spuścił głowę - Ale nie zostawię tak tego. Dowiem się.
Zostawił mnie samą i zamknął za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku kompletnie zapominając o otaczającym mnie świecie. Zawsze byłam normalna. Oni coś we mnie zmienili? Czym ja w ogóle mogę być?! Nie wiem i póki co niech tak zostanie. Może to tylko jakieś głupie... Sama nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Wzięłam długi, gorący prysznic, ubrałam piżamę i nawet nie myśląc o suszeniu mokrych włosów położyłam się w łóżku. Na biodrze poczułam chłodną dłoń, a całe moje ciało przeszył dreszcze. Przymknęłam oczy czując na szyi gorący oddech. Odchyliłam głowę do tyłu. Po chwili leżałam już na plecach wpatrując się w dwa jasne punkciki nade mną i malinowe usta, po których przejechał język.Położyłam rękę na ciemnym materiale jego koszulki, po czym zdjęłam ją. Mówią, że nikt nie jest idealny... Mylą się i to cholernie. Mam tu, przed sobą perfekcyjnego mężczyznę, w każdym calu.Moja dłoń powędrowała do jego pasa. Jednak na moim nadgarstku pojawił się uścisk, blokujący moje wcześniejsze ruchy.
- Nie będę się z tobą kochał - zaśmiał się
- Dlaczego? - spytałam zdezorientowana
- Bo nie jesteś na to gotowa.
- A skąd ty możesz wiedzieć czy jestem czy nie? - fuknęłam
On tylko zachichotał pod nosem i pokiwał głową.
- Zrobię to, kiedy będzie czas.
Pocałował mnie w nos, który po chwili zmarszczyłam, a on położył się obok mnie, objął ramieniem w pasie i przycisnął do siebie. Kreśliłam palcem abstrakcyjne wzory na jego nagiej klatce.
- Dziwnie się to zaczęło - szepnęłam
- Co? - spojrzał na mnie pytająco
- To jak się poznaliśmy.
- Proszę, nie wracaj do tego
- Dlaczego?
- Bo rani mnie to, jaki byłem w stosunku do ciebie. A jeszcze bardziej fakt, ze mnie nienawidziłaś.
Ale zasługiwałem na to i wciąż zasługuję. - westchnął - Czasami mam ochotę wpakować sobie kulkę w łeb.
- Ale nie możesz.
- Dlaczego niby?
- A ja to co? Kocham cię, a ty nie możesz tak po prostu się zabić!
- Ja ciebie też, kwiatuszku - zaśmiał się
Zanim się spostrzegłam zasnęłam w ramionach Lou.
***
Obudził mnie dotyk na ramieniu i policzku. Szeroki, leniwy uśmiech wpłynął na moje usta.
- Dzień dobry - usłyszałam tuż koło ucha
- Okaże się czy taki dobry - zaśmiałam się
- O to właśnie się staram - pocałował mnie delikatnie w policzek i odsunął się
- A co stało się z Niallem? Nie widziałam go od tamtego czasu..
- Jak by to powiedzieć...
- Nie zrobiłeś mu nic, prawda? - spojrzałam na niego poważnie
Szatyn jeździł nerwowo wzrokiem po pomieszczeniu i drapał się po karku. Typowe.
- Jest w szpitalu. - powiedział w końcu
- Louis!
- Wiem co zrobił! Zasłużył na to!
Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, a on tylko spuścił głowę na dół. Wstałam z łóżka, wzięłam ubrania i weszłam do łazienki. Zdjęłam piżamę i weszłam do kabiny prysznicowej.
Ciepły strumień oblał moje ciało rozluźniając wszystkie mięśnie. Stukanie kropli o przeźroczyste ściany prysznica i białe dno dudniło w mojej głowie. Nic więcej nie słyszałam prócz wody lejącej się na mnie. Jednak dźwięk otwierających się drzwi zakłócił mi to. Nie odwracając się spojrzałam przez zaparowaną szybę kto wszedł do łazienki, lecz nic nie zauważyłam. Może mi się zdawało. Po chwili usłyszałam jak drzwi kabiny otwierają się, a w moje plecy uderza zimne powietrze, przez co przeszły mnie dreszcze. Zacisnęłam mocno oczy i stałam w bezruchu. Po chwili od moich bioder do ramiona przejechała dłoń, a drzwi kabiny zamknęły się. Spojrzałam w górę.
- Mówiłeś, że nie jestem... - zaczęłam
- Tak. - przytaknął - Ale wspólny prysznic to nie jest współżycie, kochanie - zaśmiał się
Woda kapała z jego przyklapniętych na czole włosów i nosa. Odgarnęłam jego grzywkę w tył, podniosłam się na palcach i musnęłam jego ust.
