Czyli już wiemy że Louis ma ksywkę Thunder, nie? Wybaczcie mi, ale wszystko mi się po*ebało :P No, ale co? Mamy już 12 rozdział :) wiem że 11 nie był jakiś ciekawy, ale chodziło głównie o pokazanie Wam ile hajsu zarabia ten gang xD Soł... Miłego czytania ;D
Wreszcie nas autobus przyjechał. Wysiadłyśmy pod galerią.- To co? Idziemy od dołu! Czyli jako pierwsze idą buty! - wyszczerzyła się
Weszłyśmy do pierwszego obuwniczego. Po godzinie buty miałam. Kupiłam sobie balerinki, adidasy, kozaki, koturny, szpilki- nie wiem po co, kalosze- to już przesada, trampki, buty górskie i takie prawie że pancerne, ale były zajebiste!! Kolejny sklep na celu to z normalnymi ciuchami. Jako pierwsze spodnie. Legginsy, dżinsy, alladynki, normalne spodnie i imitujące skórę. Następne- bluzki. Z krótkim rękawkiem kupiłam dziesięć, a z długim dwanaście. Kilka bluz, dwie kurtki i trzy czapki - z daszkiem, zimowa i taka normalna, czarna. Kolejny sklep, do którego wstąpiłyśmy, obładowane mnóstwem siatek, to z biżuterią. Oczywiście, Perr nie oszczędzała absolutnie nic! Co chciałam to miałam. Z resztą Ona też. Kupiłam sobie srebrny zegarek i sportowy. Później kilka naszyjników, bransoletek, opasek na włosy, które tanie nie były. Pół galerii zostało przeze mnie i Perr ograbione do cna. Sklepy zaczęły się powoli zamykać po dzisiejszym dniu, w którym sprzedały prawie wszystkie towary Nam. Wstąpiłyśmy do kolejnego sklepu. Z sukienkami. Wszędzie wisiało mnóstwo sukni, jak i ślubnych, tak i zwykłych, na imprezę. Stanęłam obok przebieralni, a Perrie pobiegła szukać dla mnie jakiejś sukienki. Po chwili wróciła z kilkoma. Wzięłam od niej sukienki i weszłam do kabiny. Zdjęłam ubrania i zabrałam się za przymierzanie. Po siedmiu sukienkach miałam dość, ale Perr powiedziała że jeszcze ma dla mnie inne. Blondynka wzięła mi w sumie te siedem, które przymierzałam i jeszcze kilka innych. Wyszłyśmy ze sklepu obładowane połową galerii. Po chwili wyszłyśmy przed centrum handlowe, gdzie stało zajebiste Ferrari. W dodatku w moim ulubionym kolorze- czerwonym! Nie dość że Ferrari, CZERWONE, to jeszcze bez dachu! Rozumiecie to? Marzenie, taki samochód! Wsiadłyśmy do auta. Perrie za kierownicą, a Ja obok. Siedzenia były ze skóry, także moja mina wyglądała mniej, więcej tak: *.* Po kilku minutach dojechałyśmy do willi. Ja wysiadłam z samochodu, zabrałam połowę zakupów i weszłam do domu. Wchodząc schodami na górę, o mało co się nie wywaliłam. Na szczęście 'ktoś' mnie złapał.
- Ile wy kupiłyście? - spytał ze zdziwieniem na twarzy
- No cześć, Niall. To dopiero połowa naszych zakupów. Perrie weźmie drugą, o ile uniesie.
Blondyn zaczął się śmiać i wziął ode mnie wszystkie siatki. Weszliśmy do mojego pokoju. Chłopak położył wszystko na łóżku.
- O 18.00 kolacja - puścił mi oczko i wyszedł, z uśmiechem
Zaczęłam rozpakowywać wszystkie ciuchy i układać na półkach, w garderobie. Po chwili do mojego pokoju wparowała Perrie, 'z torbami'. Wywaliła wszystko na łóżko, a później sama się na nie rzuciła. Zaczęłam się śmiać, a Ona razem ze mną.
O 17:55, bo tak jakoś nam tyle zeszło układanie ciuchów, zeszłyśmy na dół i weszłyśmy do kuchni.
- Victoria, Jakaś Ty punktualna - zaśmiał się Niall
Wywróciłam oczami i usiadłam z blondynką przy stole. Po kilku minutach do kuchni weszła reszta domowników. Wszyscy usiedli przy stole, a Niall nałożył... Coś co nam ugotował. Nie jestem pewna co to jest, ale wygląda smacznie. Podczas jedzenia panowała absolutna cisza, słychać było tylko stukanie widelców o talerze.
