poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 37

- To tak... - zaczęłam
- Wychodzimy, idziemy ciasno razem i... - kontynuowała Jenn
- Właściwie dokąd my pójdziemy? Nie znamy budynku! - jęknęła Rose
Przeklęłam pod nosem mój rozładowany telefon. Zsunęłam się po ścianie, przysunęłam do siebie jedną nogę i położyłam na kolanie ramię.
- Co mamy zrobić? - spytałam - Jesteśmy bez szans. Nie wiemy ile ich jest i gdzie są.
Z ust obydwu dziewczyn wydobyła się wiązanka bluźnierstw.
- Siedzimy tu do białego rana! - prychnęła Rose opierając się o umywalkę plecami
- Nie możemy. W końcu nas znajdą i cholera wie co się stanie. Musimy coś zrobić, tylko jest jeden problem...
- Co zrobić. - dokończyła Jenn
- Właśnie. - przytaknęłam
Po pewnym czasie siedzenia w ciszy, pogrążone w swoich umysłach, odezwała się Rose:
- Dwa wyjścia: klatka wentylacyjna albo drzwi.
- Oba złe - mruknęłam patrząc na swoje paznokcie
- A masz lepsze? - odgryzła się
Coś uderzyło w drzwi z niesamowitą siłą. Wstrząsnęło mną. Wstałam na równe nogi i z przerażeniem wpatrywałam się w trzęsącą się metalową powłokę, która stanowiła jedyną naszą ochronę.
- Usłyszało nas - wyszeptała mi do ucha szatynka
Moja wyobraźnia była bujna, więc już układała sobie mnóstwo scenariuszy jak to będzie. Przymknęłam oczy i jakimś cholernym cudem uspokoiłam się. Jednak we mnie zamiast strachu narastała... Złość. A raczej wściekłość. Otworzyłam oczy i czułam, że zaraz wybuchnę. Że otworzę te cholerne drzwi i zrobię tam porządek. Ale chwila... Walenie w drżące drzwi ustało. Otworzyłam oczy. Dziewczyny spojrzały na mnie z przerażeniem.
- Co? - zmarszczyłam brwi
- T-twoje o-oczy... - wydukała Rose
Co z nimi nie tak? Podeszłam do lustra i o mało nie doznałam zawału. Moje oczy były... Absolutnie całe czarne. Żadnego innego koloru nie widziałam. W ogóle jak ja widziałam?! Bicie serca przyśpieszyło, a strach powrócił. Zacisnęłam z całej siły oczy, przetarłam je dłońmi i ponownie otworzyłam. Były w normalnych kolorach. Tęczówki zielone, źrenice czarne... Wszystko w normie. Odwróciłam się do dziewczyn, a one westchnęły z ulgą.
- Wiedziałam, że istnieją stworzenia takie, jak wampiry, wilkołaki itd, ale... Czym ty jesteś? - spytała Jenn
A jednak wiedziały.
- Ja... Sama dokładnie nie wiem. Ale stwierdzono, że hybrydą.
- Czego dokładnie? Typowa hybryda wilka i wampira się tak nie zachowuje.
- Jakiejś Verterii i Alseji - wzruszyłam ramionami
Czułam się okropnie. widok moich białych oczy był przerażający. Po prostu wstrętny i nie mógł mi wyjść z głowy. Potrząsnęłam nią, by wyrzucić ten widok.
- Silne stworzenia - stwierdziła Rose
- Tak mi mówią.
- Ja jestem znawcą takich stworzeń. Verteria i Alseida to jedne z potężniejszych. - powiedziała Jennifer
- To powiedz co umiem.
- Verterie potrafią: hipnotyzować, czytać w myślach i je kontrolować oraz sterować przedmiotami martwymi siłą umysłu. Alseidy natomiast umieją: posługiwać się czarami i różnego typu runami, wytwarzać pewnego rodzaju barierę ochronną, mają zaostrzone zmysły, czyli lepiej widzą, słyszą, potrafią rozpoznać więcej zapachów, na przykład wampira, wilkołaka, mają od początku nieźle wykształcone... Możliwości fizyczne. - cytowała - Oba te stworzenia są przedstawione w postaci pięknych kobiet, na które poleci pierwszy lepszy chłopak, czyli rasa tępa. - wywróciła oczami, na co zachichotałam - Oops, zapomniało mi się - powiedziała z miną Aniołka - Ale wiem, że to bardzo potężne stworzenia. Mają wielka moc.