Chłopak wycisnął na dłoń różany płyn pod prysznic. Stałam oparta brzuchem o jego tors, a on jeździł dłonią po moich plecach, przez co z moich ust wydobywały się ciche pomruki.
- Aż tak ci dobrze? - zaśmiał się
Przytaknęłam tylko i przymknęłam oczy z wielkim uśmiechem. Spłukałam pianę z moich pleców.
- Odwróć się - powiedziałam
Szatyn uniósł brew i spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja wywróciłam oczami. Chichocząc odwrócił się, a ja błądziłam dłońmi po jego plecach wmasowując w skórę jego płyn pod prysznic, który pachniał cudnie.
Po ubraniu się wyszliśmy z łazienki, a Louis chwycił mnie za dłoń i splótł nasze palce. Spojrzałam na jego z uśmiechem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jest mój. Weszliśmy do kuchni i przywitaliśmy się z resztą.
- Lou, przepraszam. Ja... - zaczął Harry
- Okey, zapomnij. - powiedział
Brunet pokiwał głową i wrócił do jedzenia płatków. Mimo wszystkich kolczyków, tatuaży, zachowania, głosu i charakteru Harry jest jak dziecko. Uroczy, bezbronny i strachliwy. Po prostu cudo. Usiadłam obok niego i uśmiechnęłam się pocieszająco, co od razu odwzajemnił. 
- Chyba wiem czym jesteś - powiedział Liam patrząc w książkę
W dłoni trzymał ołówek i bawił się nim między palcami. Przygryzł dolną wargę i spojrzał na mnie znad książki.
- Mam pewne przypuszczenia. - mruknął
- Mów - zażądałam
- Wydaje mi się, że jesteś...
_________________________________________________________
Zawiodłam się!
Napisaliście jedynie 5 komentarze pod ostatnim rozdziałem!
Weźcie się w garść!
Nie ma komów - nie ma rozdziałów.
No jak możecie??
Przykro mi teraz ;(((
Wydaje mi się, ze coraz mniej osób czyta ;-; Znów.
Jeśli będzie tutaj 6 komentarzy wrzucę 35 rozdział za obiecany tydzień.
Jak "nie, to nie" ma rozdziału :(
Bay <3

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 33

- Co?! - krzyknęłam - Ja nie będę nikogo zabijać! Wybij to sobie!
- Czekaj! - przerwał mi - Musisz umieć po prostu posługiwać się pistoletem, łukiem i nożem. Ty po prostu musisz i nie ma żadnego, 'ale', zrozumiano?
Czy on właśnie powiedział do mnie 'zrozumiano' czy mi się tylko wydawało?
Zmarszczyłam brwi i patrzyłam na niego wrogo. Louis jednak nie wtrącał się do rozmowy, jakby wiedział, że tak ma być.
- Nathalie, wiem, że nie chcesz, ale nie dasz sobie rady w naszym świecie bez takich umiejętności - westchnął - Poza tym Liam miał chyba rację...
- Z czym niby? - uniosłam brew
- Nie jesteś zwykłym człowiekiem.
- Więc kim ja jestem?!
- Nie wiem. Wciąż rozkminia siedząc w pokoju z kupą książek. Jak czegoś się dowie to przyjdzie, okej?
Brunet wstał z miejsca i wyciągnął w moją stronę rękę, a ja spojrzałam na niego pytająco.
- No chodź. Pokażę ci czym będziesz się posługiwać. - uśmiechnął się zachęcająco
Jednak nawet jego biały, słodki uśmiech z dołeczkami mnie do tego nie przekonał. Pokiwałam przecząco głową.
- Bo wyciągnę cię siłą - ostrzegł uśmiechając się szerzej
Zacisnęłam pięści na siedzeniu mojego krzesła i nie drgnęłam nawet milimetr.
- Sama tego chciałaś - wyszczerzył białe zęby
Chwycił mnie za biodra i uniósł w górę. Przewiesił mnie sobie przez ramię i tak po prostu wyniósł mnie z kuchni. Zaczęłam go walić pięściami po plecach, a on stanął w miejscu.
- Jeszcze raz mnie uderzysz, a pożałujesz - warknął, ale wiedziałam, ze jest rozbawiony tą sytuacją
Za to JA nie! Harry zaczął znów iść.
- To puść mnie! - krzyknęłam na prawie cały regulator
- Nie drzyj się! Zaynowi odpadną uszy.
- Jesteś okropnie nie wygodny.
- Zmieniłabyś zdanie, jeśli wylądowałabyś w innej pozycji - zaczął się śmiać
- A co to niby miało znaczyć?
