poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 40

Notka pod rozdziałem!

- Tak. jestem ci bardzo wdzięczna. Nie chcę tam mieszkać, z nim. - przełknęłam głośno ślinę - I sam wiesz. - spojrzałam prosto w jego oczy
- Nath, spokojnie. Rozumiem cię w 100%. Przyjaciele? - uśmiechnął się
- Przyjaciele. - przytaknęłam i odwzajemniłam gest
- Pewnie jesteś głodna? Wiesz gdzie jest łazienka, a jak już zrobisz co tam musisz - zaśmiał się - Czekamy ze śniadaniem.
- Bardzo ci dziękuję. Jestem wdzięczna, że tyle dla mnie robisz.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Nathan wstał i wyszedł z mojego pokoju. Wreszcie wygrzebałam się spod kołdry, wyjęłam z torby rurki, bieliznę i turkusowy sweter. Po prysznicu ubrałam się w przygotowane wcześniej ubrania i stanęłam przed lustrem. Po raz setny przez moją głowę przeleciał głos Louisa. Delikatny, lekko zachrypnięty... Po prostu nie do opisania. Nim się spostrzegłam czułam jak palące kropelki płyną po moich policzkach. Starłam je i rozczesałam włosy, po czym przeszłam przez korytarz do kuchni. Dom nie był wielki, pięter też nie miał - łazienka, trzy pokoje i kuchnia. W sumie tyle. Usiadłam przy stole uśmiechając się... Niestety, był to wymuszony uśmiech. Amelia podsunęła mi pod nos talerz z naleśnikami oblanymi czekoladą.
- Ah no i mam coś dla ciebie. - uśmiechnął się szatyn
Wyszedł z kuchni, po to by wrócić z zielonawym pudełkiem w dłoni.
- Co to? - uniosłam brew
- Nowy telefon.
Ah, Nathan kazał wyrzucić mi stary, by nie namierzyli mnie. Przeprowadziliśmy się do niedalekiego Londynu małego miasta. Nie ma tu takiego dużego ruchu, mnóstwa sklepów i ludzi biegających w te i z powrotem do pracy. Za to jest tutaj... No aż miło. Świeższe powietrze, mniej spalin, śmieci walających się po ulicach... Tu wszystko jest ładniejsze. Ale co najważniejsze - zero Louisa. Po tym co się stało ten pieprzony tydzień temu, wciąż nie mogę się uspokoić. W pamięci utkwiła mi scena z nim w łazience. Nie mam zamiaru więcej go widzieć. Ale odchodzę od tematu. Na początku mieliśmy zamieszkać w Holloway*, jednak było to zbyt blisko, a im bliżej - tym większe ryzyko. Tak więc uznaliśmy, że zamieszkamy w Harrow. Wiem, zabawna nazwa. Nawet przypomina mi imię Harry. No ale nie ważne... Mamy dom przy Headstone Road.
Nie jest on wielki ani jakiś piękny, ale zdecydowanie wystarczy. Przed bramą mamy niewielkie podwórko. Jest dobrze. Trochę tęsknie za tamtym wielkim, luksusowym domem ze świetnymi przyjaciółmi, ale... Nie. Nie mogę. Chcę o nim zapomnieć.
 To niemożliwe. Kochasz go. 
Taa, niestety głos w mojej głowie ma rację. Nie można tak po prostu zapomnieć o kimś, kogo się kochało. Ugh, to jest czasami nie do wytrzymania. Chciałabym, żeby to wreszcie wyszło z mojej głowy.. Jego delikatny głos. Malinowe usta, na których spoczywał słodki uśmiech, ukazujący dwa rzędy idealnie ułożonych, śnieżnobiałych zębów. Jego dłonie, którymi trzymał moje. Oczy w kolorze morza, w których dało się utonąć. Każdy jego milimetr cudownego ciała... Opiekuńczość, którą mnie obdarowywał. Charakter. Wszystko. Chciałabym, żeby to zniknęło z całego mojego życia. 
 - Nathalie, chcesz coś do picia? - usłyszałam głos Amelie
 - Nie, dziękuję - pokręciłam głową uśmiechając się lekko
 - Słuchaj - usiadła naprzeciwko mnie i złapała mnie za dłonie - Wyobrażam sobie jak ci jest ciężko, ale wiedz, że możesz na nas liczyć. Chcę ci jakkolwiek pomóc i być dla ciebie wsparciem. - uśmiechnęła się delikatnie
- Bardzo ci dziękuję, Am. To bardzo miłe z twojej strony. Na początku myślałam, że nie będziesz chciała mnie znać i w ogóle, bo rzadko zdarza się, żeby czyiś brat przyprowadzał do domu obcą dziewczynę, by z nim zamieszkała. - zaśmiałam się nerwowo, w sumie sama nie wiem czemu
