sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 14

 Cześć! Mam pewien dylemat... :\ Nie wiem czy mam już pisać Nathalie czy Victoria? Ja tam mogę pisać Nathalie, ale jak Wy chcecie. Z resztą zobaczcie sami co napisałam. (oczami...) XD Miłego czytania :)

Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię. Powtórka!
- Czego znowu? - mruknęłam zaspana
- Za dwie godziny szkoła, księżniczko. Myślałem że dziewczyny potrzebuję więcej czasu żeby się przygotować, więc Cię obudziłem. - powiedział ten cudny męski głos Louisa
- Serio? Nie pomyślałabym - wywróciłam oczyma - A teraz, błagam wyjdź i obudź mnie za godzinę czy coś - powiedziałam ospale
- Okej, ale żeby nie było to nic nie jesz i spóźnisz się do szkoły, jak Cię obudzę pięć minut przed lekcją - krzyknął z korytarza
Mruknęłam serię przekleństw pod nosem i wygrzebałam się spod cieplutkiej kołdry. Skoro do rozpoczęcia zajęć były jeszcze dwie godziny, postanowiłam wziąć prysznic. Po tej czynności ubrałam się, wysuszyłam włosy i zaczesałam w kucyka, po czym wyszłam z łazienki. Zorientowałam się że nie mam książek, plecaka ani właściwie niczego. Zbiegłam na dół. Na kanapie siedziała Perrie z Danielle.
- Um... Cześć - przywitałam się
- O siemka! Jak się spało? - spytała Pezz
- Dobrze, ale dzisiaj mam zajęcia w szkole. Nie mam ani książek ani plecaka! Co Ja mam zrobić? - spytałam ukazując wyraźny grymas na twarzy
- Skarbie, ze sprawą z książkami idź do Louisa lub Liama. A co do plecaka to się nie martw, bo pożyczę Ci jakąś moją torbę - Danielle puściła mi oczko
Brunetka zerwała się z kanapy i poszła na górę, wymijając mnie. Pezz nadal siedziała na kanapie i ciepło się do mnie uśmiechała.
 - To ja pójdę zrobić Ci śniadanie, a ty idź się dowiedz coś o tych książkach - powiedziała, po czym zniknęła w kuchni
Wbiegłam znów na górę. Odnalazłam pokój Liama i zapukałam do niego. Odpowiedziała mi tylko cisza, więc powoli otworzyłam drzwi. Wetknęłam między nie głowę i starałam się wyszukać wzrokiem Liama. Nie było go, więc pomyślałam że już wyszedł. Ale dziewczyny mi mówiły żebym poszła się zapytać jego lub... Louisa! Znów zamknęłam drzwi i zanim zdążyłam się odwrócić wpadłam na coś. Lub raczej na kogoś.
- No cześć. Może następnym razem będziesz patrzeć co robisz i gdzie idziesz? - zaśmiał się
Chłopak nadal trzymał moje ramiona, dzięki czemu nie poleciałam na podłogę.
- Um... Cześć. I przepraszam. Mógłbyś mnie już puścić?
- Tak, a gdzie miałaś zamiar siać postrach i zniszczenie? - zachichotał
- Tak sądzę że u Thundera. - mruknęłam - Nie wiesz gdzie On jest?
- A po co Ci On? Pytaj mnie, skarbie. - wyszczerzył się
- Po pierwsze: żadne skarbie! A po drugie: nie mam książek do szkoły
- Po pierwsze: będę Cię nazywał jak mi się podoba. Po drugie: To nie mam pojęcia co z tym zrobić, więc Thunder jest w garażu.
- Dzięki i... Puść mnie wreszcie, Harry! - krzyknęłam
- Dobrze, skarbie. Nie denerwuj się tak - mrugnął do mnie
Chłopak puścił mnie i odszedł z zadziornym uśmiechem do swojego pokoju. Teraz moim zadaniem jest odnaleźć garaż. Nie mam pojęcia gdzie to jest, więc...
Weszłam do pokoju Harry'ego. To co zobaczyłam zatkało mnie niemiłosiernie. Harry stał przede mną w samych bokserkach. Trochę mi głupio było, no ale cóż. Życie.
- Mógłbyś mi powiedzieć gdzie jest garaż? - spytałam zachowując 'jego' minę, czyli 'pokerface'a'
- Sama sobie nie umiesz nic znaleźć?! - spytał poirytowany - W dół, korytarzem prosto, przy drzwiach wejściowych są drugie, metalowe. Tyle! Ciężko? Idź już, bo jak widzisz mam co robić!
Wywróciłam oczami, śmiejąc się cicho pod nosem.
 Poszłam tak jak pokierował mnie Pan-Spierdalaj-Bo-Mam-Co-Robić. Stanęłam przed metalowymi drzwiami. Pchnęłam je, ale ani drgnęły. Po kilku próbach 'jebania' się na drzwi, otworzyły się. Weszłam do środka. Mój Boże, czy już jestem w niebie?! Stało tam... Jakieś 15 samochodów!!! Mam wymieniać?!
Więc tak... Czerwone Ferrari, czarne Porshe, niebieskie Subaru, srebrne BMW, czarny Ford Viesta, purpurowa Honda, srebrna Toyota, Volkswagen o kolorze głębokiej czerni, Volvo w ciemnym kolorze oceanu, żarzący się na czerwono Peugeot, złoty Opel, Land Rover w cętki, Lamborghini złote! Rozumiecie to? Złote Lamborghini!!! Jeszcze srebrny Jaguar, turkusowe Isuzu i Mitsubishi, które było... Koloru, coś między srebrnym a zielonym. Myślałam że padnę trupem na miejscu. Moje usta rozchyliły się, a oczy wyszły na wierzch. Nigdy w życiu nie widziałam tylu cudnych samochodów naraz!! Nie mogłam znaleźć Louisa. Korzystając z okazji, przeszłam się po garażu i oglądnęłam samochody. Nagle potknęłam się o coś, prawie się przewracając. Zwróciłam wzrok ku temu, czemuś na podłodze. To były nogi. Nogi!!! A gdzie reszta?!?!
Spod samochodu wyjechał Louis na desce. Leżał sobie na deskorolce i zapewne naprawiał samochód. Wyjechał spod auta i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

*Oczami Louisa*

Znowu nam się samochód zepsuł, a Ja mam jutro wyścig! Leżałem na jakże wygodnej deskorolce pod samochodem i starałem się ogarnąć co się stało z amortyzatorami. Nagle usłyszałem że drzwi się otworzyły i ponownie zamknęły. Nie bardzo się tym przejąłem, bo pomyślałem że to któryś z chłopaków przyniósł mi to o co prosiłem. Jednak poczułem że coś dotknęło mojej nogi, więc wyjechałem spod auta. Moim oczom ukazała się Victoria, zamiast Zayna. Trochę mnie zdziwiło że wie gdzie jest garaż i że się tu w ogóle znalazła.
- Cześć. - powiedziała
- Hej, po co tu przyszłaś? Jestem jakby zajęty. - mruknąłem, wycierając smar z czoła
- Miałam się Ciebie zapytać, co z moimi książkami do szkoły. Tak poza tym... po co Wam aż tyle samochodów? - spytała z wyraźnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy
- Takie tam... Wieczorem Ci powiem. Podobają się?
- Jasne!
- Które najbardziej? - spytałem wstając
Otrzepałem się i podszedłem do mojego warsztatu. Leżało tam mnóstwo części, narzędzi i innych rzeczy... Ale kurwa nie było amortyzatorów!!!
- Myślę że to złote Lamborghini albo to Subaru lub to Ferrari, Porshe...
- Wow! Znasz się na autach, księżniczko! Może chciałabyś znaleźć na tym stole amortyzator?
- Jasne. Do którego auta?
- Do tego. - powiedziałem, wskazując na niebieskie Subaru
- Okej - uśmiechnęła się
Dziewczyna podeszła do stołu i zaczęła przebierać w narzędziach i częściach. Nie czekałem nawet pięciu minut, a Ona stanęła przede mną z tym czego nie mogłem znaleźć od... Godziny? Chyba tak. Byłem tym zaskoczony, zdumiony, zadowolony... No wiele emocji we mnie tkwiło.
- Proszę - dała mi część i oparła się o Mitsubishi - To jak z tymi książkami?
- Są w moim pokoju, w pudle, pod łóżkiem - mruknąłem
Victoria wyszła z uśmiechem, z garażu. Ufam jej, więc chyba mi nie zakosi czegoś. Co nie? Nie... Raczej nie. Wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia.

