poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 42

*Oczami Nathalie*
- Jasne! - zawołałam uradowana do słuchawki - Więc do zobaczenia, Ashton. - uśmiechnęłam się, wiedząc, że i tak on tego nie widzi
Bardzo go polubiłam. Wydawał się strasznie miły, uroczy, opiekuńczy, zabawny... Jest cholernie przystojny.
Ubrałam na siebie krótkie, dżinsowe szorty i białą bluzkę z wąsami. Do tego czarne baletki i byłam gotowa. Chwyciłam torebkę, założyłam na nos okulary i weszłam do pokoju Amelie, w którym składała ubrania. Jezu, pracuje jak kura domowa.
- Przepracujesz się kiedyś. - zaśmiałam się
- O mnie się nke martw. - spojrzała na mnie - Gdzie idziesz?
- Spotkać się z kolegą.
- Uważaj na siebie. Wiesz jak to jest. - westchnęła
- Będę uważać. - uśmiechnęłam się lekko - Wrócę za niedługo. Do zobaczenia.
Blondynka podeszła do mnie, ucałowała w policzek na pożegnanie i poszła do kuchni. Wyszłam z domu, zatrzymując się na chwilę przed drzwiami.
- Lato. - westchnęłam
Rażące w oczy promienie słoneczne, wesoło ćwierkające ptaki na drzewach, zielony krajobraz i sam piękny zapach lata, wywołujący u mnie szeroki uśmiech. Zaczerpnęłam świeżego powietrza i ruszyłam przed siebie. Ledwie wyszłam za bramę i zauważyłam srebrne auto, zatrzymujące się przede mną. Zza ciemnej szyby ujrzałam uśmiechniętego od ucha do ucha Ashtona.
- Hej. - uśmiechnęłam się
- Cześć, wsiadaj.
Czegokolwiek on nie powie, to i tak zawsze się uśmiecha. Usiadłam obok niego, na siedzeniu pasażera i wpatrywałam się w jego jasnobrązowe oczy.
- Gdzie jedziemy? - spytałam w końcu
Gratulacje! Wreszcie się odezwałaś, zamiast gapić się w jego oczy!
Oh, zamknij się durny głosie. Ugh, mam coś nie tak z głową, że zaczynam gadać do siebie.
- Hmm... Poznasz moich kolegów z zespołu.
- Masz zespół? - wytrzeszczyłam oczy, a on przytaknął ze śmiechem - Nie miałam pojęcia! Super, chciałabym usłyszeć jak gracie.
Przyznam, byłam nieco podekscytowana, iż spotkam na żywo prawdziwy zespół i to nie na koncercie.
***
Zeszłam po metalowych schodkach, a moim oczom ukazało się 'prowizoryczne' studio nagraniowe.
- Tutaj ćwiczymy. - powiedział, wzruszając ramionami
Po podłodze walało się mnóstwo kabli.
- Wybacz za bałagan. Powinni zaraz przyjść.
Wnet usłyszałam stukot albo do drzwi, albo butów o parkiet.
- Poczekaj. - wymamrotał i pobiegł na górę
Po chwili wrócił, lecz nie sam. Przed nim szło dwóch chłopaków. Jeden blondyn, z postawionymi w górę włosami i kolczykiem w wardze, ubranym w czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę i czerwoną koszulę w kratę. Drugi, czarnowłosy, posiadający urodę Azjaty, jeśli mogę się tak wyrazić. Miał na sobie czarne spodnie i ciemnozieloną koszulkę, z podwiniętymi rękawami.
- Oh, Ashton, kogo nam tu przyprowadziłeś? - uśmiechnął się zalotnie czarnowłosy
Oparł się nonszalancko łokciem o framugę drzwi. Miałam ochotę się roześmiać.
- Calum, to nie dziewczyna do podrywania. - wywrócił oczami blondyn - Jestem Luke. - uśmiechnął się w moją stronę
- Calum, ale to już wiesz. - wyszczerzył się czarnowłosy
- Nathalie.
- To czekamy jeszcze na ostatniego, który zawsze się spóźnia. - westchnął Ash
Usiadłam po turecku na dużej kanapie i patrzyłam na cały sprzęt.
- Na czym gracie? - spytałam
- Gitara. - odparł Cal
- Perkusja. - powiedział z dumą Ashton
- Wokal. - wyszczerzył zęby blondyn
Drzwi z hukiem otworzyły się, przez co podskoczyłam w miejscu. Zwróciłam wzrok w tamtą stronę. Na podłodze siedział chłopak o poszarpanych, czerwono-zielonych włosach, ze skwaszoną miną i zapewne obolałym tyłkiem.
- Wreszcie! Gdzieś ty był? - Luke wyrzucił ręce w powietrze
Swoją drogą blondyn wyglądał mi na lidera zespołu. Zapewne nim był. Zaśmiałam się pod nosem, co zwróciło uwagę chłopaka, wstającego z podłogi.
- Hej, jestem Michael. - uśmiechnął się - Kogo jesteś dziewczyną? Pewnie Asha, zgadłem? - wyszczerzył się w stronę kędzierzawego, na co wywrócił oczami
- Nie. - pokręciłam głową, ze śmiechem
- No to gratulacje Calum! Wreszcie masz dziewczynę! - wykrzyknął i rzucił się na czarnowłosego
- Nie jestem niczyją dziewczyną. - zaśmiałam się - Znajomą Ashtona.
- Oh, wybacz. - wymruczał, spuszczając wzrok na podłogę, a jego policzki oblał rumieniec
- Dobra, zaczynamy? - przewrócił oczami Luke
- A co z Niną? Zawsze była na naszych próbach. - Michael zmarszczył brwi
- Umówiła się z jakąś koleżanką. - wzruszył ramionami w odpowiedzi
- Oh, okey.
- Nina to dziewczyna Luke'a - szepnął mi do ucha Calum
Przytaknęłam w zrozumieniu i uśmiechnęłam się do niego.
Ashton usiadł przy bębnach, Luke stanął przy mikrofonie, a Michael z Calumem po jego bokach, z gitarami w rękach.
Patrząc i wsłuchując się jak grają (byli świetni, nawiasem mówiąc) czułam, że Ashton co jakiś czas na mnie zerka. Zaśmiałam się i spojrzałam na niego, na co od razu odwrócił wzrok, udając, że się na mnie nie patrzył. Jak mówiłam - uroczy. Po próbie chłopacy zaproponowali mi wypad na pizzę. Oczywiście, zgodziłam się.
Sporo rozmawialiśmy po drodze. Wydawali mi się szaleni, zwariowani, niezależni, tacy... Typowi nastolatkowie. Podobało mi się to w nich. Robili co chcieli, byli szczęśliwi. A ja mam 17 lat i mam problemy jak dorosły człowiek. Ugh, to takie irytujące.
- Nathalie? - ktoś pomachał mi ręką przed twarzą
- Tak? - zamrugałam kilkakrotnie
Spojrzałam na osobę, mówiącą do mnie, którą okazał się być Michael.
 - Pytaliśmy czy chcesz coś do picia. - zaśmiał się - I czy pizza z kurczakiem może być.
 - Tak i tak. - wytknęłam mu język
 Usiedliśmy przy stoliku, obok okna. Po ulicy jeździło sporo samochodów, a po chodnikach niewiele ludzi. Nic dziwnego. Jest lato, każdy siedzi nad plaży, gdzieś na wakacjach, w basenach. Komu chciałoby się chodzić w taki upał po mieście?
- Co ty taka zamyślona, hmm? - spojrzał na mnie Ashton
 Jedynie wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się w jego stronę.
