Minęły już 4 dni odkąd tu trafiłam. Nic się nie zmieniło. Codziennie Max przychodzi tu i robi ze mną co chce. To co pierwszego dnia. To samo. Wyglądałam teraz jak... Sama nie wiem jak wyglądałam, ale zapewne strasznie. Pobita, posiniaczona, z ranami na całym ciele, czerwonymi, spuchniętymi oczami od łez. Chyba nie przeżyłabym tu gdyby nie jedna osoba - Nathan. Codziennie w nocy przychodzi do mnie, oczyszcza rany, daje jeść i coś do picia, rozmawia, pociesza... Po prostu pomaga. Zapewne byłabym już w ziemi, gdyby nie on. Teraz wiem, że nie kłamał. Nie jest taki jak oni. Jest zupełnie inny. Ma serce.
Teraz leżę na tym samym dziurawym łóżku, przykryta kocem od Natha i patrzę w sufit. Dobre wspomnienia maskują to co dzieje się teraz. Jedynie to wywołuje u mnie uśmiech. Jest po południe. Nagle do mojego pokoju wszedł znany mi dobrze szatyn. To druga rzecz, która go u mnie wywołuje.
- Cześć - uśmiechnął się
- Obiecałeś - szepnęłam
- Tak, wiem. Udało mi się wreszcie spotkać z jednym od Tomlinsona. Jakimś cudem uwierzył, powiedział wszystko Thunderowi, on do mnie zadzwonił i powiedział, że będzie dzisiaj w nocy.
Dzisiaj ostatni raz będę torturowana przez nich. Teraz wiem. Wreszcie wiem, że Louis mnie nie zostawi. Że wyciągnie mnie stąd.
Cały ten dzień przesiedziałam jak zwykle w pokoju, siedząc na tym dziurawym, brudnym łóżku i rozmawiając z Nathanem. Rozmawiałam z nim o tym jak to wszystko będzie. Jak się wydostanę. Na dole, w nocy stoi jakiś chłopak i stróżuje, więc nie mamy szans. To niemożliwe.
Trzeba wymyślić coś innego. Wieczorem wyszedł i przyszli oni. Max i ten
drugi, którego imienia nie znam i nie chcę znać. Tak jak przez
ostatnie cztery dni znów robili mi to samo. Miałam dość, ale
przetrwałam to tylko dzięki myśli że Louis mnie stąd wyciągnie. Tylko to
się liczyło. Nic więcej. Ale dzisiaj było inaczej. Znęcali się nade mną
kilka dobrych godzin, bo chcieli wyciągnąć ze mnie wszystko o Louisie.
Nie powiedziałam nic. Bolało. Z resztą jak wszystko. Bolało psychicznie i
fizycznie. W nocy przyszedł do mnie Nathan. Patrzył na mnie prawie ze
łzami w oczach, ale widziałam że starał się utrzymać uśmiech. Wyszłam za
nim z pokoju. Kazał mi czekać, tak więc zrobiłam. Nie długo po tym
usłyszałam stłumione kaszlenie i cichy huk. Wyjrzałam zza ściany i
zobaczyłam Natha przy drzwiach i jakiegoś chłopaka leżącego u jego stóp.
Nie byłam w stanie wypatrzyć jakiegokolwiek ruchu chłopaka. Obojętna
mina szatyna zmyliła mnie i nie miałam pewności czy zabił go. Kiwnął
głową, a ja jak najciszej potrafiłam zeszłam na dół. Nath podszedł do
okna i wyjrzał przez nie. Po chwilo spojrzał n mnie i przytaknął.
Dotknął klamki i szepcząc coś pociągnął ją. Drzwi otworzyły się, a ją
zobaczyłam Vana. Vana Louisa. Łzy szczęścia cisnęły się do moich oczu.
Zobaczyłam też niebo. Rozgwieżdżone, migające punkciki na ciemnym
niebie. To jest coś czego nie widziałam od 5 dni. Tęskniłam za tym. Sama
nie wiem jak to się stało, ale zanim zdąrzyłam mrugnąć już siedziałam w
samochodzie. Jedyne co słyszałam to były strzały. Za każdym razem
wzdrygałam się na ten odgłos. Boże żeby tylko Nathan przeżył. Dopiero
teraz spostrzegłam się że obejmują mnie czyjeś ramiona. Spojrzałam w
górę i zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Harry'ego.