*Oczami Victorii / Nathalie*

Spakowałam swoje książki do torby od Danielle. Zawiesiłam ją na ramieniu i zeszłam z uśmiechem na dół. Wbiegłam do kuchni, gdzie stała Perrie i tupała z wkurzenia nogą.
- Co tak długo?! Ja tu siedzę i czekam na Ciebie ze śniadaniem, a Ty flirtujesz z Thunderem?! Oj, nieładnie kochana. Nieładnie!
- Jakie flirtujesz?! Odbiło Ci czy jak!? Byłam po książki - krzyknęłam
Wywróciłam oczami na tą durną wypowiedź Pezz i zabrałam się za jedzenie kanapek, które zrobiła mi blondynka.
- Perrie?
- Tak?
- Ktoś mnie odwiezie czy... - zaczęłam, lecz ktoś mi przerwał
- Ja Cię odwiozę, skarbie! - krzyknął uradowany Niall
Wszedł właśnie do kuchni z niemałym uśmiechem na twarzy.
- Okej, to idziemy? Za jakieś... 15 minut mam pierwsza lekcję
Wstałam z krzesła i skierowałam się do drzwi wejściowych. Po kilku minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Pożegnałam się z Niallem całusem w policzek i wyskoczyłam z samochodu. Weszłam na dziedziniec szkoły. Roiło się tam od uczniów. Gadali, śmiali się, grali na gitarach, niektórzy całowali...
Przeszłam przez dziedziniec szkoły i weszłam do sekretariatu.
- Dzień dobry - przywitałam się z inną kobietą niż poprzednio
 Kobieta odwróciła się na krześle w moją stronę. Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, strachem i jakby... Mnie nie znosiła. Może ludzie w tej szkole, tacy są?
- Dzień dobry - odparła po chwili
- Czy mogę dostać plan lekcji, numer szafki itd? - spytałam
- Imię i nazwisko
- Nathalie Tomlinson - odparłam
Gula w moim gardle nie ustępowała gdy wypowiadałam to nazwisko, jako swoje. Kobieta otworzyła szufladę sporego biurka i zaczęła przeszukiwać jakieś foldery. Po chwili wyjęła jeden. Otworzyła go i dała mi plan lekcji oraz kluczyk.
- Szyfr to 4756, jesteś w klasie A
Nagle do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak. Uśmiechnęłam się do niego, co od razu odwzajemnił.
- Czego znowu Simmons? - spytała kobieta widząc go, zapewne po raz kolejny
- Przyszedłem od Pani Dyrektor. Prosi o kilka kartek kserograficznych - mruknął wywracając oczami
Ja bez większego namysłu wyszłam z sekretariatu. Zerknęłam na plan. Pierwsza lekcja- Polski, w sali 21. Szłam w stronę schodów, gdy ktoś zaczął mnie wołać. Zatrzymałam się i odwróciłam głowę w stronę chłopaka.
- Cześć. Chyba jesteś tu nowa? - spytał z szerokim uśmiechem
- Tak
- Jacob Simmons - przedstawił się
- Nathalie Tomlinson
- W której jesteś klasie?
- 2A - uśmiechnęłam się
- To, tak jak Ja! Chodź zaprowadzę Cię pod klasę
Bez zastanowienia pokiwałam głową i szłam za Jacobem. Nie powiem... Był zabójczo przystojny! Podeszliśmy razem pod klasę. Oparłam się plecami o ścianę. Chłopak podszedł do mnie i oparł się na ścianie, o rękę, która znajdowała się niedaleko mojej głowy. Zaczęliśmy rozmawiać. Miło mi się z nim rozmawiało. Niestety jacyś chłopacy zawołali Jacoba. Pożegnałam się z nim. Zauważyłam że jego koledzy patrzą na mnie. Na samym początku, jeden wskazał na mnie palcem, więc nie ciężko zauważyć, iż gadają o mnie...
Zadzwonił dzwonek. Weszłam razem z Jacobem do klasy. Usiadłam w ostatniej ławce, za Jacobem. Do sali wszedł nauczyciel.
- Dzień dobry, wszystkim! - powiedział - Czy są jacyś nowi uczniowie?
Oczywiście wstałam z uśmiechem.
- O, witaj. Jak się nazywasz? - spytał zwracając wzrok w moją stronę
- Nathalie Tomlinson
Wszyscy w klasie na mój widok zaczęli coś szeptać między sobą. Trochę mnie to speszyło, więc usiadłam znów na swoje miejsce. Całą lekcje czułam na sobie czyiś wzrok. Ciężko było to wytrzymać. Nareszcie zadzwonił wybawicielski dzwonek. Spakowałam swoje książki do torby, zawiesiłam ją na ramię i wyszłam z klasy. Dziwnie się tutaj czułam. Widziałam że niektóre osoby patrzą na mnie ze współczuciem, bólem... Troską? Co tu się dzieje?!...
A no tak. Jakbym mogła zapomnieć. Przecież jestem porwana przez Tomlinsona! Nikt nie wie gdzie jestem, a nagle pojawiam się w szkole w Londynie! Chyba widzieli mnie w telewizji czy coś...
Za oknami usłyszałam dźwięk syren. Policja. Nie wiedziałam po co tu przyjechali, więc siedziałam spokojnie na parapecie i patrzyłam w okno. Widziałam dwa radiowozy, z których wybiegali policjanci, wprost do... Naszej szkoły!! Cholera. Nie jest dobrze. Mam nadzieję że tu nie chodzi o mnie...
Zobaczyłam że jeden z psów wszedł właśnie na piętro, gdzie jestem. Rozglądał się uważnie. Po chwili podszedł do mnie. Myślałam że zawału dostanę. Nie pokazywałam emocji. Nie było po co.
Policjant stanął przy mnie. Wyciągnął z kieszeni jakieś zdjęcie. Przypatrzył się na mnie, później mi. Porównywał. Znaczy że na zdjęciu jest... Jestem Ja.
- Pójdziesz z nami - powiedział
Bez większego namysłu pokiwałam tylko głową. Wzięłam swoją torbę i szłam za policjantem. A wiecie co było naj"lepsze"? Że cała szkoła stała na tym jednym korytarzu i patrzyła, jak wychodzę z pałą ze szkoły. No na prawdę... Nie wiem jak to określić. Było mi... Było mi aż słabo. Chciałam się zapaść pod ziemię. Nawet Jacob stał z kolegami z otwartymi ustami. Nie wiedział chyba kim jestem i co się dzieje. No to koledzy mu to uświadomią. Kurwa, zabiję tego, kto zadzwonił po pały!!! Wyszłam ze szkoły. Dla mojego "bezpieczeństwa" zakuli mnie w kajdanki. Co? Serio? Zaraz tu kogoś jebnę!!!
Wsiadłam do radiowozu. Razem z dwoma psami jadę na komisariat... Coś jeszcze?
Dojechaliśmy wreszcie do tego przeklętego miejsca. Wyszłam z radiowozu, nadal zakuta w kajdanki. No po prostu zajebiście!! Weszłam na komisariat. Rozpięli mi kajdanki i kazali usiąść. Usiadłam na ławce i... I czekałam. Czekałam sama nie wiem na co. Przecież Louis mnie stąd nie wyciągnie! Cholera jasna! Musze się stąd wydostać, bo nie będzie zbyt dobrze...

I jaaaak? :)

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 13

Przeczytaj notkę pod rozdziałem :) Pliiiis

- Musisz także zmienić nazwisko.
- Dobrze, więc... Jak będę się nazywać? - spytałam
- Nathalie Tomlinson
Louis na wypowiedziane słowa zakrztusił się aż sałatką. Kaszlał, a siedzący obok niego Harry zaczął klepać go po plecach. najwyraźniej wszyscy byli zaskoczeni moim nowym nazwiskiem. Zayn'owi natomiast wypadł widelec, po czym spadł na ziemię. Niall'owi wypadło z rąk ciasto, które teraz leżało obok widelca Zayna. No ogólnie to zdziw stulecia! Ja byłam nie mniej zszokowana. Perrie również siedziała, jak Ja - z lekko otwartą buzią. Jedynie Maxa i Kariny to nie szokowało, bo oni sami to wymyślili. Chociaż Liam też był poważny. Po chwili odważyłam się odezwać.
- Dlaczego akurat... Tomlinson? Przecież tyle jest nazwisk...
- Bo dając tobie nazwisko Louisa możemy Go bardziej chronić. Nie sądzę żebyś to zrozumiała w jaki sposób, mamy go chronić dają Ci jego nazwisko. Nie musisz tego rozumieć. Wy też nie - powiedział patrząc na resztę chłopaków i Perrie
 Nathalie Tomlinson... To imię i nazwisko odbijało się echem w mojej głowie. Spodobało mi się imię, a co do nazwiska... Jeśli nie znałabym Thundera, to mogło by być dobrze. Dziwnie się czuję mając jego nazwisko. Nie mam zamiaru być porównywana do niego, czy jego... Siostry? A co gorsza... Ż-żo... No wiecie o co chodzi! Wyrzuciłam z swojej głowy te, jakże dziwne myśli i powróciłam do jedzenia sałatki.