- No racja. Ale spokojnie. Na prawdę chciałabym traktować cię jak przyjaciółkę. Bardzo cię lubię, za charakter. Od razu widać, że jesteś wytrwałą i silną dziewczyną.
- Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony - brakuje mi go, a z drugiej - nie chcę go widzieć już nigdy.
- Rozrywa cię od środka? - skrzywiła się
Przytaknęłam. Tak, to było najlepsze ujęcie tego co czuję. Rozrywało mnie od środka. Chcę do niego, ale wiem, że nie mogę. Nie wybaczę mu tego. Obiecał.
- Nie musisz się już martwić. Damy radę. Wkrótce będzie dobrze. - jej oczy mignęły jakby czerwonym blaskiem
- Amelie, ty... - spojrzałam na nią z lekkim niedowierzaniem
- Co? Rozmazałam się? - rozszerzyła oczy
- Nie.. Twoje oczy. Są...
- Ah, czerwone?
- Tak.
- Umm... Wiesz, że Natha jest wampirem. Ja też nim jestem. Ale nie masz się czym martwić. Wiesz, że cię nie skrzywdzimy. Nie jesteśmy tacy.
- Okey, po prostu nie wiedziałam czy jesteś czy nie.
- Przepraszam, jeśli cię wystraszyłam.
- Nic się nie stało. Jest dobrze. - zapewniłam ją
Lekko uśmiechnęła się.
- Ja chyba się przejdę do sklepu. Potrzebuję pewnych rzeczy. - zaśmiałam się
- Hmm... Te* dni masz zazwyczaj od 12, zgadłam?
Obie zaczęłyśmy się śmiać.
- Jezu, nie zaglądaj mi do głowy!
Chwyciłam kurtkę i założyłam buty. Ta.. Już koniec lata. Ciepło nie jest, ale nie powiem też, że to już zima.
No, ale do rzeczy! Mam przy sobie sporo, a nawet dużo pieniędzy. Większość jest od Nathana, ale mam też trochę ogólnie od tego, który złamał mi serce i Harry'ego.No, ale nie ważne Nie chcę o tym nawet myśleć.
Wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, który podwiózł mnie do jakby centrum miasta. Wpadłam do kilku sklepów, by kupić potrzebne mi rzeczy, po czym zaplątałam się o kilka nowych ubrań. Ah, brakowało mi zakupów. Robiłam to tylko i wyłącznie z Perrie i Danielle. Po tych (tym razem na serio) drobnych zakupach postanowiłam, że wrócę do domu na nogach. Trzeba się nacieszyć tą końcówką promieni słonecznych póki są nam dane, prawda?Nie było to szczególnie daleko, kilka kilometrów. Po pewnym czasie, który przeznaczyłam na rozmyślanie o swoim durnym życiu, dotarłam do pasów. Rozglądnęłam się kilka razy w lewo i prawo. Czysto, jak to mówią. A jednak nie. Los tego nie chciał. Z drogi, prowadzącej na górę, w dodatku zza zakrętu wyjechał srebrny samochód. Będąc praktycznie na jego drodze dostałam prawie zawału. Ale zamiast poczuć silny ból, zostałam odepchnięta sprzed samochodu. Upadając na chodnik wypuściłam z dłoni siatki. Niewiele czasu zajęło mi pojęcie co się właśnie stało. Kto to zrobił?
Kompletnie zapominając o siatkach odwróciłam się w stronę jezdni, słysząc skowyt psa. Samochodu już nie widziałam. Za to na pasach leżał właśnie dorosły pies... Owczarek Niemiecki lub wilczur. Moje oczy rozszerzyły się, a dłoń powędrowała na usta zatykając je. Pies leżał na drodze zapewne ranny. Czy on... Popchnął mnie? To był ten pies? Zwierze uratowało moje życie. Nie wierzę.
Bez namysłu spakowałam z prędkością światła zakupy do siatek. jakieś auto przejeżdżające obok zatrzymało się. Powiedziałam co się stało, a mężczyzna - kierowca auta - wziął psa na tylne siedzenia. Sama nie wiem po co i dlaczego, lecz także wsiadłam do pojazdu. Skierowaliśmy się do najbliższej kliniki weterynaryjnej. Zajęto się nim od razu, lekceważąc siedzących w poczekalni właścicieli z ich pupilami. No tak, w końcu im nie jest poważnego. W każdym razie nie tak, jak temu psu. Usiadłam na krześle, a moje nogi dosłownie trzęsły się. Kierowca granatowego auta usiadł obok mnie.
- Niech się pani nie martwi. Będzie z nim dobrze. - uśmiechnął się