- A-ha - zmarszczyłam brwi, co teraz robię dość często - Ale to nie zmienia faktu, że nie możemy się stąd wydostać. - warknęłam
Głucha cisza rozrywała mi uszy, dopóki kolejny huk nie dobiegł zza drzwi. Ktoś albo coś wie, że tu jesteśmy i nie odpuści. Wygląda na to, że stróżuje. Stoi przed drzwiami i nie ma zamiaru odejść. Musimy mieć jakiś plan. Gdyby tylko Thunder tu był to... Tak grzecznie mówiąc to pozabijałby ich..
- Masz jakiś pomysł? - spytała Rose
- Jenny, na jaką... odległość działa telepatia?
- Na ledwie 100 metrów.
- To nie ma sensu. - jęknęłam opadając na zimne, białe kafelki. - Nie usłyszy.
- No to mamy jedno wyjście... Bierzemy broń i wychodzimy stąd - powiedziała Jenn
- A skąd ty broń weźmiesz?! - parsknęła Rose
- Mam w torbie. Perrie dała mi kilka pistoletów i noży, bo kazała mi ćwiczyć.
- Od razu się nie dało, do jasnej cholery?!
- Możecie przestać? - oburzyłam się - Jeśli mamy przeżyć i nie dać się... zjeść czy zabić, to musimy działaś razem. Jak w tych durnych filmach o zombie. - zaśmiałam się
- No racja. - odparły
Dostałam od Jennifer pistolet i scyzoryk czy tam nóż. Były... Okej. Przydadzą się.
Wreszcie wyszłyśmy stamtąd. Dziwne były nasze pozycje; Jenny szła normalnie, ja przyklejona do jej pleców swoimi, a Rose obok nas idąc tyłem, jak ja. Korytarze o dziwo były oświetlone. Nie pasowało mi to, ale nie komentowałam tego. Dotarłyśmy po jakimś czasie do kolejnych drzwi. Za nimi jak się okazało był.. Zwyczajny gabinet. W nim znajdowało się czarne, przeszklone biurko, fotel o tym samym kolorze, także szklana szafa z czarnymi fragmentami, kanapa przy ścianie o tej samej barwie. Nic więcej. Jedyny inny kolor to biały; podłoga i ściany w zebrę. Było to pomieszczenie iście eleganckie. Nie pasował do tego miejsca.
- Coś tu jest nie tak. Czuję... - skrzywiła się Rose
- Zgniłe mięso? Fu! - powiedziała Jenny z obrzydzeniem
Tuż za mną usłyszałam jakby szept, lecz nie zrozumiały dla mnie. To powarkiwanie stało się głośniejsze i chyba obie dziewczyny je usłyszały, bo stanęły jak wryte przełykając głośno ślinę i dysząc z przerażenia. Odwróciłam się, a to co zobaczyłam... To po prostu był nie do opisania. Ledwie metr ode mnie stało najbardziej ohydne, okropne, obrzydliwe i straszne stworzenie jakie w ogóle widziałam na oczy. Było ono zgarbione, stało na czterech odnóżach przypominających ramiona człowieka. Miało jeszcze dwa służące jako ręce. Jego skóra była zgniła i odchodziła od ciała w niektórych miejscach. Miała ona blado szary odcień. Tułowie było... po prostu jak u pająka - odwłok. Twarz była chyba najgorszą jego częścią. Szarozielona skóra odkrywała w  kości, usta, z których wypełzały paskudne, małe, białe larwy, puste oczodoły z zaschniętą krwią i poszarpane, czarne 'włosy' z pajęczej sieci. To stworzenie przypominało... pająka-zombie.