- Nathan - szepnęłam
- Nie martw się. Zajmiemy się nim - prychnął
- Nie! - krzyknęłam, a Harry zdawał się być zaskoczony - Macie mu nic nie robić! On mi pomagał!
- Thunder wziął go do magazynów.
Spojrzałam na kierowcę. Był nim Liam.
- Liam, już!
Szatyn westchnął ciężko, ale bez wahania skręcił i przyśpieszył. Po niedługim
czasie dojechaliśmy pod wielkie, metalowe garaże. Wyrwałam się z uścisku
bruneta i pobiegłam do tego, w którym słyszałam krzyk Louisa. Weszłam
do środka i zobaczyłam Nathana zwijającego się z bólu. Zauważyłam że
Thunder wyciąga zza marynarki pistolet. Podbiegłam do Natha i klęknęłam
przed nim zasłaniając go własnym ciałem. Spojrzałam w oczy Lou. Od razu widząc mnie rzucił broń na ziemię,
chwycił za ramiona, podniósł i z całej siły przycisnął do siebie. Po
krótkiej chwili odsunął się, spojrzał w oczy i delikatnie pocałował w
usta.
- Boże, co oni ci zrobili? - szepnął
- Nie możesz go zabić. Pomógł mi się wydostać.
- Ale to jest Sykes, skarbie. Jemu nie wolno ufać.
Mówił do mnie jak do dziecka. Ale przy nim tak też się czułam.
- Nie zabijesz go. Nie możesz.
- No dobrze - westchnął
Pomogłam Nathanowi wstać i zaprowadziłam do samochodu. Nie zostawię go tu. Otworzyłam drzwi i posadziłam go obok siebie.
- Co ta szuja tu robi?! - syknął Harry
Teraz pewnie mógłby się na niego rzucić z pięściami.
- Pomagał mi, a teraz ja jemu.
- Dziękuję - wychrypiał Nath
Louis wsiadł z przodu, a Liam odpalił silnik. Dojechanie do domu
zajęło nam jakąś godzinę. Posadziłam Nathana na kanapie i dałam mu coś
do picia. Stojąc na przeciw niego poczułam dotyk na ramieniu. Odwróciłam
się.
- Musimy pogadać - mruknął szatyn
Poszłam za Lou do kuchni.
- Co z nim zrobisz? - spytałam
- To samo pytanie miałem zadać tobie. On jest od Maxa. Po co go tu
przywlokłaś? Nie możemy go wypuścić, bo wygada wszystko. Nie możemy go
zabić, bo ty nie pozwalasz. Więc?
Zastanowiłam się chwilę.
- Niech zostanie.
- Co? - zdziwił się
- Niech dołączy do was. - spojrzałam mu w oczy - On jest inny.
- Nathalie, czy ty masz rozum?! On nie może do nas dołączyć! Nikt z nas
nie ma pewności że tego nie wykorzysta żeby nas zniszczyć!
- Ufasz mi?
- Przestań.
- Skoro mi ufasz to pozwól mu dołączyć.
Po chwili milczenia raczył odpowiedzieć.
- No dobrze.
Na moje usta wpłynął wielki uśmiech.
- Tęskniłem za tobą - uśmiechnął się
Przytulił mnie, powodując syk bólu. Bolało. Strasznie.