- Dziękuję panu za pomoc, lecz to nie jest mój pies. On... Jakby to ująć. Uratował mi życie.
- Jestem Ashton Irwin. - przedstawił się
- Nathalie... Moore.
No bez przesady. Nie powiem mu, że mam na nazwisko Tomlinson, okey? W ogóle chce o nim zapomnieć, a posiadanie jego nazwiska mi ani trochę nie pomaga.
- Miło poznać.
- Mogę wiedzieć ile masz lat? Wyglądasz na mój wiek. - uśmiech sam wpłynął na moje usta
- 19 lat, a ty...?
- 17. - zaśmiałam się
Rozmawiałam z Ashem dopóki weterynarz nie przeszkodził nam.
- Witam. Pies jest jak sądzę pani. - spojrzał na mnie
- Umm.. Tak.  - Uh, skłamała prosto w oczy - Co z nim?
- Ma złamaną przednią łapę, lecz żadnych większych obrażeń.
Przyznam, że od razu mi ulżyło.
- Będzie mógł wrócić do domu już dzisiaj. Ma pani kartę szczepień i inne jego dokumenty?
- Niestety nie. Mam go tak właściwie od dzisiaj.
No! Robię postępy! Tym razem nie skłamałam!
- Więc zrobimy je dla pani. Odbiór możliwy będzie za tydzień.
Jeszcze po kilku pytaniach weterynarz wrócił do sali. Powiedział, że zrobią mu badania itd. i będę mogła wrócić z nim do domu. No nie mogę uwierzyć. Zawsze marzyłam o psie, a teraz.... No nie mówcie im nawet, że moje marzenie się spełnia. A tam! Nie ważne z resztą.
W klinice kupiłam kilka 'gadżetów', takich jak miska, obroża, karma, bla, bla, bla...
Wsiadłam do samochodu, tuż obok mojego psa. Yeah! Wiem, że za bardzo się tym cieszę (jak dziecko), więc przepraszam. Hmm... Chyba Nathan i Amelie nie będą mieć nic przeciwko, prawda? Uh, czeka mnie zapewne dyskusja. Yeah, jestem w tym domu najmłodsza. Nath ma 21, a Amelie 18. Ugh, pieprzony rok!
Ale wracając do sprawy... Wymieniłam się z Ashem numerem telefonu. Chłopak pomógł mi z psem i cholernymi zakupami. Rozłożyłam u mnie w pokoju koc, obok łóżka.
Pies usiadł na nim, zajmując prawie całą jego powierzchnię. Był co najmniej wielki. Nie, nie koc, tylko zwierzę. Usiadłam na krańcu materaca i wpatrywałam się w niego.
- Biedaku, jak ja ci dam na imię? - skrzywiłam się
On natomiast przechylił głowę w bok, jakby słuchał i rozumiał co mówię.Weszłam do kuchni, nalałam do miski chłodnej wody. W oczy rzuciła mi się żółtawa karteczka z niedbale napisanymi literami na niej.
Musiałam wyjść załatwić parę spraw. Wrócę za niedługo ;* ~ Amelie
Okey, to poczekamy sobie trochę razem z psem. Zauważając, że woda wylewa się już z miski zakręciłam korek i wróciłam do pokoju. Położyłam naczynie obok koca, po czym wzięłam kolejną miskę i wsypałam do niej suchej karmy. Z lodówki wyjęłam dwa plastry szynki i dałam psu.
Spojrzałam mu w oczy. Te ciemnobrązowe tęczówki, przechodzące w niektórych miejscach w jaśniejszy odcień. Piękne.
Po chwili usłyszałam skrzyp otwierających się drzwi. Poderwałam się z miejsca i poszłam do przedpokoju, gdzie spotkałam Amelie.
- Kto tu jest? - zmarszczyła brwi
- Ah, no wiesz... Znalazłam psa i on... No, ten...
Co po chwilę drapałam się po łokciu i unikałam jej dociekliwego wzroku.
- Nie mów, że przyprowadziłaś tu jakiegoś kundla! - warknęła, a jej źrenice zmieniły kolor na czerwony
- Tak. - westchnęłam - Nie mogłam go zostawić ze złamaną łapą na ulicy!
- Uh, chodź. Opowiesz mi to.
Jak prosiła, wszystko jej opowiedziałam, leciusieńko koloryzując tą historię i może odrobinkę demonizując*. No, ale wszystko polega na dobrej grze aktorskiej i wyobraźni.
- Ugh, Nath! On po prostu cuchnie! Poza tym to jest pies. Nie rozumiesz, że wampiry nie lubią tych zwierząt.
- Ja myślałam, że tylko wilkołaków. - przechyliłam głowę lekko w bok
- Nie. Psów też.
Podałam jej kilka argumentów, by pies mógł zostać i... Uwaga, uwaga! Zgodziła się! No nie powiem, ale byłam szczęśliwa jak dziecko.
__________________________________________________________
* Wystarczy, że wejdziecie w Google Maps.