Cofnęłam się o kilka kroków w tył i zatkałam dłonią usta. Stworzenie przechyliło głowę lekko w bok i wpatrywało się we mnie. Przerażenie sparaliżowało mnie od stóp do czubka głowy. Mimo, że nie chciałam tego widzieć nie mogłam przestać na to patrzeć. Jakby coś blokowało moje oczy i głowę. Rose i Jennifer odsunęły się ostrożnie od tego... czegoś, jak ja. W pewnej chwili 'coś' (tak właśnie będę na to mówić, póki się nie dowiem co to) zaczął iść w naszą stronę. Podszedł do Rose i przypatrywał jej się z bliska, co jakiś czas przerzucając głowę na boki. Czerwonowłosa o mało co nie zwymiotowała przez wstrętny odór pochodzący od tego stworzenia. Po kilku chwilach patrzenia się na nią chwyciło ja za dłoń, na co bardzo cicho pisnęła. Stworzenie kiwnęło głową i wyszło z pomieszczenia ciągnąc za sobą wystraszoną Rose.
Ostrożnie wyszłyśmy za nimi. Rozglądnęłam się uważnie po ledwie oświetlonym przez mrugającą żarówkę korytarzu, lecz zobaczyłam tylko pustkę.
Stworzenie zaprowadziło nas do kolejnych drzwi. Otworzyło je jedną z sześciu kończyn i wprowadziło nas do środka. Na ścianie w pokoju, naprzeciw nas były kilka, a może kilkanaście monitorów. A pod nimi komputer, stojący na czarnym biurku. Ściany w ciemnym, wściekle niebieskim kolorze a podłoga w lśniącej czerni. Na samym środku była półokrągła, czarna, skórzana kanapa, na której siedział... Gang Maxa. Wszyscy prócz Nathana. Przywódca gangu odwrócił głowę w moją stronę, a ja miałam zaszczyt widzieć jego zwycięski, pewny siebie uśmiech. Wyczuliście sarkazm, nie?
- Czego chcesz? - warknęłam
Zacisnęłam pięści najmocniej jak umiałam, chcąc mu przywalić.
- A jak sądzisz? - spojrzał na mnie znacząco - Jasne, że ciebie. Niczego więcej nie pragnę.
- Możesz marzyć. Nigdy ci się to nie uda. - syknęłam
Złość zalewała mnie od środka.
- Okaże się. A teraz rusz się. Jedziemy, bo nie zostało wiele czasu.
Kiwnął głową porozumiewawczo na... Sivę o ile dobrze pamiętam. Ten wstał, podszedł do mnie,krępując ręce za placami i wyprowadził z pomieszczenia. To samo reszta zrobiła z Rose i Jenny. Czasem szarpałam ręce by się wydostać, ale gdy czułam coraz mocniejszy uścisk odpuszczałam.
- A do czego ja niby jestem wam potrzebna? - spytałam z jadem w głosie
- Jesteś jak żywa broń, skarbie. - odparł Max
- Co się stało z Nathanem, szefie? - mruknął pod nosem chłopak prowadzący mnie
- Nie wiem gdzie jest. - wywrócił oczami - Odszedł i tyle. - prychnął
- Tym lepiej. - mruknęłam ledwo słyszalnie pod nosem
- Co proszę, kochanie? Mówiłaś coś?
- Nie no skąd - uśmiechnęłam się z politowaniem
Po chwili mój policzek zapiekł, a głowa aż odchyliła się w lewą stronę, a ja syknęłam z bólu. Tak, zostałam spoliczkowana przez Maxa. Czułam jak złość mnie zalewa. No zaraz mu przypier... Przypieprzę.
Chwyciłam pistolet na wampiry, który dostałam od Jenny. Dyskretnie wyjęłam go zza paska spodni i z prędkością światła przystawiłam do klatki Sivy, po czym strzeliłam. Uwolniłam się z uścisku, a ona padł na podłogę. Załadowałam ponownie pistolet i zrobiła to samo. Dziewczyny rozumiejąc wszystko wyciągnęły broń. Stanęłyśmy plecami do siebie bacznie obserwując krąg tych... Wampirów wokół nas. Ich wydłużone paznokcie i długie, ostre kły bezproblemowo rozszarpałyby nas na strzępy. Stałyśmy odwrócone plecami do siebie, gotowe by się z nimi rozprawić. Jednak coś popsuło nasze plany. A może ktoś...