 - Opowiesz trochę o sobie? - spytał po chwili milczenia
 - Właśnie! Nic o tobie nie wiemy. - dodał Luke
 - Nie jestem zbyt ciekawą osobą. - skrzywiłam się
- Oj, no weź. - wszyscy naraz wydęli wargi i spojrzeli na mnie błagalnym wzrokiem
- No dobra. - westchnęłam, kiwając głową, chichocząc pod nosem
Opowiedziałam im ważniejsze rzeczy z mojego życia, pomijając szczegóły 'paranormalne', bo co by o mnie pomyśleli? Że chora psychicznie!
Oni cały czas patrzyli na mnie uważnie, co jakiś czas potakując. Żaden się nie odezwał nawet słowem, chyba, że chodziło o jakieś pytanie. Jakby obchodziła ich moja osoba.
 - No to byłoby na tyle.
 - Jak "nie zbyt ciekawa"?! - oburzył się Calum - Jesteś o wiele ciekawsza niż typowa tapeciara z kilkoma tonami gładzi szpachlowej na twarzy albo...
Zamiast dokończyć, czarnowłosy syknął z bólu i złapał się za tył głowy, a siedzący obok niego Ashton szczerzył się, jak głupi do sera.
 Zaczęłam się śmiać razem z resztą, a Cal siedział obrażony na cały świat. Lecz gdy pizza dotarła do stołu, jakby za pomocą magicznej różdżki powrócił mu humor. Przełykając ostatni gryz mojej pizzy, patrzyłam jak Michael i Calum kłócą się o kawałek pizzy. No tak, przecież to ostatni, nie? Jak w kreskówce.
 - Dajcie spokój. - wywróciłam oczami
 Wreszcie kawałek zniknął z talerza, a Michael i Cal zamilkli. Spojrzeli na Luke'a, który ze zwycięskim uśmiechem przeżuwał pizzę.
 - No co? gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. - wzruszył ramionami
 - Słusznie. - zaśmiałam się
 Gdy odwróciłam głowę w stronę okna, zmroziło mnie. Po drugiej stronie ulicy zauważyłam brązową, bujną, lokatą czuprynę. Opierał się o ścianę budynku, a okulary przeciwsłoneczne zasłaniały mi jego oczy. Nie wiem czy patrzył na mnie, ale po prostu stał tam. Pewnie wiedział, że tutaj jestem. Jasna cholera, czego on ode mnie chce?!
 - Nath? Co się stało? - Ash zmarszczył brwi
 Starał się wyśledzić wzrokiem punkt, na który wpatrywałam się, sama nie wiem ile czasu.
 - Kto to jest? - pytanie padło z ust Luke'a
 - Nikt. - potrząsnęłam głową - Nie ważne. Muszę się zmywać chłopaki. Zdzwonimy się, okej? - uśmiechnęłam się lekko
Wszyscy przytaknęli zgodnie, a ja wstałam, położyłam na stole trochę pieniędzy za pizzę i przeszłam przez pomieszczenie. Widziałam tutaj tylne wyjście, więc...
Podeszłam do niego, spojrzałam w tył i otworzyłam drzwi, lecz zamiast poczuć świeżego powietrza, do moich nozdrzy dotarł silny zapach męskich perfum. Ścisnęłam oczy, po czym spojrzałam w górę.
- Widziałem. - wychrypiał
- Super. - mruknęłam
Wyminęłam go, ale zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się w jego stronę.
- Czego chcesz, Harry? - spytałam, obdarzając go lodowatym spojrzeniem
- Nie wiesz co on czuje...
- Nie obchodzi mnie to! - krzyknęłam, może zbyt głośno
- Nathalie, uspokój się. - warknął, zaciskając oczy
Jego szczęka wyraźnie się zacisnęła, a uścisk na mojej ręce wzrósł.
- Wysłuchaj mnie, proszę. - spojrzał na mnie błagalnie
- Nie mam takiego zamiaru. - syknęłam - Nie masz pojęcia, co ja czułam. Skąd masz to wiedzieć? Przecież zmieniasz dziewczyny, jak rękawiczki.
- Przestań! - krzyknął
- Przestać? Z czym niby? Prawda boli, nie? - zmrużyłam oczy, patrząc na niego
- Po prostu mnie posłuchaj, do cholery! On tego nie chciał!
- Ah tak?! Gdyby nie chciał, nie zrobiłby tego! Ewidentnie tego chciał!
- Był pijany w trupa, nie wiedział co robi. Nathalie, proszę. Wszyscy wiemy, że go kochasz. Nie okłamiesz sama siebie. On też cię kocha.
- Skrzywdził mnie.
- Wiem. Bardzo, ale on nie może bez ciebie wytrzymać. My nie możemy. Byłaś, jesteś i będziesz dla nas jak rodzina.
- Harry...
- Poczekaj. Nie proszę cię, byś wróciła. Po prostu przemyśl to wszystko.
- Nie potrafię. Nie chcę i nie mogę. Za bardzo mnie skrzywdził, po tych wszystkich obietnicach. - westchnęłam
Usłyszałam za sobą stukot butów o podłogę, po chwili chrząknięcie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Ashtona, który marszczył brwi, patrząc na Harry'ego.
- A ten to kto? - lokaty spojrzał na mnie
- Nie powinno cię to obchodzić. Puść mnie. - warknęłam
- Nathalie...
- Nie słyszałeś? Puść ją. - powtórzył za mnie Ash, mrożąc bruneta wzrokiem
Ciężko było mi uwierzyć, że zobaczę kiedykolwiek kogoś wyższego od Harry'ego, a jednak. Ash był na prawdę olbrzymem, jeśli porównać go do mnie. Nie wiem, może miał z... 185? Około tyle. Nie wiele wyższy od Harry'ego.
- A ty kim jesteś, że tak się do mnie odzywasz? - odwarknął Harry
- Nic ci do tego. - syknął, ściskając dłonie w pięści
Dzięki nieuwadze bruneta wyrwałam dłoń z jego uścisku.
Nie patrząc na niego chwyciłam Ashtona za ramię i pociągnęłam z powrotem do środka.
- Kto to jest?!
- Nikt. - wywróciłam oczami
- Jasne. To czego chciał?
- Ashton, proszę, daj mi spokój. Nie chcę o tym gadać. - westchnęłam
- No dobrze. Chodź, pójdziemy do nas. Wieczorem cię odprowadzę. - uśmiechnął się lekko, na co przytaknęłam
__________________________________________________________
LLN!
Nie sądziłam, że do tego ff włączy się 5SOS XD
Haha, jaki spontan :D
Dobra, a teraz serio...
Chciałam serdecznie podziękować wszystkim, którzy komentują, bo to tak cholernie motywuje. 
No błagam, wyobraźcie sobie, że:
Wchodzisz na bloga. Rozdział wrzuciłaś tydzień temu, a tu 0 komentarzy. 
Brak komów = utrata sensu życia ;-;
No, ale dobra. Zaczynam bredzić, jak to ja  ^^
 Więc...
Jak wam się podobał rozdział? :)
Wiem, że rozdział jest nudny i wgl, ale chodziło mi głównie o spędzenie czasu z sosami :p
Także ten...
Nie będę wam truć jakichś głupot, bo wszystko co mówię nie ma sensu XD
Liczę na wasze komentarze, od których mam banana na twarzy, na to, że polecicie moje ff znajomym czy komuś tam xd no i.. na to, że będziecie ze mną :)
To chyba na tyle, nie?
Więc żegnam was czule i do następnego rozdziału! :D
Summer xx
PS. Tak, to ja, ale ze zmienioną nazwą ><