- Więc... Kiedy Danielle przyjeżdża? - spytałam z uśmiechem, patrząc na Liama
- Już jutro! Mam nadzieję że się polubicie - mrugnął do mnie
- Pewnie tak.
To by było na tyle naszej pogawędki. Znowu nastała niezręczna, jak dla mnie, cisza. Po kolacji poszłam do siebie. Przebrałam się w pidżamę, walnęłam na łóżko i od razu zasnęłam.
***
Otworzyłam delikatnie oczy i przeciągnęłam się. Gdy wyciągnęłam rękę za łóżko dotknęłam czegoś. Od razu otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam co to... Lub kto to.
- Dzień dobry, Niall. Ile już tu tak sterczysz? - spytałam unosząc jedną brew
- No kilka minut. Dzisiaj jest piątek, więc idziemy Cię zapisać do durnej szkoły! - wyszczerzył rząd białych ząbków
- Co? Jak możesz mi to robić!? Za co?! - marudziłam
- Oj, weź! nie będzie tak źle. Szkoła jest lepsza niż to czym będziesz się zajmować za rok
- No Ja mam nadzieję - wytknęłam mu język
- Ubierz się, zrób to co tam robią dziewczyny i zejdź na dół - powiedział i wyszedł
Mozolnie wygrzebałam się z łóżka i 'zrobiłam to co dziewczyny tam robią', czyli rozczesałam włosy, podmalowałam się, ubrałam, umyłam twarz i wreszcie zeszłam do salonu. Du kuchni prawie zaniósł mnie zapach jajecznicy. Usiadłam przy stole i zjadłam. Później ubrałam 'Air Maxy', kurtkę i wyszłam z domu, z Niallem. Pojechaliśmy jego autem do strasznego miejsca pod nazwą "Gimnazjum". Jakże straszne co nie? Horan zaparkował na parkingu i oboje poszliśmy do sekretariatu.
- Dzień dobry - powiedzieliśmy oboje
- Witam - uśmiechnęła się kobieta - Widzę że będziemy mieli nową uczennicę, tak?
- Tak. Czy trzeba coś podpisać? - spytałam prosto z mostu
- Tak. Proszę bardzo - powiedziała
Kobieta podała nam papiery,a Niall zaczął je wypełniać. Po chwili zatrzymał się przy czymś i myślał.
- Co? - spytałam
- Kto jest teraz twoim prawnym opiekunem? - szepnął mi do ucha
- A skąd Ja to mam niby wiedzieć? Nie Ja chciałam tu przyjechać i tak dalej. Weź coś wymyśl! - mruknęłam
- Dobra
Blondyn wpisał w luk 'Louis Tomlinson'.
- Ty głupi jesteś? Chcesz żeby go złapali czy jak? - warknęłam
- Nie złapią go
Wywróciłam oczami i wróciłam do wypełniania swoich papierów. Oddaliśmy dokumenty i wyszliśmy.
- Niall, co Ty w końcu tam wpisałeś? - spytałam
- Imię i nazwisko twojego prawnego opiekuna - zaśmiał się pod nosem
- Czyli kto nim jest? - dopytywałam
- No Thunder! - wywrócił oczyma
- Co? Przecież mogą go złapać! - powtórzyłam
- Mówiłem już że go nie złapią! Wszyscy znają go jako Thunder, ale nie wiedzą jak ma na imię.
- Wow. Tego nie wiedziałam - wybałuszyłam oczy z wrażenia
- No, nikt tego nie wie - wzruszył ramionami
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod szkoły. Po krótkiej jeździe dotarliśmy do domu. Weszłam do środka, a następnie do mojego pokoju. Miałam dzisiaj iść na jakąś kolację. Weszłam do garderoby i ubrałam zwykłe czarne rurki, białą, luźną bluzkę z ćwiekami, a do tego czarne koturny, także z ćwiekami. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół. Wszystkie oczy zostało zwrócone ku mi. nie rozumiem nic. Nigdy w życiu nie widzieli dziewczyny? Przecież ubrana byłam normalnie, wyglądałam jak człowiek, więc o co chodzi? popatrzyłam się na wszystkich, tak trochę spode łba. Do salonu weszła Perrie. Widząc to, trochę zareagowała.