Tom - jeden z wampirów padł na ziemię, a z jego klatki wystawało coś na podobieństwo metalowego kołka, otoczonego kolcami. Reszta wampirów rzuciła się na nas, a raczej na dziewczyny. Max wyszarpał pistolet z mojej ręki, chwycił mnie i zaczął gdzieś ciągnąć. Wzięłam jeszcze scyzoryk, który miałam i wbiłam go w jego ramię. Puścił mnie, więc uciekłam. Nie miałabym z nim szans ze scyzorykiem w ręce. Spojrzałam w stronę reszty. Harry z Zaynem bili się - dosłownie - z Jayem, czy jak mu tam było. Był dobry i to bardzo.
 





W końcu zauważyłam na zakrwawionej podłodze mój pistolet. Podbiegłam do niego dyskretnie i wymierzyłam prosto w wampira, pomiędzy Harrym a Zaynem. Wystrzeliłam, ale... Zrobił pieprzony unik i wciąż bił się z nimi. Był cholernie dobry. Załadowałam ponownie i wystrzeliłam, a raczej chciałam. Zostałam popchnięta i na pewno nie trafiłam w niego. Broń wypadła z mojej ręki, a ja leżałam na zimnych, czerwonych kaflach. Nade mną szczerzył się szatańsko jeden z tych wampirów. Widziałam go pierwszy raz. Jest ich więcej, niż pięciu. O wiele więcej. Wbiłam ten cholerny scyzoryk w klatkę piersiową czarnowłosego, a on bezwładnie padł na mnie, przez co broń wbiła mu się głębiej do ciała. Zrzuciłam go z siebie, wyciągnęłam nóż i rozglądnęłam się. Było ich mnóstwo, a korytarz wąski nie był. Wszyscy ze wszystkimi się bili. Co po chwilę ciała padały. Widziałam nawet Danielle i Perrie. Najwięcej ciał na ziemi było wampirów. Liam używał jakichś czarów, podobnych do tych, których używał przy gonieniu Harry'ego - jego dłonie płonęły. Nagle na moich ustach pojawiła się czyjaś dłoń, a ja zostałam wciągnięta do pomieszczenia z kamerami.
 Chwyciłam za rękę za mną i wykonałam znany chwyt, którego nauczyła mnie Dan - przewróciłam tą osobę na plecy. A kto to był? Aż zaparło mi dech w piersiach.
- Nathalie - jęknął szatyn
- Jezu, przepraszam, Louis! - pisnęłam zakrywając sobie usta dłonią
Chłopak podniósł się na równe nogi, jak gdyby nigdy nic i mnie przytulił.
 - Nic ci nie jest?
 - Nie - pokręciłam głową.
 - Zostań tutaj, a ja im pomogę.
 - Louis, nie! Jestem jedną z was. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Chcę pomóc. - spojrzałam na niego błagalnie
 - Nie. - zaprzeczył - Tam nie jesteś bezpieczna. Poczekaj tu. Proszę, kochanie.
 Po chwili przytaknęłam. Szatyn pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Wpatrywałam się w drzwi dopóki... Nie zostałam przyparta do ściany i o mało co się nie udusiłam, przez silne ręce przygniatające moją klatkę piersiową, którą przeszywał potworny ból. Przede mną stał Max...
 - Wreszcie mogę z tobą skończyć. - uśmiechnął się złowieszczo
 Chwycił mnie za gardło i ścisnął je, a ja zaczęłam się dusić. Robiło mi się coraz ciemniej przed oczami. Wnet uścisk zelżał, ale ja i tak byłam na skraju wytrzymania. Zaraz pewnie zemdleję. Przed moją twarzą, dosłownie kilka centymetrów przed nią, pojawił się koniec maczety lub innego rodzaju noża. Ciało Maxa bezwładnie padło na podłogę. Przede mną stał Harry ze wściekłością w czarnych oczach i zakrwawioną maczetą w dłoni. Jednak nie wytrzymałam dłużej. Zrobiło mi się słabo. Oczy przymykały się, a ciało powoli zjeżdżało po ścianie. W końcu padłam na ziemię, a moje oczy całkowicie zamknęły się.