- A co z moimi... Rodzicami? Czy będę mogła się z nimi jakoś kontaktować?
- Oczywiście. Raz na miesiąc będziesz mogła wysyłać do nich listy. Bo w taki sposób Cię nie namierzą. Lecz nie próbuj podawać żadnego adresu twojego zamieszkania, telefonu... Żadnych danych, bo i tak przed wysłaniem ktoś to będzie czytał.
- Rozumiem
 Po skończonym spotkaniu pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu. No nie powiem... Byłam zdruzgotana moim nazwiskiem. Chociaż imię mi się podobało... Za to nazwisko? Tragiczne! No, ale trudno... Jakoś wytrzymam. Po przyjeździe do domu wbiegłam po schodach, do siebie. Nie wiem po co, ale jakąś godzinę później wezwano mnie na dół. Zeszłam.
- Victoria, poznaj Danielle - uśmiechnął się Liam
Spojrzałam na dziewczynę obok niego. Miała niezłą figurę, widać że coś ćwiczyła. Może... Tańczyła? Miała na sobie granatowe rurki, biały podkoszulek i bluzkę w paski. Jej kręcone, ciemne włosy kaskadami opadały na wąskie ramiona. Ogółem mówiąc... Była bardzo ładna.
- Victoria!
Dziewczyna 'rzuciła' się na mnie i chyba z całej siły przytuliła. Byłam trochę zaskoczona tym nagłym gestem, ale po chwili odwzajemniłam uścisk.oczy mm e i Harry
- Cześć, Danielle
- Mów mi Dan - uśmiechnęła się
Dziewczyna puściła mnie i odsunęła się trochę.
- Tak więc, Dan... Ty też chodzisz na te misje?
- Tak, właśnie wróciłam z jednej i jestem strasznie głodna - zaśmiała się
- Kolacja!!! - z kuchni wydarł się... Harry? Tak
Wszędzie rozpoznam tą cudną chrypę. Brzmiała tak niebiańsko... Hej! Chwila! Tego nie było! Ja o tym nie myślałam, rozumiemy się?!
Razem z Dan weszłyśmy do kuchni, gdzie siedziała już reszta. Zasiadłyśmy przy stole. Harry zaczął nakładać nam na talerze kolację. Jako pierwszy dostał Louis, później Danielle, po niej o dziwo Ja i Petr. Cała reszta na końcu. Po kolacji wszyscy wyszli, prócz mnie i Harry`ego. Wstałam od stołu i podeszła do chłopaka, który stał przy blacie i zmywał naczynia. Stanęłam obok niego i zaczęła się wpatrywać w jego oczy. Były takie... Dobrze mi znane. Czuł am jak bym patrzyła na nie codziennie, już od dzieciństwa. Ale jak? Przecież nie znamy się od dzieciństwa. Jego oczy były... Wręcz podobne do... Mojego ojca. Miał podobne oczy do mojego taty. Ciekawe.. Ta sama barwa, odcień... To że miał oczy, jak mój ojciec, znaczy iż miał oczy, jak Ja. Zawsze mówili mi że mam oczy ojca... Te cudne zielone tęczówki. Nie mam bladego pojęcia ile i jak bardzo się wpatrywałam w jego oczy, ale zapewne dość długo.
- Czy... Coś nie tak? - spytał
- Um... Nie, ale masz oczy podobne do mojego ojca. Takie mocno zielone.
- Dużo ludzi ma zielone oczy. Nie tylko Ty, Ja i twój ojciec. - mrugnął do mnie po czym uśmiechnął się i wrócił do zmywania naczyń.
- Pewnie masz rację...
- Jak zawsze - zaśmiał się
Wywróciłam oczami, siejąc się i wyszłam z kuchni. We szlam po marmurowych schodach, przeszła przez długi korytarz i weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w pidżamę i wskoczyłam pod kołdrę.

***

Rano wstałam brzeską i gotowa na prawie wszystko. Chociaż... Chyba nawet nie na prawie, tylko na część. Wstałam, urządził am sobie poranną toaletę, ubrałam się, zbiegłam na dół i wbiegłam do kuchni.
- No cześć, wszystkim! - powiedziałam siadając obok Harry`ego.
- Dzień dobry - odparli chórem
- Jak się spało? - spytał lokaty
- Bardzo dobrze - mruknęłam, odwzajemniając uśmiech
- Czy mogę zaproponować jakieś śniadanie dla naszej Victorii? - Liam puścił mi oczko
- Mów mi Nathalie, szybciej się przyzwyczaję. A co masz dobrego?
- Okej i co tylko zechcesz
- W takim razie... Płatki - uśmiechnęłam się
- Już się robi
Siedziałam przy stole i przysłuchiwałam się rozmowom. Louis mówił o jakichś samochodach, Perrie z Danielle o kolejnej misji. Harry poprawiał swoją zajebiście seksowną grzywkę... Kurwa! Muszę przestać tak o nim myśleć! Zayn rozbierał Perrie wzrokiem i udawał, że słucha tego co mówi Thunder. Niall obżerał się kanapka... I to byłoby na tyle. W końcu doczekałam się mojego śniadania. Podziękował am Liamowi i zaczęłam jeść. Oczywiście, nie obeszło się bez "uduszenia" płatkami. Harry siedzący obecnie obok mnie zaczął klepać mnie po plecach. Nie miałam nic przeciwko żeby mnie... Dotykał w tej sytuacji, więc nie robił am z tego powodu 'wielkich oczu'. W końcu przestałam. Wyszłam z kuchni. Ubrałam moje 'Air Maxy', zarzuciłam kurtkę i podeszła do drzwi. Chciałam się przejść, lecz mój plan zniweczyła czyjaś dłoń na moim ramieniu. Niechętnie odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam te zielone oczy. Uśmiechnęłam się na ten widok. Przypominały mi tatę.
- Gdzie się wybierasz? - spytał
- Miałam zamiar zwiedzić trochę miasto, a co?
- A to że nie wiem czy później trafisz do domu - zaśmiał się - Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym przeszedł się z tobą?
- Fajnie że będę mieć towarzysza do pogadania - uśmiechnęłam się
Wyszła z Harrym z domu. Przeszliśmy przez najbliższy park, później alejki, miasto... Przechodziliśmy koło Big Bena i innych zabytków. Na koniec poszliśmy do ulubionej lodziarni Harry'ego. Podobno mieli tam najlepsze losy w mieście. Po skosztowaniu i ubrudzeniu się lodami wróciliśmy do domu. Był już wieczór także... Pożegnałam Harry'ego  i położyłam się spać. Jutro ta... pieprzona szkoła. Nie mogę się doczekać

 No witam! Tak więc... Meldować jak się podobał 12? :) Czy chcecie żebym dalej pisała? Bo coraz rzadziej zauważam komentarze od Was :( Ale nie tracę nadziei i myślę że ktoś to czyta. Serdecznie zapraszam do pytania bohaterów :D

Coś dawno nie było "z perspektywy Lou" co nie? O.o Chcecie takie? A może z perspektywy Harry'ego? :3 już nic nie zdradzam. 14 powinien pojawić się... 21:)

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział 12

 Czyli już wiemy że Louis ma ksywkę Thunder, nie? Wybaczcie mi, ale wszystko mi się po*ebało :P No, ale co? Mamy już 12 rozdział :) wiem że 11 nie był jakiś ciekawy, ale chodziło głównie o pokazanie Wam ile hajsu zarabia ten gang xD Soł... Miłego czytania ;D