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 41

- Nie wiem! Przestań mnie męczyć! - jęknęła
Wywróciłam oczami ze śmiechem.
Od jakichś 20 minut wypytuję Amelie o imię dla psa. Podałam jej chyba ze sto.
- Hmm... Mam! Brutus!
- Okey. - zaśmiała się - No to niech będzie Brutus.
Uśmiech sam wpłynął na moje usta.
- Kiedy wróci Nathan?
- Nie mam pojęcia. - wzruszyła ramionami
Właśnie w tej chwili usłyszałam - i Amelie zapewne też - trzask drzwi. Oj, ktoś tu się chyba wkurzył. Do kuchni wpadł Nathan drąc się do telefonu...

*Oczami Harry'ego*

- Lou, uspokój się. - poprosiłem
Uh, on wciąż rozwala wszystko co napotka na swojej drodze... Mam tego powoli dość. Niewiele brakuje, by skręcił mi kark.
- Co uspokój się?! Jasna cholera!
Po chwili lampa, która znajdowała się na biurku, leżała roztrzaskana na mnóstwo kawałeczków na podłodze. Mało tego, że po Nathalie ani śladu to... Niall odszedł z gangu, a Louis we wściekłości... Cholera! Zabił Eleanor! Rozumiecie to?! Tak, to ta laska, którą pieprzył w klubie. Zabił ją, jak się dowiedział, że Nathalie nie ma. Do tego przecież to była dziewczyna Nialla. Powody, przez które odszedł:
1. Louis nie dość, że pieprzył jego dziewczynę, to ją zamordował.
2. Pobił jego samego.
Ojcze, błagam powiedz mu, żeby się wreszcie uspokoił. Jak on tak do cholery może?!
Spojrzałem na Thundera, który walczył z samym sobą od dobrych kilku dni.
- Wybaczyłem sobie, że ją zabiłem. Mam w dupie, że Niall odszedł. - mruknął kilka przekleństw na jego temat - Ale Nathalie?! Ona mnie nienawidzi! Jestem sukinsynem jakich mało!
Okey, właśnie stało się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Louis William Tomlinson, którego znam już w cholerę długo, pierwszy raz na moich oczach... Wybuchnął płaczem. Łzy koloru atramentu lały się jakby bez końca. Podszedłem do niego ostrożnie, usiadłem obok i objąłem ramieniem.
- Lou, spokojnie. Dasz radę. Wróci.
- Ona nie wróci! Nie rozumiesz co ja zrobiłem?!
- Zachowałeś się jak ostatni dupek.
- Gorzej! - ryknął - Ja.. Na jaką cholerę ja to zrobiłem?! Nigdy aż tak bardzo nie żałowałem przelecenia jakiejś laski. Ugh, spierdoliłem po całej linii!
- Nic ci nie da ciągłe użalanie się nad sobą! Musisz ją odzyskać! To, że ją zdradziłeś nie jest gorsze od... Zabicia jej rodziców.
- Nawet mi tego nie przypominaj. - pokręcił głową - Myślałem, że to słuszne. Że nie będzie miała do kogo wrócić. To było takie kurwa samolubne... Patrzyłem tylko na to, by została ze mną. Byłem i jestem.. Aż nie do opisania.
- Walcz. - szepnąłem
- Co? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony
- Kochasz ją? - spytałem, a on przytaknął - Więc walcz! Musisz ją odzyskać! Udowodnij jej jak bardzo ją kochasz! Nie możesz jej stracić! Jasna cholera! Walcz o tą dziewczynę, bo jest skarbem! Jest jedyną osobą, której potrzebujesz do funkcjonowania! Pojąłeś to?! Wziąłeś to sobie do tej pieprzonej czachy?!
- Tak. Nie... Nie wiem!
- Ty i tak wiesz, że mam rację.
- Masz.
- Więc damy radę. Znajdziemy ją. Ale ty masz grasz w tym główną rolę - musisz ją odzyskać - spojrzałem w jego pochłonięte czernią oczy - Musisz jej to uświadomić. Na pewno ona też nie potrafi bez ciebie żyć... No cholera! Ona cię potrzebuje, jak tlenu! Teraz weźmiesz się w garść, ruszysz dupę i wiesz co zrobić... Znajdziemy ją. Ale najpierw... Wiemy, że jest z Nathanem. Dlatego trzeba ją chronić, tak by nie wiedziała, że to robimy.
- Wiem przecież. Już się tym zająłem. - uśmiechnął się lekko
Trochę zmieszany zmarszczyłem brwi. Szatyn spojrzał mi w oczy. No nie wierzę. Poza tym... Tak, umiem czytać w myślach patrząc w oczy. W nich zapisana jest każda myśl i każde uczucie.
- Louis, jesteś geniuszem!
- Dzięki. - wymruczał drapiąc się po łokciu
- Ale jak to w ogóle będzie?
- Co tydzień będzie nas informował co się dzieje. Ufam mu. Z resztą jak każdy z nas.
- No. To ja spadam. Weź się w garść i zejdź na dół.
Szatyn pokiwał głową w zrozumieniu. Wstałem i zszedłem do salonu.
- Eh, jakoś tu nudno. - skrzywiłem się
No tak... Nialla już z nami nie ma, Louis siedzi na górze, Zayna nie ma... słabo.
- A jak ma niby być? - prychnął Liam
- Nudno jest bez niej. - westchnęła Perrie
- Wbiłem mu do głowy, że... - usiadłem na kanapie - Ma się pozbierać i walczyć o to co kocha.
- Od kiedy ty tak mądrze prawisz, Harry? - zaśmiała się Perrie, na co wywróciłem oczami
- Śmieszne, serio. - prychnąłem
- Też to zauważyliście? - spytał Liam
Spojrzeliśmy na niego pytająco.
- No to, że odkąd jej nie ma, jest z nami gorzej. Jako zespół rozpadamy się; częściej się kłócimy o bzdury, nie współpracujemy, oddalamy się od siebie. Zawsze byliśmy zgraną paczką, a teraz? Coś jest nie tak. Czy tylko ja to widzę? - spojrzał na nas z wyrzutem
- No niestety nasz rację, Payne. - westchnąłem
- Ta, chyba to przez brak jej. Ona nas jeszcze bardziej zbliżyła. To było coś innego, z nią. - wymamrotała Perrie
- No, a teraz Tomlinson musi to odkręcić. Nie dla nas, ale dla siebie.
Przeczesałem włosy swoimi długimi palcami w tył i opuściłem bezwładnie rękę.
- Pomożemy mu? - mruknęła Edwards, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w telewizor
- Nie! - zaprzeczyłem - On sam musi to naprawić, bo on spieprzył. - spojrzałem na nią poważnie. Gdy otworzyła usta, by coś powiedzieć zrobiłem to za nią: - Poza tym, nawet jakbyśmy chcieli, to i tak by nam nie pozwolił.
- Racja. - westchnęła
Bez niej jest tak nudno, jak nigdy. Nie dość, że Nialla, naszego wielkiego żarłoka i nie ma, Zayna też, to jeszcze głowa zespołu siedzi zrozpaczona w pokoju. Ale cóż, zawinił jak chuj, więc teraz pokutuje.
Został tydzień, aż dowiemy się co u Nathalie. Tak w ogóle, ciekawi mnie dlaczego zachowała nadane przez nas imię, a nie wróciła do swojego. W sumie, pasuje do niej. Ale dość durnych myśli.
W pewnej chwili Louis zszedł na dół. Nie było widać po nim ani trochę, że płakał jak małe dziecko. Nie był uradowany, rozmarzony, jak bywało przez ostatni czas. Był poważny.
- Liam, bierz laptopa i namierz jej telefon, niech Adam ci pomoże. Chyba że dasz radę? - spojrzał na niego pytająco, na co przytaknął, z lekkim uśmiechem - Harry. - spojrzał na mnie - Jedź, wiesz co robić. - westchnął
- Jasne, szefie. - odparłem, z pewnego rodzaju dumą, iż przydzielił mi takie zadanie
Zerwałem się natychmiastowo z miejsca i wbiegłem na korytarz. Ubrałem burty, zarzuciłem kurtkę, koloru czarnego,włożyłem na nos okulary przeciwsłoneczne i wyszedłem z domu krzycząc, iż biorę Porsche. Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem. Cholera, tak dawno nie brałem udziału w w wyścigach, a tak bardzo mnie kusi...
Przygryzłem dolną wargę, rozważając nad tym.
Nie! Idioto, teraz masz ważniejsze sprawy! Wyścig kiedy indziej.
Założyłem na ucho słuchawkę i czekałem na 'rozkazy' Liama.
__________________________________________________
Siema!
Rozdział z okazji Świąt :)
Cieszycie się? ;D
Mam już napisane, więc pomyślałam sobie "czemu nie?" i jest! 
Życzę wam wesołych, radosnych świąt w rodzinnej atmosferze.
Będziecie dla mnie tacy dobrzy, jak ja dla was i zostawicie tu 6 komentarzy? :)
Kocham was, miśki. <3
Weronika xx