_________________________________________________________________
No heeej ♥
Jakby ktoś nie ogarnął gifa, to po bokach są ""Zayn i Harry"", a na środku ""Jay"" XD
Jezu, jaki cholernie długi ten rozdział! :-D
Poświęciłam mu sporo czasu, ale dla was wszystko :)
Jak się podobał?
Dla mnie taki średni :\
Chciałam was powiadomić, iż małymi kroczkami zbliżamy się do końca pierwszej.
Sama nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. Hahaha.
Więc... Za niedługo Święta. Na ten czas pewnie nie będę nic wrzucać, bo wiecie sami... 
Rodzinka przyjeżdża, wyjazdy, wigilia i te sprawy.
Ale o tym pewnie wstawię posta ;-)
To co? Wysilicie się dla mnie na te 7 komentarzy? A może uda się 8? 
Byłabym wniebowzięta :')
Do zobaczenia za tydzień, miśki ;**
Mrs. Styles xx 
PS. Dzięęęęęęęękuję za te 7 komentarze przy poprzednim rozdziale. Roztopiliście moje serce :') <3
Kocham was.

8 komentarzy:

  1. Założe się że moje zdanie już znasz ale jeśli się jednak nie domyślasz to mega boski cudny i ogónie boooooski

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG OMG OMG! OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG OMG! MÓWIŁAM! MÓWIŁAM! MÓWIŁAM! MÓWIŁAM! ;****
    Rozdział jest przeboski nawet nie mów, że średni bo Ci skopie dupe! <3
    Ale kurcze Ty to masz wyobraźnie. Szacuneczek!
    Mówiłam, że Lou się zjawi *_*
    No mówiłam.
    Kurcze jak ja się cieszę, szkoda, że nie widziałaś mojej miny jak wbiłam i patrze a tam nowy i do tego jeszcze taki długi!!! weeeeeee!
    No nie mogę się doczekać kolejnego! Jak zawsze zresztą!
    Kocham <3
    Buziaki :*
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc wielkie WOOOW i KC ! Dla Ciebie ❤
    Piszesz niesamowicie, kocham sposób, w jaki tworzysz rozdziały, coś wspaniałego! ❤
    Wieeelki podziw. Jezu, co ja bym dała za taki talent *,*
    .
    I wracając do rozdziału: świetny! Strasznie podobała mi sie akcja z tym biciem. Co prawda nie jestem jakąś zwolenniczką mordobicia, ale to tak zaje... Fajnie napisałaś ❤❤
    I z tą hybrydą, czy jak tam. Ja to po prostu czytałam i myślałam"chcę nią być!" Niesamowite! Ale się śmiałam z tego pająka zombie XDD kocham Twoją wyobraźnię ❤ jest najlepsza ❤
    Ps. Wybacz, że komentarz dopiero teraz. Ostatnio nie mam czasu na nic. Xxx
    Twoja wierna na wieki 4ever @Styles_Olesi ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co nie przejmuj się tym czy jest te 7 komentarzy
    rób to co kochasz czyli pisanie.
    Masz strasznie zarąbista wyobraźnię!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym abyś pisała kolejne części fear,
    abyś napisała sagę fear.
    I życze ci dużo weny !!!
    Twoja fanka :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się podziało. Matko myślałam że zawału dostane jak
    Max dusił Nathalie. Czekam na next.
    Pisz częściej.
    Twoja wielka fanka :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisz rozdział z sceną + 18 Nathalie i Louis.
    Proszę zrób to dla mnie. Z niecierpliwością czekam na next!
    Twoja zagożała fanka :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Fuu!
    Pająk- zombie?! Ohyda! Okropność!
    Jak zwykle chłopaki przybyli na ratunek :D
    Zakończenie troszkę mnie przeraża...
    No bo ona odleciała, ale co sie stało z resztą?
    Mam nadzieje, że nic strasznego... :/

    OdpowiedzUsuń