*Każda dziewczyna wie o co chodzi. haha

*Przesadzać z czymś. Mówić nadmiernie poważnie o jakiejś sytuacji.

Mam nadzieję na komentarze od was i... że będziecie u siebie lub innych rozpowszechniać to ff.
Byłoby mi bardzo miło ;3

Końcówka już bardzo blisko. 
Zostały nam tylko 4 rozdziały :)
A już zaczęłam pisać 3 rozdział 2. części haha :D

Kocham was absolutnie i... Życzcie mi weny, bo bez niej nic nie napiszę.
Dlatego mam nadzieję, że mnie nie opuścicie, jak ona ;)
Do zobaczenia za tydzień <3 
Mrs. Styles xx

5 komentarzy:

  1. Jeah! Pierwsza!
    Rozdział cudowny (jak zawsze <3)
    Ale ja chcę żeby Louis znalazł Nathalie i wytłumaczył jej, że to jakieś złudzenie, czy coś...
    Też bym się tak cieszyła jakbym dostała psa... Niestety nie mogę...
    Nie mogę się doczekać nexta!
    I nie mogę uwierzyć, że to już koniec...
    Jak to dobrze, że piszesz 2 część!
    I jak prosiłaś, życzę ci mnóóóóóstwo weny <3
    Kocham <3
    JK

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehe... Tym razem nie będe ostatnia ;D
    Rozdział superowy!!!
    Fajnie, że Nathan i jego siostra przyjeli ją z otwartymi ramionami.
    Zainteresował mnie też ten pies...
    Hmm... Jestem prawie pewna, że z nim jest coś nie tak... :/
    Ale fajnie, że ją uratował przed tym autem :)
    I ten nowy znajomy Nath... Też ciekawy gostek... Ciekawa jestem czy sie jeszcze spotkają... Mam nadzieje, że tak :D
    Szkoda, że 1 cz. już sie kończy =(
    No, ale cóż... Nic nie trwa wiecznie... A szkoda :'(
    Więc mnóstwo weny Ci życzę :*
    WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG, JAK SŁODKO :3
    To ja myślałam, że uratuje ją Lou albo ktoś z 1D, a tu takie coś:3 ❤
    Tak Awww :3 No i ciekawe jak Nat zareaguje na psa. Hmm... Boję się, że go zje albo zabije, ale cii XDXD
    Ok, zupełnie nwm co napisać. Brak slów:3 ❤
    Nie mogę uwierzyć, że niedługo koniec, no ejj ;c ale będzie następna cześć, omg, wiesz co ja bym przeżywała gdyby jej nie było? O:
    Dobra, ogar.
    Ciekawe kiedy Lou ją znajdzie, huh. I czy ogarnął co zrobił i wgl zacznie szukać, i czy Haz sie na niego wkurzył, a znając życie tak było. Serio, trzymam za nic kciuki, co nie znaczy, że nie jestem na niego zła. UGH! JAK ON MÓGŁ?! ;--;
    Dobra, jestem gotowa zabić, żeby tylko ten tydzień minął szybciej, bo następny rozdział, aww! Myślę że dalej będzie coś z Lou :3 Ok, trzymam kciuki k do następnego xx
    @Styles_Olesi

    OdpowiedzUsuń
  4. O ja!
    Wiesz moja reakcja jest prosta!
    Jezusie kochany kocham Cię mocno :*
    Rozdział jest boski.
    I kurde coś mi ten pies nie pasuje! Powiedziałabym, że to któryś z chłopaków! Ale kurde nie wiem! Ygh!
    Lubię siostre Nate. Ale jego nadal nie! Łapy przy sobie Sykes!
    A Ty Loueh MÓJ kochany, masz zatalać do niej i nwm wyjaśnić, odzyskać! No już!
    No ja to Cię na stówe nie opuszczę! A co do weny! To jakoś poradzimy sobie z Tym :*
    Kocham!
    Czekam oczywiście na kolejny!
    Buziaki :*
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział, trochę krótki i nudny, ale i tak mi się podobało. :) Proszę niech pogodzi się z Lou i wróci do chłopców. :c Czekam na kolejne części. :*

    OdpowiedzUsuń