Edit: Rozdziału nie sprawdzałam i przez przypadek mogła pojawić się Dan, bo miałam kilka pomysłów i mi się pomieszało xd Także ten... Danielle zginęła, a ja lecę ogarnąć kolejny rozdział, żeby nie było podobnej wtopy ><

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 40

Notka pod rozdziałem!

- Tak. jestem ci bardzo wdzięczna. Nie chcę tam mieszkać, z nim. - przełknęłam głośno ślinę - I sam wiesz. - spojrzałam prosto w jego oczy
- Nath, spokojnie. Rozumiem cię w 100%. Przyjaciele? - uśmiechnął się
- Przyjaciele. - przytaknęłam i odwzajemniłam gest
- Pewnie jesteś głodna? Wiesz gdzie jest łazienka, a jak już zrobisz co tam musisz - zaśmiał się - Czekamy ze śniadaniem.
- Bardzo ci dziękuję. Jestem wdzięczna, że tyle dla mnie robisz.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Nathan wstał i wyszedł z mojego pokoju. Wreszcie wygrzebałam się spod kołdry, wyjęłam z torby rurki, bieliznę i turkusowy sweter. Po prysznicu ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania i stanęłam przed lustrem. Po raz setny przez moją głowę przeleciał głos Louisa. Delikatny, lekko zachrypnięty... Po prostu nie do opisania. Nim się spostrzegłam czułam jak palące kropelki płyną po moich policzkach. Starłam je i rozczesałam włosy, po czym przeszłam przez korytarz do kuchni. Dom nie był wielki, pięter też nie miał - łazienka, trzy pokoje i kuchnia. W sumie tyle. Usiadłam przy stole uśmiechając się... Niestety, był to wymuszony uśmiech. Amelia podsunęła mi pod nos talerz z naleśnikami oblanymi czekoladą.
- Ah no i mam coś dla ciebie. - uśmiechnął się szatyn
Wyszedł z kuchni, po to by wrócić z zielonawym pudełkiem w dłoni.
- Co to? - uniosłam brew
- Nowy telefon.
Ah, Nathan kazał wyrzucić mi stary, by nie namierzyli mnie. Przeprowadziliśmy się do niedalekiego Londynu małego miasta. Nie ma tu takiego dużego ruchu, mnóstwa sklepów i ludzi biegających w te i z powrotem do pracy. Za to jest tutaj... No aż miło. Świeższe powietrze, mniej spalin, śmieci walających się po ulicach... Tu wszystko jest ładniejsze. Ale co najważniejsze - zero Louisa. Po tym co się stało ten pieprzony tydzień temu, wciąż nie mogę się uspokoić. W pamięci utkwiła mi scena z nim w łazience. Nie mam zamiaru więcej go widzieć. Ale odchodzę od tematu. Na początku mieliśmy zamieszkać w Holloway*, jednak było to zbyt blisko, a im bliżej - tym większe ryzyko. Tak więc uznaliśmy, że zamieszkamy w Harrow. Wiem, zabawna nazwa. Nawet przypomina mi imię Harry. No ale nie ważne... Mamy dom przy Headstone Road.
Nie jest on wielki ani jakiś piękny, ale zdecydowanie wystarczy. Przed bramą mamy niewielkie podwórko. Jest dobrze. Trochę tęsknie za tamtym wielkim, luksusowym domem ze świetnymi przyjaciółmi, ale... Nie. Nie mogę. Chcę o nim zapomnieć.
 To niemożliwe. Kochasz go. 
Taa, niestety głos w mojej głowie ma rację. Nie można tak po prostu zapomnieć o kimś, kogo się kochało. Ugh, to jest czasami nie do wytrzymania. Chciałabym, żeby to wreszcie wyszło z mojej głowy.. Jego delikatny głos. Malinowe usta, na których spoczywał słodki uśmiech, ukazujący dwa rzędy idealnie ułożonych, śnieżnobiałych zębów. Jego dłonie, którymi trzymał moje. Oczy w kolorze morza, w których dało się utonąć. Każdy jego milimetr cudownego ciała... Opiekuńczość, którą mnie obdarowywał. Charakter. Wszystko. Chciałabym, żeby to zniknęło z całego mojego życia. 
 - Nathalie, chcesz coś do picia? - usłyszałam głos Amelie
 - Nie, dziękuję - pokręciłam głową uśmiechając się lekko
 - Słuchaj - usiadła naprzeciwko mnie i złapała mnie za dłonie - Wyobrażam sobie jak ci jest ciężko, ale wiedz, że możesz na nas liczyć. Chcę ci jakkolwiek pomóc i być dla ciebie wsparciem. - uśmiechnęła się delikatnie
- Bardzo ci dziękuję, Am. To bardzo miłe z twojej strony. Na początku myślałam, że nie będziesz chciała mnie znać i w ogóle, bo rzadko zdarza się, żeby czyiś brat przyprowadzał do domu obcą dziewczynę, by z nim zamieszkała. - zaśmiałam się nerwowo, w sumie sama nie wiem czemu
- No racja. Ale spokojnie. Na prawdę chciałabym traktować cię jak przyjaciółkę. Bardzo cię lubię, za charakter. Od razu widać, że jesteś wytrwałą i silną dziewczyną.
- Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony - brakuje mi go, a z drugiej - nie chcę go widzieć już nigdy.
- Rozrywa cię od środka? - skrzywiła się
Przytaknęłam. Tak, to było najlepsze ujęcie tego co czuję. Rozrywało mnie od środka. Chcę do niego, ale wiem, że nie mogę. Nie wybaczę mu tego. Obiecał.
- Nie musisz się już martwić. Damy radę. Wkrótce będzie dobrze. - jej oczy mignęły jakby czerwonym blaskiem
- Amelie, ty... - spojrzałam na nią z lekkim niedowierzaniem
- Co? Rozmazałam się? - rozszerzyła oczy
- Nie.. Twoje oczy. Są...
- Ah, czerwone?
- Tak.
- Umm... Wiesz, że Natha jest wampirem. Ja też nim jestem. Ale nie masz się czym martwić. Wiesz, że cię nie skrzywdzimy. Nie jesteśmy tacy.
- Okey, po prostu nie wiedziałam czy jesteś czy nie.
- Przepraszam, jeśli cię wystraszyłam.
- Nic się nie stało. Jest dobrze. - zapewniłam ją
Lekko uśmiechnęła się.
- Ja chyba się przejdę do sklepu. Potrzebuję pewnych rzeczy. - zaśmiałam się
- Hmm... Te* dni masz zazwyczaj od 12, zgadłam?
Obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Jezu, nie zaglądaj mi do głowy!
Chwyciłam kurtkę i założyłam buty. Ta.. Już koniec lata. Ciepło nie jest, ale nie powiem też, że to już zima.
No, ale do rzeczy! Mam przy sobie sporo, a nawet dużo pieniędzy. Większość jest od Nathana, ale mam też trochę ogólnie od tego, który złamał mi serce i Harry'ego.No, ale nie ważne Nie chcę o tym nawet myśleć.
Wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, który podwiózł mnie do jakby centrum miasta. Wpadłam do kilku sklepów, by kupić potrzebne mi rzeczy, po czym zaplątałam się o kilka nowych ubrań. Ah, brakowało mi zakupów. Robiłam to tylko i wyłącznie z Perrie i Danielle. Po tych (tym razem na serio) drobnych zakupach postanowiłam, że wrócę do domu na nogach. Trzeba się nacieszyć tą końcówką promieni słonecznych póki są nam dane, prawda?Nie było to szczególnie daleko, kilka kilometrów. Po pewnym czasie, który przeznaczyłam na rozmyślanie o swoim durnym życiu, dotarłam do pasów. Rozglądnęłam się kilka razy w lewo i prawo. Czysto, jak to mówią. A jednak nie. Los tego nie chciał. Z drogi, prowadzącej na górę, w dodatku zza zakrętu wyjechał srebrny samochód. Będąc praktycznie na jego drodze dostałam prawie zawału. Ale zamiast poczuć silny ból, zostałam odepchnięta sprzed samochodu. Upadając na chodnik wypuściłam z dłoni siatki. Niewiele czasu zajęło mi pojęcie co się właśnie stało. Kto to zrobił?
Kompletnie zapominając o siatkach odwróciłam się w stronę jezdni, słysząc skowyt psa. Samochodu już nie widziałam. Za to na pasach leżał właśnie dorosły pies... Owczarek Niemiecki lub wilczur. Moje oczy rozszerzyły się, a dłoń powędrowała na usta zatykając je. Pies leżał na drodze zapewne ranny. Czy on... Popchnął mnie? To był ten pies? Zwierze uratowało moje życie. Nie wierzę.
Bez namysłu spakowałam z prędkością światła zakupy do siatek. jakieś auto przejeżdżające obok zatrzymało się. Powiedziałam co się stało, a mężczyzna - kierowca auta - wziął psa na tylne siedzenia. Sama nie wiem po co i dlaczego, lecz także wsiadłam do pojazdu. Skierowaliśmy się do najbliższej kliniki weterynaryjnej. Zajęto się nim od razu, lekceważąc siedzących w poczekalni właścicieli z ich pupilami. No tak, w końcu im nie jest poważnego. W każdym razie nie tak, jak temu psu. Usiadłam na krześle, a moje nogi dosłownie trzęsły się. Kierowca granatowego auta usiadł obok mnie.
- Niech się pani nie martwi. Będzie z nim dobrze. - uśmiechnął się
- Dziękuję panu za pomoc, lecz to nie jest mój pies. On... Jakby to ująć. Uratował mi życie.
- Jestem Ashton Irwin. - przedstawił się
- Nathalie... Moore.
No bez przesady. Nie powiem mu, że mam na nazwisko Tomlinson, okey? W ogóle chce o nim zapomnieć, a posiadanie jego nazwiska mi ani trochę nie pomaga.
- Miło poznać.
- Mogę wiedzieć ile masz lat? Wyglądasz na mój wiek. - uśmiech sam wpłynął na moje usta
- 19 lat, a ty...?
- 17. - zaśmiałam się
Rozmawiałam z Ashem dopóki weterynarz nie przeszkodził nam.
- Witam. Pies jest jak sądzę pani. - spojrzał na mnie
- Umm.. Tak.  - Uh, skłamała prosto w oczy - Co z nim?
- Ma złamaną przednią łapę, lecz żadnych większych obrażeń.
Przyznam, że od razu mi ulżyło.
- Będzie mógł wrócić do domu już dzisiaj. Ma pani kartę szczepień i inne jego dokumenty?
- Niestety nie. Mam go tak właściwie od dzisiaj.
No! Robię postępy! Tym razem nie skłamałam!
- Więc zrobimy je dla pani. Odbiór możliwy będzie za tydzień.
Jeszcze po kilku pytaniach weterynarz wrócił do sali. Powiedział, że zrobią mu badania itd. i będę mogła wrócić z nim do domu. No nie mogę uwierzyć. Zawsze marzyłam o psie, a teraz.... No nie mówcie im nawet, że moje marzenie się spełnia. A tam! Nie ważne z resztą.
W klinice kupiłam kilka 'gadżetów', takich jak miska, obroża, karma, bla, bla, bla...
Wsiadłam do samochodu, tuż obok mojego psa. Yeah! Wiem, że za bardzo się tym cieszę (jak dziecko), więc przepraszam. Hmm... Chyba Nathan i Amelie nie będą mieć nic przeciwko, prawda? Uh, czeka mnie zapewne dyskusja. Yeah, jestem w tym domu najmłodsza. Nath ma 21, a Amelie 18. Ugh, pieprzony rok!
Ale wracając do sprawy... Wymieniłam się z Ashem numerem telefonu. Chłopak pomógł mi z psem i cholernymi zakupami. Rozłożyłam u mnie w pokoju koc, obok łóżka.
Pies usiadł na nim, zajmując prawie całą jego powierzchnię. Był co najmniej wielki. Nie, nie koc, tylko zwierzę. Usiadłam na krańcu materaca i wpatrywałam się w niego.
- Biedaku, jak ja ci dam na imię? - skrzywiłam się
On natomiast przechylił głowę w bok, jakby słuchał i rozumiał co mówię.Weszłam do kuchni, nalałam do miski chłodnej wody. W oczy rzuciła mi się żółtawa karteczka z niedbale napisanymi literami na niej.
Musiałam wyjść załatwić parę spraw. Wrócę za niedługo ;* ~ Amelie
Okey, to poczekamy sobie trochę razem z psem. Zauważając, że woda wylewa się już z miski zakręciłam korek i wróciłam do pokoju. Położyłam naczynie obok koca, po czym wzięłam kolejną miskę i wsypałam do niej suchej karmy. Z lodówki wyjęłam dwa plastry szynki i dałam psu.
Spojrzałam mu w oczy. Te ciemnobrązowe tęczówki, przechodzące w niektórych miejscach w jaśniejszy odcień. Piękne.
Po chwili usłyszałam skrzyp otwierających się drzwi. Poderwałam się z miejsca i poszłam do przedpokoju, gdzie spotkałam Amelie.
- Kto tu jest? - zmarszczyła brwi
- Ah, no wiesz... Znalazłam psa i on... No, ten...
Co po chwilę drapałam się po łokciu i unikałam jej dociekliwego wzroku.
- Nie mów, że przyprowadziłaś tu jakiegoś kundla! - warknęła, a jej źrenice zmieniły kolor na czerwony
- Tak. - westchnęłam - Nie mogłam go zostawić ze złamaną łapą na ulicy!
- Uh, chodź. Opowiesz mi to.
Jak prosiła, wszystko jej opowiedziałam, leciusieńko koloryzując tą historię i może odrobinkę demonizując*. No, ale wszystko polega na dobrej grze aktorskiej i wyobraźni.
- Ugh, Nath! On po prostu cuchnie! Poza tym to jest pies. Nie rozumiesz, że wampiry nie lubią tych zwierząt.
- Ja myślałam, że tylko wilkołaków. - przechyliłam głowę lekko w bok
- Nie. Psów też.
Podałam jej kilka argumentów, by pies mógł zostać i... Uwaga, uwaga! Zgodziła się! No nie powiem, ale byłam szczęśliwa jak dziecko.
__________________________________________________________
* Wystarczy, że wejdziecie w Google Maps.