Wreszcie nas autobus przyjechał. Wysiadłyśmy pod galerią.
- To co? Idziemy od dołu! Czyli jako pierwsze idą buty! - wyszczerzyła się
Weszłyśmy do pierwszego obuwniczego. Po godzinie buty miałam. Kupiłam sobie balerinki, adidasy, kozaki, koturny, szpilki- nie wiem po co, kalosze- to już przesada, trampki, buty górskie i takie prawie że pancerne, ale były zajebiste!! Kolejny sklep na celu to z normalnymi ciuchami. Jako pierwsze spodnie. Legginsy, dżinsy, alladynki, normalne spodnie i imitujące skórę. Następne- bluzki. Z krótkim rękawkiem kupiłam dziesięć, a z długim dwanaście. Kilka bluz, dwie kurtki i trzy czapki - z daszkiem, zimowa i taka normalna, czarna. Kolejny sklep, do którego wstąpiłyśmy, obładowane mnóstwem siatek, to z biżuterią. Oczywiście, Perr nie oszczędzała absolutnie nic! Co chciałam to miałam. Z resztą Ona też. Kupiłam sobie srebrny zegarek i sportowy. Później kilka naszyjników, bransoletek, opasek na włosy, które tanie nie były. Pół galerii zostało przeze mnie i Perr ograbione do cna. Sklepy zaczęły się powoli zamykać po dzisiejszym dniu, w którym sprzedały prawie wszystkie towary Nam. Wstąpiłyśmy do kolejnego sklepu. Z sukienkami. Wszędzie wisiało mnóstwo sukni, jak i ślubnych, tak i zwykłych, na imprezę. Stanęłam obok przebieralni, a Perrie pobiegła szukać dla mnie jakiejś sukienki. Po chwili wróciła z kilkoma. Wzięłam od niej sukienki i weszłam do kabiny. Zdjęłam ubrania i zabrałam się za przymierzanie. Po siedmiu sukienkach miałam dość, ale Perr powiedziała że jeszcze ma dla mnie inne. Blondynka wzięła mi w sumie te siedem, które przymierzałam i jeszcze kilka innych. Wyszłyśmy ze sklepu obładowane połową galerii. Po chwili wyszłyśmy przed centrum handlowe, gdzie stało zajebiste Ferrari. W dodatku w moim ulubionym kolorze- czerwonym! Nie dość że Ferrari, CZERWONE, to jeszcze bez dachu! Rozumiecie to? Marzenie, taki samochód! Wsiadłyśmy do auta. Perrie za kierownicą, a Ja obok. Siedzenia były ze skóry, także moja mina wyglądała mniej, więcej tak: *.* Po kilku minutach dojechałyśmy do willi. Ja wysiadłam z samochodu, zabrałam połowę zakupów i weszłam do domu. Wchodząc schodami na górę, o mało co się nie wywaliłam. Na szczęście 'ktoś' mnie złapał.
- Ile wy kupiłyście? - spytał ze zdziwieniem na twarzy
- No cześć, Niall. To dopiero połowa naszych zakupów. Perrie weźmie drugą, o ile uniesie.
Blondyn zaczął się śmiać i wziął ode mnie wszystkie siatki. Weszliśmy do mojego pokoju. Chłopak położył wszystko na łóżku.
- O 18.00 kolacja - puścił mi oczko i wyszedł, z uśmiechem
Zaczęłam rozpakowywać wszystkie ciuchy i układać na półkach, w garderobie. Po chwili do mojego pokoju wparowała Perrie, 'z torbami'. Wywaliła wszystko na łóżko, a później sama się na nie rzuciła. Zaczęłam się śmiać, a Ona razem ze mną.
O 17:55, bo tak jakoś nam tyle zeszło układanie ciuchów, zeszłyśmy na dół i weszłyśmy do kuchni.
- Victoria, Jakaś Ty punktualna - zaśmiał się Niall
Wywróciłam oczami i usiadłam z blondynką przy stole. Po kilku minutach do kuchni weszła reszta domowników. Wszyscy usiedli przy stole, a Niall nałożył... Coś co nam ugotował. Nie jestem pewna co to jest, ale wygląda smacznie. Podczas jedzenia panowała absolutna cisza, słychać było tylko stukanie widelców o talerze.
- Więc... Kiedy Danielle przyjeżdża? - spytałam z uśmiechem, patrząc na Liama
- Już jutro! Mam nadzieję że się polubicie - mrugnął do mnie
- Pewnie tak.
To by było na tyle naszej pogawędki. Znowu nastała niezręczna, jak dla mnie, cisza. Po kolacji poszłam do siebie. Przebrałam się w pidżamę, walnęłam na łóżko i od razu zasnęłam.

***

Otworzyłam delikatnie oczy i przeciągnęłam się. Gdy wyciągnęłam rękę za łóżko dotknęłam czegoś. Od razu otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam co to... Lub kto to.
- Dzień dobry, Niall. Ile już tu tak sterczysz? - spytałam unosząc jedną brew
- No kilka minut. Dzisiaj jest piątek, więc idziemy Cię zapisać do durnej szkoły! - wyszczerzył rząd białych ząbków
- Co? Jak możesz mi to robić!? Za co?! - marudziłam
- Oj, weź! nie będzie tak źle. Szkoła jest lepsza niż to czym będziesz się zajmować za rok
- No Ja mam nadzieję - wytknęłam mu język
- Ubierz się, zrób to co tam robią dziewczyny i zejdź na dół - powiedział i wyszedł
Mozolnie wygrzebałam się z łóżka i 'zrobiłam to co dziewczyny tam robią', czyli rozczesałam włosy, podmalowałam się, ubrałam, umyłam twarz i wreszcie zeszłam do salonu. Du kuchni prawie zaniósł mnie zapach jajecznicy. Usiadłam przy stole i zjadłam. Później ubrałam 'Air Maxy', kurtkę i wyszłam z domu, z Niallem. Pojechaliśmy jego autem do strasznego miejsca pod nazwą "Gimnazjum". Jakże straszne co nie? Horan zaparkował na parkingu i oboje poszliśmy do sekretariatu. 
- Dzień dobry - powiedzieliśmy oboje
- Witam - uśmiechnęła się kobieta - Widzę że będziemy mieli nową uczennicę, tak?
- Tak. Czy trzeba coś podpisać? - spytałam prosto z mostu
- Tak. Proszę bardzo - powiedziała
Kobieta podała nam papiery,a Niall zaczął je wypełniać. Po chwili zatrzymał się przy czymś i myślał.
- Co? - spytałam
- Kto jest teraz twoim prawnym opiekunem? - szepnął mi do ucha
- A skąd Ja to mam niby wiedzieć? Nie Ja chciałam tu przyjechać i tak dalej. Weź coś wymyśl! - mruknęłam
- Dobra
Blondyn wpisał w luk 'Louis Tomlinson'. 
- Ty głupi jesteś? Chcesz żeby go złapali czy jak? - warknęłam
- Nie złapią go
Wywróciłam oczami i wróciłam do wypełniania swoich papierów. Oddaliśmy dokumenty i wyszliśmy.
- Niall, co Ty w końcu tam wpisałeś? - spytałam
- Imię i nazwisko twojego prawnego opiekuna - zaśmiał się pod nosem
- Czyli kto nim jest? - dopytywałam
- No Thunder! - wywrócił oczyma
- Co? Przecież mogą go złapać! - powtórzyłam
- Mówiłem już że go nie złapią! Wszyscy znają go jako Thunder, ale nie wiedzą jak ma na imię.
- Wow. Tego nie wiedziałam - wybałuszyłam oczy z wrażenia
- No, nikt tego nie wie - wzruszył ramionami
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod szkoły. Po krótkiej jeździe dotarliśmy do domu. Weszłam do środka, a następnie do mojego pokoju. Miałam dzisiaj iść na jakąś kolację. Weszłam do garderoby i ubrałam zwykłe czarne rurki, białą, luźną bluzkę z ćwiekami, a do tego czarne koturny, także z ćwiekami. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół. Wszystkie oczy zostało zwrócone ku mi. nie rozumiem nic. Nigdy w życiu nie widzieli dziewczyny? Przecież ubrana byłam normalnie, wyglądałam jak człowiek, więc o co chodzi? popatrzyłam się na wszystkich, tak trochę spode łba. Do salonu weszła Perrie. Widząc to, trochę zareagowała.
- To co?! Jedziemy?! - krzyknęła
- Co? A tak, tak. Już jedziemy - Louis się opamiętał
Wyszliśmy przed dom i podeszliśmy do Vana Louisa. Thunder chwycił za klamkę i szarpnął drzwiami. Chyba zrobił to trochę za mocno, bo wyleciały z zawiasów. Stałam tam, jak wryta i patrzyłam na drzwi, w ręce szatyna. Chłopak trochę zmieszany zamocował drzwi na miejscu i wsiadł bez słowa na miejsce kierowcy. Po 30 minutach dojechaliśmy do sporego budynku. Thunder wjechał na podziemny parking i zaparkował samochód. Podeszliśmy do dużych drewnianych drzwi, które bez pukania od razu się otworzyły. Zza nich wyłoniła się kobieta. miała około 30 lat. Przywitała nas ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry. My do Maxa - uśmiechnął się Liam
- Proszę wejść. Pan Smith już czeka - powiedziała i wpuściła nas do środka
Weszliśmy do sali gdzie był duży stół, a wokół niego krzesła. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z kobietą. Zapewne małżeństwo. Kobieta nie wyglądała na więcej niż 28 lat. Miała na sobie granatową sukienkę. On mi wyglądał na mnie, więcej 29 albo 30 lat. Miał czarny garnitur. Ogółem mówiąc wyglądali elegancko.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się
- Witaj, Victorio! Wreszcie doczekaliśmy się spotkania z Tobą. - uśmiechnął się mężczyzna i pocałował moją dłoń
- Dziękuję. Mi również miło Pana poznać
- Mów mi Max - zaśmiał się - A to jest moja żona, Karina
- Miło mi - uśmiechnęłam się
- Mi również, Victorio
Zasiedliśmy przy stole.
- Victorio czy nasi chłopacy traktowali Cię z należytym szacunkiem? - spytał po chwili
Przez chwilę się zawahałam. Spojrzałam po wszystkich twarzach. Mieli trochę skruszone wyrazy twarzy, lecz Harry zostawał nieugięty. Wciąż ten sam 'pokerface'.
- Oczywiście
- A czy mówili Ci już że musisz zmienić imię?
- Proszę? Nie, tego akurat nie mówili - powiedziałam z wyraźnym zaskoczeniem
No to się nazywa szok stulecia! Mam zmienić imię... Ciekawe jakie mi dadzą.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 11

Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Samochód, którym jechaliśmy był to czarny Van. Na początku drogi było... całkiem miło. Rozmawiałam z Perrie, ale później wszyscy pozasypiali. Nie spał tylko Louis, który prowadził nasze auto. Nie miałam co za bardzo robić, więc też postanowiłam się przespać. Oparłam głowę i ramię Nialla, na co na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Zamknęłam oczy i powoli odpływałam. Nie mam pojęcia ile spałam. Obudziło mnie mocne pchnięcie, przez które prawie wyleciałam do przodu samochodu, z resztą nie tylko Ja.- Pobudka! - krzyknął uradowany Louis
- Musiałeś tak ostro hamować?! - krzyknęłam z wyrzutem
- Nie tym tonem, księżniczko! - powiedział
Wywróciłam oczami na TO słowo. Wstałam i chwiejnym krokiem wyskoczyłam z samochodu. Chłopacy otworzyli bagażnik i wyjęli walizki. Ja stałam tam i podziwiałam willę, w której pewnie miałam mieszkać. Chłopacy weszli do środka z walizkami.
- Idziesz? - spytała Perrie
- Tak, tak. Już idę
Weszłam razem z Perrie do środka. Korytarz był wielki! Wszędzie wisiały obrazy. Było tam kilka wieszaków, szafa na kurtki itp, półki na buty i stojak z parasolami. Przeszłam przez łuk drzwi, który doprowadził mnie i Perr do salonu. Był... No po prostu cudowny! Ściany pomalowane na czerwień i beż. Podłoga z dębowego drewna. Sufit zdobiony a po środku niego największy żyrandol jakie widziałam w życiu! Na środku salonu wielka kanapa, przed nią długi stół, a wokół stołu krzesła. Wielka plazma wisząna na ścianie, naprzeciw kanapy. Wszystko z czarnej skóry, a obramowania ze złota! Jezu, czułam się jak w jakimś pałacu! Brukowe, kręte schody prowadzące na pierwsze piętro. Stałam tam z otwartą buzią i oglądałam ten cudy dom. Nagle Perr szturchnęła mnie w ramię, dzięki czemu się ocknęłam.
- Um... Mogę wiedzieć gdzie jest mój pokój? - spytałam
- Jasne, chodź! - zawołała Perr
Poszłam za dziewczyną po schodach. Przemierzyłyśmy korytarz, w którym znajdowało się kilka drzwi. Zatrzymałyśmy się przy ostatnich drzwiach. Były całe czarne, a obramowania złote. Perrie pchnęła delikatnie drzwi, a one ustąpiły i z niezwykłą lekkością się otworzyły. To co ujrzałam było cudowne! To był właśnie MÓJ pokój, o takim marzyłam! Ściany miały kolor lazurowy. Po prawej stronie było wielkie okno, które było... Było po prostu ścianą! Nie było tam ściany tylko okno. Do tego długie lazurowe firanki. Dzięki temu miałam widok na wszystko z tej strony domu. Naprzeciwko okna było łóżko dla dwóch osób z baldachimem. W dodatku całe białe. Obok łóżka biurko koloru białego i takiego samego koloru krzesło na kółkach. Obok biurka białe drzwi. A obok wielkiego okna były kolejne drzwi, też białe. Podziwiałam mój pokój tak długo, że aż nie zauważyłam kiedy Perrie wyszła, zostawiając mnie samą. Weszłam do pokoju i podeszłam do pierwszych drzwi, które znajdowały się obok lustra. Pchnęłam białą powłokę. Moim oczom ukazała się pusta garderoba. Wieszaki, półki, szuflady, stojaki i inne takie rzeczy, wszystko w kolorze czarnym! Ściany garderoby były też lazurowe. Wyszłam z pomieszczenia. Moim następnym celem były drzwi obok łóżka. Podeszłam do nich i weszłam do środka pomieszczenia. To była łazienka. Miałam własną łazienkę! Nareszcie! W środku było dość dużo miejsca. Znajdowały się tam wanna z prysznicem, umywalka, toaleta i kilka szafek. Ściany w biało-lazurowe kafelki, a podłoga bialutka! Wszystko było jak marzenie! Ale nadal jest jeden problem... Życie. Moje życie. Nigdy już nie zobaczę moich przyjaciół, rodziny, domu, jebanej szkoły... Co to za spełnianie marzeń skoro nie mam nic!  Mogę mieć wspaniały pałac, ale co mi to da skoro muszę mieszkać w nim sama? Mogę mieć tysiące ciuchów, ale co mi to da, skoro nie mam komu się w nich pokazać? Mogę mieć wszystko, ale jednocześnie nie mieć nic. Jeśli będę mieć wszystko to... To wszystko będzie nic nie warte!! Fuck logic!!!
Rozejrzałam się jeszcze trochę po drugim piętrze i zeszłam na dół. Weszłam do kolejnego pięknego pomieszczenia, ale już go nie będę opisywać. Weszłam najzwyczajniej mówiąc do kuchni, w której był szklany stół i krzesła prawie całe ze szkła. Otworzyłam wysoką lodówkę i wyciągnęłam z niej karton soku jabłkowego. Wyjęłam szklankę z szafeczki i nalałam sobie trochę. Wypiłam sok duszkiem, po czym włożyłam szklankę do zlewu. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Chwyciłam pilota i spróbowałam włączyć to ustrojstwo. Po chwili ekran się zaświecił. Szła właśnie jakaś bajeczka dla pięciolatków. Nagle bajka zniknęła.