- Gdybyś chciała spróbować czegoś nowego. No wiesz...
- Jeszcze czego?! Możesz pomarzyć - prychnęłam zła, a on tylko się zaśmiał - A ty skąd wiesz? - uniosłam brew
- Ja wiem o tobie więcej, niż ty sama.
- Aha, już to widzę.
Po chwili wszedł do jego pokoju. Postawił mnie na ziemi i bezproblemowo odsunął wielką, dębową szafę. Za nią były niewielkie drzwiczki. Przechyliłam głowę na lewą stronę i patrzyłam na nie z zaciekawieniem. Wyglądałam zapewne jak małe dziecko, widzące coś ciekawego pierwszy raz. Harry otworzył je. W środku znajdowała się masa sztyletów, pistoletów, które nie przypominały takich zwykłych broni i kilka wielkich łuków. Moje usta ułożyły się w idealne 'o'. Chłopak zaśmiał się na moją reakcję i wziął do rąk jeden z pistoletów. Obrócił się w moją stronę i podał mi go. Jednak ja odsunęłam się o krok kręcąc przecząco głową.
- Nathalie, chodź tu. - warknął
Widać, ze powoli miał dość i tracił cierpliwość do mnie.
- Ale ja nie chcę - jęknęłam
- No już, podejdź - powiedział wskazując na miejsce obok niego
Niepewnie, ze skwaszoną miną podeszłam do niego.
- Śmiesznie wyglądasz jak, tak marszczysz nos - zachichotał
Wywróciłam oczami na jego uwagę.
- Co mam zrobić? - spytałam
Harry bez słowa wziął łuk i wyprowadził mnie z domu. Szliśmy tak chwilę, aż doszliśmy do początku lasu, który widziałam pierwszy raz na oczy. 
Brunet stanął za mną i owinął mnie ramionami trzymając moje ręce, w których miałam pistolet.
- Do czego służy? Nie wygląda na normalny - stwierdziłam oglądając go ze wszystkich stron
- Bo nie jest - szepnął do mojego ucha, a przez całe moje plecy przeszły przyjemne dreszcze - Musisz nakierować go na klatkę wampira i strzelić.. O tak
Zagryzł dolną wargę i pociągnął mój palec znajdujący się na spuście. Ze spluwy wyleciało coś na podobieństwo... Kołka z kolcami i wbiło się w korę drzewa.
- Wampira? - szepnęłam z nadzieją, iż się przesłyszałam
Jednak on przytaknął. Odłożył pistolet i chwycił łuk. Ustawił się za mną jak poprzednio. Lekko nachylił się, by ustawić strzałę, przez co musnął ustami mój policzek. Przez całe moje ciało przeszła fala gorąca. Nakierował łuk i wystrzelił z niego strzałę, która wbiła się tuż obok kołka z pistoletu. Przez dobrych kilka godzin ćwiczyłam strzelanie z łuku, ale mi to nie wychodziło. Miałam jeszcze przed sobą do ogarnięcia ten pistolet na wampiry. Okazało się, iż szło mi z nim o wiele lepiej niż z łukiem. Poszło łatwo.Nadal Harry pomagał mi z łukiem. W końcu stanął przede mną i zaczął dokładnie tłumaczyć jak mam to robić. Gdy mi wytłumaczył stanął obok, a ja spróbowałam strzelić w to nieszczęsne drzewo... I.. Udało się! Pierwszy raz od wielu godzin mi się udało! Harry z zaskoczoną miną podbiegł do mnie szczęśliwy i przytulił. Po chwili nasze twarze znajdowały się milimetry od siebie. Stykaliśmy się nosami. Jednak jakaś siła nie pozwoliła mi się cofnąć. Brunet położył chłodną dłoń na moim policzku i przybliżył się o tyle ile było to możliwe po czym pocałował delikatnie moje usta...
______________________________________________________
Siema!
Przypominam jeszcze raz o konkursie, który został przedłużony do końca listopada. 
Jak wam się podoba nowy wygląd? Mi bardzo :3 
I jeszcze jedno: dziękuję serdecznie, cholernie, bardzo, 
z całego serca, że coraz więcej komentarzy widzę pod rozdziałami :3
 Jest mi niezmiernie miło. 
Dziękuję także za to, że aż 7 osobom chciało się zaobserwować bloga ^^ 
Jestem iście uradowana. 
Dziękuję jeszcze raz wam wszystkim, że ze mną jesteście :') 
6 komentarzy = next 
Do zobaczenia, kociaczki ;*
PS. Wiecie, że teraz rozdziały wrzucam raz w tygodniu, nie? ;)