*Każda dziewczyna wie o co chodzi. haha

*Przesadzać z czymś. Mówić nadmiernie poważnie o jakiejś sytuacji.

Mam nadzieję na komentarze od was i... że będziecie u siebie lub innych rozpowszechniać to ff.
Byłoby mi bardzo miło ;3

Końcówka już bardzo blisko. 
Zostały nam tylko 4 rozdziały :)
A już zaczęłam pisać 3 rozdział 2. części haha :D

Kocham was absolutnie i... Życzcie mi weny, bo bez niej nic nie napiszę.
Dlatego mam nadzieję, że mnie nie opuścicie, jak ona ;)
Do zobaczenia za tydzień <3 
Mrs. Styles xx

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 39

 Przeczytaj notkę pod rozdziałem.
*Oczami Nathalie*
- Ale ja nie chcę - jęknęłam - Nie mam na to humoru.
- Dlatego jak pójdziemy to ci się polepszy. No chodź już.
Minęły ponad dwa tygodnie od śmierci Kate. Na początku było bardzo źle. Całe dnie siedziałam zamknięta w pokoju i płakałam.
No jednym słowem - wrak człowieka.
- Przyda ci się to. Odstresujesz się, poczujesz lepiej. Chodź, proszę.
No może i ma racje.
- Okej, pójdę - westchnęłam
Blondynka... Wróć! No tak. Zapomniałam wspomnieć, że Pezz przefarbowała sobie włosy na jasny fiolet, ale dla mnie zawsze będzie blondyną. Wracając... Uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Ja ci przygotuję coś, tym razem, normalnego, a ty w tym czasie pójdziesz się orzeźwić.
Przytaknęłam i wstałam z łóżka. Wzięłam czystą bieliznę i poszłam do łazienki.
 Po krótkim czasie wyszłam z niej. Z włosów nadal kapała mi woda. Na łóżku już leżały jakieś ubrania, a pokój był pusty. Zamknęłam okno i spojrzałam na ciuchy. Cóż... Wiedziałam, że to będzie coś takiego. Ubrałam to, co mi przygotowała i poszłam do jej pokoju i bez pukania otworzyłam drzwi. Wyglądała pięknie, a miała na sobie top - podobny do mojego - sięgający przed pępek, w którym był kolczyk, czarne szorty i tego samego koloru lakierowane szpilki.
Po jakimś czasie byliśmy w klubie. Każdy ze sobą rozmawiał, a ja tylko siedziałam i piłam drinka ze znudzeniem. Wokół było jak zawsze mnóstwo tańczących ludzi. Ah i zapomniałam wspomnieć - tak, był z nami Nathan. Siedział naprzeciwko Zayna, który czasami wbijał w niego mordercze spojrzenie, a Nath wystawiał kły. Jego oczy w tym czasie błyszczały czerwienią. Wyglądał... Przerażająco. Jak każdy kogo znam tutaj. Każdy kto mi został jest potworem. Nic na to nie poradzę. W końcu jestem jedną z nich. Też jestem takim stworzeniem...
- Hej, Nath! Słyszysz? - Perrie pomachała mi ręką przed twarzą
- Nie. - przyznałam - Co mówiłaś?
- Czy chcesz iść potańczyć?
- Wiesz, może za kilka drinków tak -uśmiechnęłam się krzywo
Przytaknęła i przystawiła mi kolejny kieliszek wypełniony jakimś płynem z lodem pod nos. Bez namysłu chwyciłam go, przystawiłam do ust i przechyliłam. Zaczęłam kaszleć.
- To aż takie mocne? - wydusiłam z siebie
Ona tylko wzruszyła ramionami śmiejąc się. Po trzech, a może czterech następnych poszłam z Perrie na parkiet.
- Będę jutro umierać - zaśmiałam się
- Wszyscy - uśmiechnęła się szeroko
 Dosłownie wiłyśmy ciałami w rytm muzyki. Przyznam... Tańczę dobrze, a może lepiej niż myślę. Mam za sobą kilka nagród w różnego rodzaju konkursach, ale zawsze wątpiłam w moje umiejętności. Za to inni wręcz przeciwnie. Po kilku... nastu piosenkach czułam, jak moje nogi zaczęły mnie lekko piec. Poza tym musiałam iść za potrzebą. Kiwnęłam głową na drzwi łazienki i spojrzałam na Perrie. Ona przytaknęła. Przeciskając się przez tłum ocierających się o siebie, schlanych w trupa ludzi podążyłam w stronę łazienki. Gdy byłam przy drzwiach ktoś pchnął mnie, a ja spadłam na zimne kafelki pośladkami. Jednak usłyszałam jęki rozkoszy niedaleko mnie. Odwróciłam głowę i... Nie. To nie możliwe! Miałam w dupie, że po moich policzkach płynie Niagara łez, żołądek skręca się boleśnie, a gula w gardle rośnie z każdą chwilą. Jak on może? Jest aż tak nawalony, by mi to zrobić? Tak... Jak się domyślacie to właśnie Thunder. Pieprzył siedzącą na umywalce dziewczynę. Na szczęście nie zauważył mnie, a co bardziej nie słyszał przez skowyt tej dziewczyny. Jak najszybciej umiałam podniosłam się i wybiegłam z łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie wierzę... To po prostu... No coś nie do opisania. Znalazłam wyjście i po prostu wypchałam się na zewnątrz. Lodowate, w porównaniu do tamtego w środku, powietrze uderzyło we mnie, a alkohol jakby ulotnił się z moich żył. Zimno. Mokro. Ciemno... Tak, do tego pada deszcz. Zdjęłam cholerne szpilki i usiadłam na schodach. Miałam gdzieś, że siedzę tu zupełnie sama... A chwila. Może jednak nie. Kilka metrów ode mnie jakiś chłopak całował przypartą do ściany dziewczynę o bujnej, blond czuprynie. Po chwili oderwał się od niej i spojrzał kątem oka na mnie... Kurwa. To nie byle jaki chłopak. To Nathan. Momentalnie puścił ją i patrzył na mnie wielkimi oczyma. Spojrzał dziewczynie w oczy i zaczął coś do niej mówić. Po chwili blond włosa jak zahipnotyzowana wróciła do budynku, mijając mnie, nawet nie obdarzając przelotnym spojrzeniem. Jeśli się nie mylę właśnie ją zahipnotyzował. Szatyn podszedł do mnie i usiadł obok.