- Przepraszamy za przerwanie programu. Mamy nowe wieści dotyczące Victorii Moore- zaginionej córki szefa policji w naszym mieście. Okazało się że dziewczynę przetrzymuje Louis Tomlinson. Groźny zbieg z więzienia. Rodzice Victorii otrzymali wideo, na którym widać, jak ich córka jest traktowana przez Tomlinsona i jego bandę! Proszę obejrzeć... - powiedział prezenter, po czym na ekranie pojawił się filmik, który nagrywał Harry w chłodni
Oglądnęłam od początku do końca filmik ze łzami w oczach. Uświadomiło mi to jak jest na prawdę. Po wideo na ekranie pojawili się moi rodzice, Emma, Luke, Henry i Melisa. Wszyscy mieli łzy w oczach.
- Proszę, oddajcie nam naszą Victorię! Ona nie jest niczemu winna! - powiedziała moja matka
Wszyscy wyglądali okropnie! Założę się że nie spali kilka dobrych dni od mojego zniknięcia. Podkrążone oczy, niewsypanie wymalowane na twarzy, jak i ból, cierpienie, obawa i wiele innych smutków...
Patrzyłam na moją kochaną rodzinę ze łzami w oczach. Ciekawe dlaczego nie było Kate pokazanej w telewizji...
Moje rozmyślania przerwało czyjeś odchrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam Nialla. Uśmiechnęłam się do niego smutno. Gdy chłopak zobaczył że moje oczy błyszczą się od łez, od razu wskoczył na kanapę i przytulił mnie. Po kilku minutach pocieszania odlepiłam się od Nialla. Do salonu wbiegła uradowana Perrie, lecz gdy i Ona mnie zobaczyła zrobiła się smutna. A taki widok jest okropny! Z resztą to uczucie też! Psuję wszystkim humory przez mój płacz, czego nie znoszę wręcz. Dziewczyna usiadła obok mnie i także się do mnie przytuliła. Niall wyszedł z salonu ze smutną miną. Chyba obie nie zdaje sprawy jak mi pomaga.
- Wiem że to boli, ale musisz to przetrwać. Zobaczysz, za kilka dni będzie lepiej! Przyzwyczaisz się. - powiedziała głaszcząc mnie po plecach - I mam coś dla Ciebie na pocieszenie!
- Co? - mruknęłam zdezorientowana i zdziwiona
- Jutro idziemy na kolację do naszego szefa. A dzisiaj idziemy na zakupy!!! Musisz coś mieć! Przecież nie będziesz wiecznie chodzić w ciuchach Harry'ego, co nie?
- No racja. - zaśmiałam się - To kiedy idziemy?
- Już teraz! Ale najpierw Ci pomogę się tak troszkę... Podmalować czy coś? - powiedziała trochę zmieszana
- Wiem że kiepsko wyglądam! Chodź już - wytknęłam jej język i pobiegłam na górę
Wbiegłam do mojego pokoju, a zaraz za mną Perr. Weszłam do łazienki, uczesałam się, zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam z łazienki.
- To co? Idziemy? - spytałam uśmiechając się
- Jasne! Szybka jesteś- zaśmiała się
- Dzięki
Wyszłyśmy z mojego pokoju, a następnie z salonu, po czym z domu. Poszłyśmy razem na przystanek autobusowy. Usiadłam na ławce, a Perr patrzyła na tabliczkę czy mamy jakiś autobus.
- 304, za 5 minut - uśmiechnęła się patrząc na mnie
Siedziałam na ławce i liczyłam przejeżdżające samochody. Nagle zauważyłam za Perrie że ktoś do niej biegnie. Nie mam bladego pojęcia jakim to się kurwa cudem stało, ale ten chłopak podbiegł do Perrie i ledwo dotknął jej torebki, a Ona nie odwracając się przyjebała temu chłopakowi w głowę, wyprostowaną ręką.

Siemka! Proszę bardzo, mamy kolejny rozdział! :D Więc tak... 12 będzie w piątek. :) Mam nadzieję że się cieszycie xD I strasznie mi miło że chociaż jedna osoba (natasza ;) stara się, żeby komentować i chyba jej się podoba :) dlacego tak mało jeśt pytań do bohatelów? :( Smutam. Ale liczę na Was :*

Mam do Was jeszcze sprawę! Wszystko mi się ogółem mówiąc opieprzyło! :P Chodzi o to że Louis jako przezwisko, zamiast Four miał mieć Thunder, tak więc jeśli gdzieś będzie pisać Four to nie patrzcie na to xD Przepraszam Was

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 10

 Ważna notka pod rozdziałem! Przeczytaj!!!

Wreszcie mogłam ujrzeć kto był tą osobą. Była to blond dziewczyna, którą pierwszy raz w życiu widziałam na oczy. Miała piękne, długie, kręcone, blond włosy, które kaskadami opadały na jej wąskie ramiona. Jej niebieskie oczy lśniły pod blaskiem księżyca. Mój strach odszedł w niepamięć gdy zobaczyłam szeroki uśmiech na jej twarzy.
- Um... My się chyba jeszcze nie znamy, prawda? Jestem Perrie- uśmiechnęła się podając mi rękę
Ujęłam ją oczywiście.
- Victoria. Jesteś dziewczyną Zayna, tak?
- Tak, a Ty jesteś...??
- A no wiesz... Ciężko stwierdzić porwanej dziewczynie przez jakiś chory gang, kim tak dokładnie jest- zaśmiałam się
- Porwali Cię. Ale Zayn nie zrobił Ci krzywdy, prawda?
- Nie, nie! Jest bardzo miły. Zazdroszczę i że masz takiego chłopaka- powiedziałam z uśmiechem
- Dzięki, a jak się czujesz, po tym wszystkim?- spytała podchodząc do lodówki
- Już lepiej, ale nadal nie mogę się oswoić z myślą że mogę umrzeć i nigdy już nie zobaczyć rodziny, przyjaciół i domu- uśmiechnęłam się smutno
- Oj... Nie martw się! Będzie dobrze. Ja też tak miałam na początku, ale z czasem to mija
Dziewczyna podbiegła do mnie i szybko przytuliła. Szczerze mówiąc to... Nie spodziewałam się takiej czułości u kogokolwiek w tym domu. Nie żeby mi się to nie podobało, potrzebowałam właśnie takiego pocieszenia. Najlepiej od kogoś kto mnie rozumie i właśnie takie dostałam. Przytuliłam dziewczynę mocno. Po kilku chwilach odsunęła się ode mnie i posłała ciepły, pokrzepiający uśmiech, który mówił "będzie dobrze! Dasz radę!". No i miał rację! Muszę dać radę, bo innego wyjścia nie ma...
- Perrie, nie gniewasz się? Pożyczyłam od Ciebie żel pod prysznic, szczotkę do włosów i takie tam- powiedziałam drapiąc się po karku
- Nie no, skąd! To wspaniale! Przecież nie mogłaś wiecznie używać męskich rzeczy, co nie?- zaśmiała się
- Dzięki
- Może idź już spać? Nie jest późno? Ja jestem padnięta!
- Gdzie Ty byłaś, że wracasz o takiej porze do domu?
- Na misji. Po prostu zajebiście było, ale trzeba się trochę wysilić żeby nie zginąć- wzruszyła ramionami- Ale nie martw się! Byłam tam razem z Danielle, a Ty też będziesz chodzić w parach lub grupach na misje- mrugnęła do mnie okiem i wyszła z kuchni rzucając ciche "dobranoc"
Siedziałam jeszcze kilka minut na parapecie wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, a potem poszłam po cichu do mojego pokoju. Położyłam się na dużym łóżku i okryłam kołdrą. Po chwili zasnęłam...
Rano obudziłam się wcześniej niż zwykle się budzę. Wstałam i usiadłam na brzegu łóżka przecierając oczy. Przede mną pojawiła się wysoka postać. Tak po prostu, jakby wyrosła z podłogi. Pisnęłam gdy zobaczyłam tę postać. Gdy wyjechałam wzrokiem trochę wyżej zobaczyłam te znienawidzone, a jednocześnie cudne lazurowe tęczówki. Na och widok moje kąciki ust leciutko się podniosły.
- Dzień dobry. Dzisiaj wyjeżdżamy.- powiedział bez uczuć
- Ale jak to? Gdzie? Dlaczego? Po co?
- Victoria, spokojnie! Nie tyle pytań naraz! - zaśmiał się i usiadł obok mnie
- Wyjeżdżamy do naszej siedziby w Londynie. Twój ojciec zgodził się na wszystkie nasze wymagania! - uśmiechnął się - Nie cieszysz się? - spytał co najmniej zdziwiony
Odpowiedziałam mu tylko milczeniem. Nagle zaniosłam się cichym szlochem. A jednak to była prawda...
- Vic? Co się stało?
Znów nie odpowiedziałam. Cicho szlochałam zakrywając twarz dłońmi. Szatyn widząc co się dzieje, wziął mnie w objęcia i uspokajał. Kołysał się w tył i przód. Zupełnie jak Harry, wtedy...
Po kilku minutach przestałam płakać. Nie miałam już czym płakać. Wszystko ze mnie wyleciało. Właśnie w tym momencie uleciały ze mnie jakiekolwiek uczucia, łzy, a moje serce rozsypało się na kawałki. Drobniusieńkie kawałeczki. Nie czułam kompletnie nic prócz... Pustki. Nic już we mnie nie było. Żadnych uczuć, strachu, cierpienia, bólu, szczęścia, trosk, problemów, miłości... Kompletnie nic. Pustka. Pusta przestrzeń wypełniona szarością. Spojrzałam Louis'owi w oczy z tą pustką, którą czułam. Już nic nie mam...
- Victoria? Co się stało? Dlaczego płaczesz?- spytał znów, ocierając moje zaschnięte prawie łzy
- Nie mam ich. Louis, Ja już nie mam nikogo! Jak mam żyć?! - krzyknęłam
- Nie martw się, Vic. Wszystko będzie dobrze! Masz Mnie, masz Nas! Wszyscy jesteśmy przy Tobie! Teraz wszyscy jedziemy na jednym wózku! Nikt nie zostaje w tyle... - uśmiechnął się czule
Po chwili złapał za mój podbródek i popatrzył głęboko w oczy. Zapewne nie zauważył tych iskierek tylko pustkę... Powoli przybliżył się do mnie, nadal patrząc w oczy. Zamknęliśmy oboje oczy, a nasze usta zetknęły się.