- Chodź
Chwycił mnie delikatnie za dłoń i pociągnął w stronę łazienki. Zamknął drzwi i podszedł do mnie. Lekko musnął moje usta i spojrzał w oczy. Jego świeciły się od szczęścia. Zdradzał to też jego uśmiech.Chwycił za dół mojej koszulki, pociągnął ją w górę i ściągnął przez głowę, nawet na chwilę nie przestając patrzeć w moje oczy. Woda już szumiała uderzając o białe dno wanny, napełniając ją. Po chwili materiał moich dżinsów zsunął się do moich kostek. Szatyn objął mnie, obdarzając całusem mój rozcięty policzek. Niespełna minutę później siedziałam w wannie pełnej wody, otoczona miękką, bialutką pianą. Na moich plecach czułam szorstki dotyk dłoni Lou które jeździły po nich ścierając zaschniętą krew. Dokładnie umył całe moje ciało. Niemożliwie piekło, lecz jego dotyk działał kojąco. Długie palce wplótł w moje włosy i łagodnie masował skórę. Spłukał pianę, pocałował mnie w czoło i wyszedł... Czyli na prawdę mnie kocha. Zależy mi na nim jak na nikim innym. Po prostu wiem, że to ten, którego kocham. Może nawet ten jedyny. Tego dowiem się w najbliższym czasie. Moje rozmyślenia przerwał wchodząc do łazienki, jak się okazało z moją piżamą. Spuścił wodę z wanny, ostrożnie wysuszył moje ciało ręcznikiem (mimo protestów). Przecież nie jestem jakąś kaleką. Umiem się jeszcze sama wytrzeć ręcznikiem, okej? Nie potrzebuję do tego pomocy. Nawet pomógł mi się ubrać, a raczej ubrał mnie jak lalkę. Po prostu zrobił wszystko za mnie.
- Kochasz mnie? - spytałam
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jasne, że cię kocham. Skąd takie pytanie ci się wzięło, skarbie? - uśmiechnął się
Wzruszyłam ramionami. Szatyn położył dłonie na mojej talii, przyciągnął do siebie i złożył na moich ustach słodki pocałunek.
- Mówisz to pierwszej dziewczynie?
- Pierwszej i ostatniej. Jedynej. Tylko ciebie kocham. Zapamiętaj
Założył mokry kosmyk włosów za moje ucho, pocałował w czoło trzymając jeden policzek, po czym wziął mnie za dłoń i wyprowadził za sobą z łazienki. Weszliśmy do jego pokoju, położyliśmy się i po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. W milczeniu. On głaskał mnie po włosach, ramieniu aż zasnęłam...
___________________________________________________
Hejoo :*
Jestem dumna... 5 komentarzy wam się udało pod poprzednim rozdziałem zostawić xD
Brawo :)
Dlatego właśnie dzisiaj pojawił się ten oto rozdział <3
Jeśli pod tym także będą ponad 4, wrzucam kolejny za 5 dni ;)
Czemu nie za 4? Bo powoli zaczynam nie nadążać z waszym tempem komentowania xD
Do zobaczenia miśki :*
Jaki piękny *.* ja tez chce takiego lou :c daj mi takiegooooo. Rozdział jak zwykle boski ;* no i musze czekać na nn 5 dni :c ech no trudno może przeżyje...no to jeszcze dodam, że życzę weny kochana <3
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że po nią nie przyjdzie!
OdpowiedzUsuńSproóowałby ją tylko tam zostawić a skopałabym mu tej jego tyłek!
Ciesze sie, że Nathan jej pomgł
To słodkie z jego strony, że wydostał ją z tamtego pieklła
I super, że nasza bohaterka stawiła sie Louis'owi i uchroniła Nathana
Mam nadzieje, że skorzysta z tej szansy i nie bawi sie w jakiegoś cholernego szpiega od Maxa...
Kurcze... Dawaj mi tu next bo nie wytrzymam!
Ps. Rozdział przeprzeprzeprze boski!!! ;D
Sorka za błędy, ale pisałam na szybkiego z telefonu xD
UsuńNadrobiłam fuck yeah!
OdpowiedzUsuńTo teraz tak żebyś widziała, bo pewnie tamtych komentarzy nie przeczytasz.
Więc kocham Cię dziewczyno!
Piszesz genialnie, po prostu bosko!
Ubóswiam ten blog! I Lou i Nath są przesłodcy!
I czekam na nexta! Chce go teraz w tym momencie!
Weeny skarbek!
Buziaki :*
A.
Uwierz, że większość staram się czytać ;D
UsuńDziękuję :***
Zarąbisty
OdpowiedzUsuń