- Nath, co się stało? - spytał
Objął mnie ramieniem i przysunął się bliżej. W sumie miałam wszystko gdzieś. Teraz mógłby sobie tu nawet przyjść Louis z tą dziewczyną, trzymając ją za rękę i... Nie. Ta myśl już całkiem łamała mi serce.
- On... Z nią... W łazience - wyjąkałam
- Rozumiem. Nie mów nic.
Chwyciłam skrawek jego koszulki i ścisnęłam w dłoniach. Łzy leciały, lecą i jeszcze przez długi czas będą lecieć, brudząc moje policzki rozmazaną czernią.
- Obiecał. Mówił to wszystko.. Że mnie kocha. Tylko mnie. - pociągnęłam nosem
- Kłamał. Podle kłamał. Bawił się twoimi uczuciami, a ty...
- A ja jak głupia dałam mu się wodzić za nos.
Zacisnęłam mocno oczy. Wiadomo, że to nic nie da, ale chciałam wierzyć, że to wszystko to tylko sen. Chciałam się obudzić w łóżku, w ramionach Lou. Jednak nie. To znów rzeczywistość, która nie da mi spokoju. Los jest taki kapryśny. W moje życie wprowadził wiele; ból, łzy, miłość, odwagę, miłość i... Strach. To właśnie to uczucie obezwładniało mnie najczęściej odkąd pierwszy raz ujrzałam na oczy Thundera.Odkąd mnie.. Porwali. To właśnie zmieniło absolutnie całe moje życie. Zabiło moich rodziców. Siostrę. Bliskich... Wszyscy umierają. A co jeśli gdybym... Gdybym nie poszła tym cholernym skrótem? Nie, w końcu i tak by mnie znaleźli. To nic by nie zmieniło.
- Nie chcesz z nim być? Nie chcesz tam wrócić, prawda? - spytał, na co przytaknęłam
Chłopak westchnął.
- Zamieszkasz u mnie. Oboje wiemy co działoby się w domu. A przecież nie chcesz widzieć go już na oczy. Razem damy radę, pamiętaj... Zawsze będę przy tobie.
Chwycił mój podbródek, uniósł moją głowę i musnął delikatnie wargami moje usta. W tej chwili wszystkie myśli opuściły mnie. Łzy przestały ciec, a umysł uwolnił się. Nathan zdjął z siebie bluzę z kapturem i ubrał mi ją. Zasunął materiał na moje włosy, wziął mnie na ręce i... Zaczął biec. Ale nie tak normalnie. Jakby robił to z prędkością światła. Obrazy wokół mnie przemijały piekielnie szybko, rozmywając się. Światła wydłużały się nadając wszystkiemu niesamowity dla oka widok. To było niezwykłe. Sama nie wiem kiedy, ale byliśmy już w moim pokoju. Wiem, ze Nathan jest... Wampirem, ale nie sądziłam, że to jest możliwe by w ledwie minutę znaleźć się w pokoju, przebiegając dystans około 4 km. Szatyn postawił mnie na podłodze.
- Uspokój się, idź do łazienki i zmyj tusz z policzków. Ja się wszystkim zajmę.
Ucałował mnie w czoło i opuścił pokój. Weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Wszystkie zdarzenia z dzisiejszego wieczoru zaczęły migać mi przed oczami. W sumie nie tylko z dzisiejszego dnia.
Trening. Wampiry. Utrata przytomności. Śmierć Kate. Tydzień 'żałoby'. Klub. Alkohol... Louis.
Wszystko co działo się w mojej głowie prowadziło do niego. Jakby był jedynym wyjściem z tej całej sytuacji. Z życia. Jakby był ucieczką. Rozwiązaniem problemów. Ale nie jest.
Oparłam się o umywalkę i zacisnęłam z całej siły powieki, by kolejne słone krople nie popłynęły. Wreszcie odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą, po czym przetarłam ją ręcznikiem. Wyszłam z łazienki.
Na przedpokoju stał już Nathan z walizką w dłoni, rozmawiając przez telefon komórkowy. Po chwili rozmowy rozłączył się i uśmiechnął do mnie.
- Obiecuję ci, że on już cię nie skrzywdzi.
Podszedł do mnie i zetknął wargami moje usta. Po niedługiej chwili chwycił moją dłoń wolną ręką i pociągnął na dół. Zostawiając za sobą dom, w którym mieszkałam wsiadłam do samochodu z Nathanem, który właśnie podjechał. Puls mi przyśpieszył w obawie, że to mógł być właśnie Max, a Nathan kłamał. Ale Bogu dzięki myliłam się. Była to blond dziewczyna dość podobna do Natha. Może była jego siostrą?
Przesiadła się na siedzenie pasażera, a Nathan usiadł za kierownicą. Dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę z pokrzepiającym uśmiechem.
- Jestem Amelie - siostra Neta
- Nathalie - szepnęłam wymuszając uśmiech - Przy...
- Dziewczyna twojego brata. - powiedział patrząc na mnie w lusterku z uśmiechem
Mrugnął do mnie i wrócił do patrzenia na ulicę, która była prawie że pusta.
Czekaj... Dziewczyna? Ja jestem... Jego dziewczyną?
____________________________________________________
Dobra... Ja się nie wypowiem na temat tego rozdziału.
Liczę na wasze opinie.
Kurcze, tyle pomysłów wypełnia mój łeb ;3
Hmm...
Wolicie Lothalie czy Nathalie + Nathan? :-D
Ja tam to już w ogóle wolałabym takie... Harry + Nathalie XD
Ale nieee, bo to by się źle dla Hazzy skończyło, prawda Lou? 
 Ale jakby to brzmiało? Hathalie? Harralie? Haha, nie wiem sama.
Ale okej.. Koniec tematu.
Bardzo ładnie proszę o komentarze :) <3
To chyba tyle...
Pamiętamy o: CZYTASZ = KOMENTUJESZ <333
Do zobaczenia. 
Mrs. Styles xxx