Po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie, spoglądając sobie nawzajem głęboko w oczy. Mogłam wyzuć że moje uczucia znów ożyły. Byłam... Normalna. Już nie czułam tej pustki, bo wypełniał ją Louis. Przy nim czułam się bezpiecznie i zaufałam mu. Czy to był błąd? Nie wiem, ale pewnie się tego dowiem w najbliższym czasie...
- Jedziemy? - uśmiechnął się
Pokiwałam twierdząco głową.
- Więc na dole za godzinę - mrugnął do mnie okiem i wyszedł
Wzięłam jakieś czyste ciuchy, zapewne Louisa i poszłam się odświeżyć. Po krótkim prysznicu ubrałam czarne rurki i białą bluzkę. Nawet na mnie pasowały. Związałam włosy w kitkę i zeszłam na dół. Usiadłam na kanapie i czekałam. Louis mówił że za godzinę, czyli za... 5 minut! Nagle usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach. Odwróciłam głowę i zobaczyłam tą czuprynę z lokami. Harry...
- Cześć! Nieźle wyglądasz w moich ciuchach. - zaśmiał się
Zbiegł całkiem ze schodów i przeskoczył oparcie kanapy, siadając obok mnie.
- To twoje? Nie wiedziałam, przepraszam. Zwrócę Ci...
- Nie trzeba. Jak widać masz podobne namiary co Ja - ukazał swoje śnieżnobiałe ząbki w prześlicznym uśmiechu
- To strasznie chudy jesteś - zadrwiłam
- No Ty też najgrubsza nie jesteś - zaśmiał się po raz kolejny
- Gdzie reszta?
- Zaraz zejdą
Ja już nie kapuję!!!! Raz chce mnie ukatrupić skórzanym paskiem, a raz jest miły jak... Jak nie wiem co!!! Ja już nie pojmuję tego chłopaka!! Ma huśtawki nastroju jak Ja gdy mam okres!!! Po prostu...
Nagle do salonu wszedł Niall, obżerający się kanapką. Jak zawsze...
- Dobry, głodomorze! - zaśmiałam się
- Cześć - powiedział z pełną buzią jedzenia
Niall kiedy jadł, wyglądał po prostu komicznie! Jak dziecko, na serio jak dziecko...
Później do salonu wszedł Zayn z Perrie. Wyglądali razem tak słodko!!! Zayn trzymał Perrie w talii. Nie no to było mistrzostwo świata w słodkości!! To takie urocze że zaraz rzygnę tęczą!! Mam nadzieję że wyczuliście sarkazm...
Po nich wszedł Liam, który darł się na kogoś przez telefon. A na końcu Louis. Był trochę blady, czego wcześniej nie zauważyłam...

 Siemka! To znów Ja :3 Macie mnie już dość, prawda? xD Ja Siebie też, ale do rzeczy... Mamy 10 rozdział!!! Wiem, miałam go dodać jutro, ale postanowiłam że Wam zrobię niespodziankę! Poza tym godzinę temu wróciłam z Zielonej Szkoły, a miałam wrócić później, więc nie widzę przeszkód żeby wrzucić :D Ale co do 11 rozdziału to będzie w... poniedziałek :3 tylko 3 dni czekania! Ma do Was prośbę! Cztajcie to co tutaj Wam teraz piszę, bo tu będą zawarte nowości o blogu, prośby i to kiedy wrzucam kolejny rozdział itd. Więc możecie pytać w komentarzach kiedy będzie new rozdział, bo chętnie odpowiem, ale macie to już napisane.

Więc... Miłego czytania i pliiis piszcie komentarze! :) Peace sis, Ja lecę! Do poniedziałku :* <3

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 9

No siemka, siemka! I jak Wam się podobał rozdział 8? :3 Mam nadzieję że niezły ;) Miłego czytania. Co do dziesiątego to prawdopodobnie będzie we wtorek :D no chyba że będą komentarze, to się zastanowię na wcześniejszą datę xD

Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu Louisa. Po dwudziestu minutach byliśmy pod kasynem. Szatyn zaparkował samochód i weszliśmy do środka. Louis ciągnął mnie w nieznanym mi kierunku. Nagle zatrzymał się i odwrócił się do mnie przodem.
- Teraz słuchaj. Stań przy ścianie i nie zwracaj na siebie niczyjej uwagi! Stój i na mnie czekaj, jasne?!- przekrzyczał przez muzykę
Pokiwałam tylko głową i stanęłam przy ścianie opierając się o nią. Louis przemknął między ludźmi. Śledziłam jego sylwetkę dopóki całkiem nie zniknął mi z oczu. Stałam pod ścianą i patrzyłam na wszystkich ludzi. Jedni się śmiali, inni płakali ze szczęścia, a jeszcze inni płakali z niewiadomych mi przyczyn, ale na pewno nie ze szczęścia. Pewnie z przegranej. No cóż... Taki jest hazard. Po kilku minutach podszedł do mnie jakiś blondyn. Całkiem przystojny, ale nie tak jak Louis. Fu! O czym Ja myślę?! Victoria, ogarnij się dziewczyno!!! Chłopak oprał się jedną ręką o ścianę, tuż przy mojej głowi.
- Co taka piękna dziewczyna robi tutaj, sama?
Taaa. Bo Ja się na to nabiorę?! Co za dupek! Wymyśl coś oryginalnego chociaż, idioto!
- Nie twój interes!- warknęłam
- U. Zadziorna! Lubię takie- wyszczerzył się
Chłopak przyłożył drugą rękę po drugiej stronie mojej głowy. Teraz ucieczka była niemożliwa. Ale chwila! Pamiętam co zrobiłam wtedy kiedy pierwszy raz widziałam się z Louisem! O tak! Muszę być silna!
- Albo mnie wypuścisz albo pożałujesz że się urodziłeś, dupku!- syknęłam mu prosto w twarz
- Ach tak?- zadrwił
- Zostaw ją!- warknął głos zza chłopaka
- Jak nie to co?- spytał odwracając się
- To się nie pozbierasz jak Ci wpierdoli, cioto! Więc lepiej szybko zmykaj!- warknęłam
Chłopak bez słowa podkulił ogon i odszedł. Louis po chwili wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak głośno że zagłuszał muzykę. Po chwili spoważniał i podszedł do mnie. Przybrał pozę jak tamten chłopak i stał przede mną, wpatrując się w moje oczy.
- Zostaw mnie!- mruknęłam
- A jak nie to co?- zacytował
- To się nie pozbierasz jak Ja ci wpierdolę!- prychnęłam
- Już widzę jak mnie bijesz, księżniczko- szepnął do mojego ucha zahaczając o jego płatek
Stał przede mnę opierając się na umięśnionych rękach, które spoczywały po bokach mojej głowy. Uporczywie wpatrywał się raz w moje oczy a raz w usta. Wiedziałam czego chce i wiedziałam że to dostanie. Przybliżył swoje usta do moich. Już po chwili się zetknęły. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp do środka. Lekko rozchyliłam usta, a jego język wślizgnął się do moich ust. Nasz języki toczyły walkę o dominację. W końcu uległam. Język Louisa delikatnie jeździł po moim podniebieniu. Po chwili chłopak zostawiał pojedyncze pocałunki na moich ustach. Wreszcie oderwał się ode mnie ciężko dysząc. Ja też złapałam kilka głębokich wdechów. Przetarłam usta wierzchem dłoni i zrobiłam grymas na twarzy. Nie chodzi o to że mi się nie podobało. Nie chciałam żeby miał satysfakcję że mną rządzi, więc...
- Chyba nie było aż tak źle?- przejechał językiem po jego dolnej wardze
- Było okropnie!- zadrwiłam
- Nie kłam! Podobało ci się!- uśmiechnął się zwycięsko kolejny raz oblizując wargi
Jezu!! Jak to seksownie wygląda! Zagryzłam wargę żeby nie wypuścić jęku, który w sobie dusiłam. Louis w końcu wziął mnie za rękę i wyprowadził z klubu. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Wciąż nie było chłopaków. Po kilku godzinach poszliśmy spać. Byłam ciekawa co szykują dla mnie na kolejny dzień...
Rano obudziło mnie szturchanie w ramię. Mruknęłam parę przekleństw pod nosem i powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam to znajome, świecące tęczówki o kolorze lazurowym.
- Czego? Ja chcę jeszcze spać
- Dzisiaj mamy coś do zrobienia, księżniczko- uśmiechnął się chytrze
Już wiedziałam że nie będzie zbyt miło. Wstałam z łóżka na równe nogi i patrzyłam co robi Louis. Szatyn grzebał w komodzie. Zapewne szukał dla mnie ciuchów. Nie myliłam się. Chłopak wyciągnął z komody rurki i zwykłą, białą bluzkę. Dał mi ubrania, a Ja poszłam do łazienki i przebrałam się w ubrania Louisa. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na szatyna. 
- No co? Co masz zamiar mi zrobić? Wywieziesz mnie do lasu, zgwałcisz i zakopiesz? Hm?
- Chciałbym, ale... Nie. Trzeba twojemu ojcu uświadomić że ma wycofać zarzuty, a Ty nam w tym pomożesz, księżniczko- uśmiechnął się chytrze
Four chwycił mnie za rękę i zaciągnął do tej całej chłodni. Wszedł tam ze mną. Na środku stało krzesło i sznury. Wiedziałam o co chodzi. Szatyn posadził mnie na krześle, zawiązał ręce i nogi sznurami i wyszedł. Nie czekałam nawet minuty, a znów do chłodni wszedł Louis. Zaraz za nim wszedł uśmiechnięty Harry, który trzymał kamerę. Louis szepnął coś do Harry'ego i podszedł do mnie. Po chwili wyjął zza paska pistolet. Kiwnął głową w stronę Harry'ego, zapewne na znak że ma nagrywać. Louis przyłożył pistolet do moich skroni. Pod wpływem zimnego metalu przy głowie drgnęłam. Wiedziałam że mnie nie zabije, bo chce tylko przestraszyć mojego ojca. Zaczął mówić że jeśli mój ojciec nie wycofa zarzutów i tym podobne, to mnie zabiją. W moich oczach świdrowały łzy. Nie wiem dlaczego, ale to na prawdę wyglądało jakby Louis chciał mnie zabić. W takich sytuacjach zawsze płakałam. i tym razem się nie powstrzymałam. Bałam się że mojemu ojcu coś się stanie. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Łzy automatycznie leciały z moich oczy, po policzkach, kpiąc na bluzkę Louisa. Harry widząc to szczerzył się jak głupi. Najwyraźniej ból innych ludzi sprawiał mu radość. Siedziałam na krześle i płakałam. Harry wyłączył kamerę, a Four odsunął pistolet od moich skroni. Po chwili Harry wyszedł z chłodni. Louis zaczął odwiązywać moje sznury. Po moich policzkach nadal ciekły łzy.
- Byłaś niesamowita- uśmiechnął się
Spojrzałam na szatyna ze zdziwieniem i zdezorientowaniem na twarzy.
- O co ci chodzi?- spytałam
- Twój stary na pewno nas zostawi jak zobaczy to wideo! Świetnie udawałaś...
- Nie udawałam. - szepnęłam
- Co? Na prawdę płakałaś?- zdziwił się
- Tak. Ciężko jest nie płakać ze świadomością że ktoś przykłada ci właśnie pistolet do głowy i mówi twojemu ojcu że Cię zabije!!
- A co miałem niby zrobić?! Głaskać Cię po głowie i mówić że nic Ci nie jest i nie będzie?!
Nie odezwałam się. Pokręciłam tylko spuszczoną głową i wyszłam z chłodni zostawiając w niej zdezorientowanego i wkurzonego Louisa. Weszłam po schodach i przez przypadek uderzyłam kogoś schodzącego. Nie wiem kto to był bo nie miałam ochoty na nikogo teraz patrzeć, a co dopiero na kogoś w tym domu. Weszłam do 'mojego' pokoju i usiadłam na łóżku. Powoli wycierałam każdą łzę. Nagle drzwi od pokoju się otworzyły a zza nich wyłonił się... Harry? Co? Po co? Harry popatrzył na mnie ze zdziwieniem i podszedł.
- Co się stało?- spytał
- Nic. Po co przyszedłeś?
- Bo Tomlinson coś tu zostawił i po to przyszedłem, ale skoro już tu jestem to mów co się stało.
- Nic! Weź tę rzecz i wyjdź już!- prawie że krzyknęła
- Nie wyjdę do póki mi nie powiesz co się stało!
- A co się miało takiego stać?!
- Płakałaś! Dlaczego?
- Bo się boję! Zadowolony?- spojrzałam na niego zaszklonymi oczyma
Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i usiadł obok mnie.
- Jak to się boisz? Czego?
- Tego że mojemu ojcu coś się stanie. Boję się o niego! O mamę, przyjaciół, siostrę... Już ich nie zobaczę!
- Nie płacz. Będzie dobrze. Nie jestem zbyt dobry w pocieszaniu, ale...- zaczął
Harry zamiast dokończyć swoją wypowiedź, przytulił mnie i uspokajał. Zdecydowanie wolałam takiego Harry'ego- roześmianego, miłego i słodkiego. To była ta lepsza wersja jego. Siedziałam wtulona w tors bruneta. Chłopak lekko kołysał się w przód i w tył, głaskając mnie po włosach i plecach. Po kilku minutach odsunęłam się od niego i spojrzałam głęboko w oczy.
- Dziękuję - szepnęłam
- Nie ma za co.- uśmiechnął się
- Dlaczego taki nie jesteś zawsze?
- Nie wiem. - zaśmiał się - Bycie miłym mi średnio wychodzi, więc jestem taki, jaki jestem - wzruszył ramionami
- Nieważne. Jesteś sto razy lepszy gdy jesteś miły. Lubię Cię takiego uśmiechniętego - uśmiechnęłam się
Chłopak najwyraźniej zaskoczony moimi słowami wybałuszył oczy jakby zobaczył ducha.
- Co? - spytałam
- Nie, nic. Po prostu nikt, nigdy jeszcze nie powiedział mi że mnie w ogóle lubi i tak dalej...
- Na serio? To pewnie dlatego że się tak okropnie w stosunku do wszystkich zachowujesz - wzruszyłam ramionami
- Może... ja już pójdę... To, cześć - uśmiechnął się i wyszedł
Położyłam się na łóżku i po chwili zasnęłam. Po kilku godzinach, prawdopodobnie koło 23 w nocy, obudziłam się. Usiadłam na brzegu łóżka i myślałam. Nie mogąc zasnąć poszłam do toalety, a później do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki karton mleka i nalałam sobie do szklanki. Wzięłam ją i usiadłam na parapecie w kuchni. Patrzyłam w rozgwieżdżone niebo. Wszystko mi się przypominało. Moje dzieciństwo, pierwszy raz złamane serce, siostrzyczka, kłótnie, pikniki pod właśnie takim niebem i wiele innych rzeczy. Nagle do kuchni ktoś wszedł. Automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam w ciemności czyjeś złote tęczówki. Tak, miały błyszczący, matowy kolor złota. Nie mogłam rozpoznać kto to jest. Przypatrzyłam się dokładniej, ale i tak było za ciemno żebym mogła poznać tą osobę. Wiedziałam jedynie że ta osoba jest za niska jak na kogoś z tego domu. 'Ktoś' zaczął się do mnie przybliżać. Patrzyłam na tą osobę z przerażeniem. To mógł być włamywacz. O zajebiście! Może zawiezie mnie do chatki w lesie, zgwałci, poćwiartuje, ugotuje i zje? Ale by było zajebiście!!! Osoba stanęła obok mnie, przy oknie, a księżyc oświetlił twarz tej osoby...