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 38

 Dobra, zacznę dzisiaj notką, bo... Bo tak. xd
Czy wy macie świadomość, że jeśli widzę komentarze anonimowe z odstępem kilku minut, to ja WIEM, że to jedna i ta sama osoba, nie? -,-
Nie wysilajcie się na osiemset komentarzy.
Jedna osoba - jeden komentarz, okej?
Proszę was. 
i ostatnio ktoś prosił mnie, bym napisała scenkę +18 z Louisem i Nathalie.
Wiecie co? Nie sądzę, by się ona pojawiła, bo... Nie mam zdolności do opisywania orgazmu. XD
Jezu, bredzę. Dobra, kończę z tym tematem!
Takiej scenki raczej nie będzie, więc nie proście mnie o to ;P
To w sumie tyle chciałam dzisiaj powiedzieć.
Trzymajcie się i do zobaczenia za tydzień ;*
Mrs. Styles xxx
PS. Trzymajcie za mnie kciuki, bo mam za niedługo test z Historii ;-; xd
_________________________________________________

Wygramoliłam się po schodach na górę i otworzyłam drzwi do pokoju. Zanim jednak do niego weszłam zatrzymałam się. Do mojego nosa dotarł dziwny odór. Coś... właściwie sama nie wiem. A może mi się wydaje?
Bez namysłu podeszłam do drzwi od pokoju Kate i otworzyłam je.
Jezu. Chryste... Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz NIE!!
Moja mała siostrzyczka zwisa na sznurze obwiązanym wokół jej szyi, z ust powoli sączy się krew, a z rozciętego brzucha... Wypływają jej organy. Włosy zasłaniają część jej posiniaczonej twarzy. Na ścianie, nad jej łóżkiem był napis z krwi, która wciąż ciekła po ścianie: "Przyjdzie kolej na ciebie".
Z moich ust wydobył się przeraźliwy wrzask, a raczej pisk. Ledwie sekundę po tym dwa silne ramiona odciągnęły mnie od tego. Szarpiąc się, płacząc, krzycząc zostałam wciągnięta do jakiegoś innego pokoju. Wciąż starałam się wyszarpać z uścisku, ale on stawał się coraz silniejszy. Wreszcie nie mogąc się ruszyć po prostu żałośnie płakałam. Jak mogli ją zabić?! Przecież nie była niczemu winna!
- Spokojnie. Będzie dobrze. - usłyszałam szept nad uchem
Był to tak, jak sądziłam Harry. Zaczął się lekko kołysać w przód i w tył.
- Nic nie będzie dobrze! Ona nie żyje! - krzyknęłam dławiąc się łzami
- Nath, uspokój się. Dasz radę. Jak zawsze. Nie mamy innego wyjścia.
- Puść mnie!
Znów zaczęłam się szarpać. Mimo rozmazanego obrazu przez łzy, braku sił na cokolwiek, chęci do życia... Chciałam po prostu stąd jak najdalej uciec. Nic więcej.
- Proszę, uspokój się. Przestań! - uniósł głos
- Przestań mnie trzymać! Ona. Nie. Żyje! Rozumiesz to!? Nie żyje!
 Harry nic już nie powiedział, czego się spodziewałam. Po kilki minutach przestałam się szarpać. Nie miałam już siły. To było bezsensowne. I tak by mnie nie puścił. Po prostu siedziałam i nadal płakałam. Oczy piekły mnie niemiłosiernie, a zatkany nos także nie pomagał w niczym. 
- Umarła jedyna osoba, której bezgranicznie ufałam i kochałam. - wyszeptałam - To nie ma sensu.
- Co? - uniósł brwi w zdezorientowaniu 
- Ja nie chcę żyć. Nie chcę, rozumiesz? Nie mam tu nikogo i nie mów, że mam was. Nie jesteście moją rodziną. Kate była.
- Oni nie są rodziną, to prawda, ale ja jestem twoim przyrodnim bratem. Nie pozwolę ci odejść. Mi też zginęła siostra. Wiesz jak? Zabiłem ją. Zabiłem własną siostrę. - pokiwał głową lekko uśmiechając się, co było dla mnie chore - Zabiłem ją, bo musiałem. Zmusili mnie. Oni zrobiliby to za mnie - o wiele boleśniej, dłużej... Po prosu gorzej. A ja za nic nie chciałem, by cierpiała. Wolałem by zabili mnie, ale nie zgodzili się. Zrobiłem to szybko i bezboleśnie. Ale potem... Potem po prostu stałem się zupełnie inny. Nie płakałem, stałem się oschły, wredny, a czasami zabijałem z zimną krwią. Czemu? Dla zabawy. Bo byłem potwornie wkurzony na siebie, na to co zrobiłem. Do tej pory sobie tego nie wybaczyłem i nie wybaczę już nigdy. Nie umiem. Poza tym jak wiesz, ja nie umrę, więc będę cierpiał jeszcze wiele, wiele lat... Tak już jest. Życie nie jest kolorowe, tak jak sądziłaś do pewnego czasu. Nie można mieć wszystkiego. Musisz oddać jedno, by mieć drugie. Decyzje są najcięższe, ale wiedz, że nigdy, ale to nigdy nie wolno się nam poddawać. Nie ważne jak ciężko jest; ty musisz to przetrwać z zaciśniętymi pięściami. Takie jest życie. Okrutne, niesprawiedliwe, straszne... Jak to mówił ktoś dobrze mi znany "W życiu piękne są tylko chwile". - uśmiechnął się pod nosem
Wtuliłam się w Harry'ego jak najbardziej mogłam.
Kate. Moja kochana siostra nie żyje. Nie żyje. Boże, za jakie grzechy ty mnie tak nienawidzisz? Dlaczego to akurat ja muszę tak cierpieć? Znosić to wszystko? Śmierć, ból, strach, nienawiść... Dlaczego, pytam?

*Oczami Lou*

- Liam, ty zasrany magiku! Mówiłem zrób jakąś pieprzoną osłon! - warknąłem
- Zrobiłem! Nie moja wina, że...
- Że co?! Że straciła ważność? Że się przez nią przedarli? Że zabili jej siostrę?! - wrzasnąłem
Walnąłem pięścią w stół tak mocno, że się zatrząsł, a moja ręka jakby się złamała. Ale teraz to mnie gówno obchodzi. Zakląłem pod nosem i opuściłem rękę.
- Wyobraź sobie do cholery, jak ona się teraz czuje! - syknąłem z jadem w głosie
- A wyobraź sobie jak ja się teraz czuję. Też dzisiaj kogoś straciłem! Czy ciebie obchodzi tylko ona?
- Tak! Obchodzi mnie tylko ona! Jest najważniejsza!
- No tak. Odkąd się pojawiła już się nami nie przejmujesz. Masz wszystkich w dupie! Ona niszczy nasz zespół! Do tej pory byliśmy najlepsi!
- Zamknij ryj! - krzyknąłem
Poderwałem się z miejsca i wyszedłem z salonu. Kopnąłem drzwi od mojego pokoju, wziąłem kilka noży i wyskoczyłem przez okno. Nie, nie jestem jakiś szalony. Wiadomo, że nic mi nie będzie. Poza tym nie chciałem już widzieć Liam. Miałem ochotę wbić mu jeden scyzoryk w gardło, drugi w brzuch, trzeci w nogę... A może jednak jestem szalony. Eh, żal mówić. Początek lasu. Tutaj zawsze trenuję. No chyba, że mam ochotę na coś więcej, wtedy jadę do "szkoły". Taa, to ten budynek, w którym tłukliśmy wampiry, w którym umarła Danielle, w którym Nathalie o mało też nie zginęła.
Stanąłem na oko kilkanaście metrów od drzew, przymierzyłem się i rzuciłem prosto w pień. Zrobiłem to jeszcze z dwadzieścia razy, dopóki nie usłyszałem za sobą głosu.
- Liam ma trochę racji.
Odwróciłem się i rzuciłem nóż w osobę, która to mówiła. Okey, rzucanie ostrymi przedmiotami, takimi jak nóż w Zayna nie było mądre ani przemyślane, ale buzowała we mnie wściekłość. Na szczęście ten zrobił unik i wciąż stał z założonymi rękami na piersiach.
- No super. Teraz jeszcze ty? - prychnąłem
- Nie. - pokiwał głową - Po prostu... Odkąd ona tutaj jest coraz mniej zajmujesz się zespołem. Już nie jesteśmy najlepsi. Tracimy władzę, Louis. Ty nigdy byś na to nie pozwolił...
- I nie pozwolę. - warknąłem
- Właśnie to robisz. - spojrzał na mnie z politowaniem - Zakochałeś się, wiemy to, ale nie możesz zaniedbywać nas. Zawsze trzymaliśmy się razem, a teraz... Sam wiesz jak jest. Pobiłeś Nialla, który teraz leży w szpitalu. Wcześniej pobiłeś Harry'ego. Co się z tobą dzieje, stary?
- Aż tak ze mną źle? No bo... Chodzi o to, że... Czuję, że muszę ją chronić. Jakby była ważniejsza od włazy, Londynu i tego wszystkiego. Tego całego gówna!
- Bo jest. - przytaknął - Ale są też ważne rzeczy, o które musisz dbać.
- Wiem, Zayn. Tylko jak widzisz  przychodzi mi to coraz ciężej.
- Wszyscy to zauważyli, ale oboje wiemy, że musisz wziąć się w garść. Nie może tak dalej być.
- Jezu, Zayn! Zamknij się! Czy ty zawsze musisz mieć rację?!
- Jak widzisz. - uśmiechnął się zawadiacko, po czym zaczął się śmiać - Słuchaj, możemy iść za kilka dni do klubu, na VIP-owskie miejsca. Trochę się odstresować. To samo przyda się Nath.
- Niech będzie.
Zebraliśmy sztylety i wróciliśmy do domu. Dobra, to aż dziwne z mojej strony, ale... Przeprosiłem Liama. To nie w moim stylu, lecz nie sądziłem, że jedno słowo może tyle zdziałać. Cholera, Nathalie rzeczywiście na mnie specyficznie wpływa.