- To co?! Jedziemy?! - krzyknęła
- Co? A tak, tak. Już jedziemy - Louis się opamiętał
Wyszliśmy przed dom i podeszliśmy do Vana Louisa. Thunder chwycił za klamkę i szarpnął drzwiami. Chyba zrobił to trochę za mocno, bo wyleciały z zawiasów. Stałam tam, jak wryta i patrzyłam na drzwi, w ręce szatyna. Chłopak trochę zmieszany zamocował drzwi na miejscu i wsiadł bez słowa na miejsce kierowcy. Po 30 minutach dojechaliśmy do sporego budynku. Thunder wjechał na podziemny parking i zaparkował samochód. Podeszliśmy do dużych drewnianych drzwi, które bez pukania od razu się otworzyły. Zza nich wyłoniła się kobieta. miała około 30 lat. Przywitała nas ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry. My do Maxa - uśmiechnął się Liam
- Proszę wejść. Pan Smith już czeka - powiedziała i wpuściła nas do środka
Weszliśmy do sali gdzie był duży stół, a wokół niego krzesła. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z kobietą. Zapewne małżeństwo. Kobieta nie wyglądała na więcej niż 28 lat. Miała na sobie granatową sukienkę. On mi wyglądał na mnie, więcej 29 albo 30 lat. Miał czarny garnitur. Ogółem mówiąc wyglądali elegancko.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się
- Witaj, Victorio! Wreszcie doczekaliśmy się spotkania z Tobą. - uśmiechnął się mężczyzna i pocałował moją dłoń
- Dziękuję. Mi również miło Pana poznać
- Mów mi Max - zaśmiał się - A to jest moja żona, Karina
- Miło mi - uśmiechnęłam się
- Mi również, Victorio
Zasiedliśmy przy stole.
- Victorio czy nasi chłopacy traktowali Cię z należytym szacunkiem? - spytał po chwili
Przez chwilę się zawahałam. Spojrzałam po wszystkich twarzach. Mieli trochę skruszone wyrazy twarzy, lecz Harry zostawał nieugięty. Wciąż ten sam 'pokerface'.
- Oczywiście
- A czy mówili Ci już że musisz zmienić imię?
- Proszę? Nie, tego akurat nie mówili - powiedziałam z wyraźnym zaskoczeniem
No to się nazywa szok stulecia! Mam zmienić imię... Ciekawe jakie mi dadzą.
- To co?! Jedziemy?! - krzyknęła
- Co? A tak, tak. Już jedziemy - Louis się opamiętał
Wyszliśmy przed dom i podeszliśmy do Vana Louisa. Thunder chwycił za klamkę i szarpnął drzwiami. Chyba zrobił to trochę za mocno, bo wyleciały z zawiasów. Stałam tam, jak wryta i patrzyłam na drzwi, w ręce szatyna. Chłopak trochę zmieszany zamocował drzwi na miejscu i wsiadł bez słowa na miejsce kierowcy. Po 30 minutach dojechaliśmy do sporego budynku. Thunder wjechał na podziemny parking i zaparkował samochód. Podeszliśmy do dużych drewnianych drzwi, które bez pukania od razu się otworzyły. Zza nich wyłoniła się kobieta. miała około 30 lat. Przywitała nas ciepłym uśmiechem.
- Dzień dobry. My do Maxa - uśmiechnął się Liam
- Proszę wejść. Pan Smith już czeka - powiedziała i wpuściła nas do środka
Weszliśmy do sali gdzie był duży stół, a wokół niego krzesła. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna z kobietą. Zapewne małżeństwo. Kobieta nie wyglądała na więcej niż 28 lat. Miała na sobie granatową sukienkę. On mi wyglądał na mnie, więcej 29 albo 30 lat. Miał czarny garnitur. Ogółem mówiąc wyglądali elegancko.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się
- Witaj, Victorio! Wreszcie doczekaliśmy się spotkania z Tobą. - uśmiechnął się mężczyzna i pocałował moją dłoń
- Dziękuję. Mi również miło Pana poznać
- Mów mi Max - zaśmiał się - A to jest moja żona, Karina
- Miło mi - uśmiechnęłam się
- Mi również, Victorio
Zasiedliśmy przy stole.
- Victorio czy nasi chłopacy traktowali Cię z należytym szacunkiem? - spytał po chwili
Przez chwilę się zawahałam. Spojrzałam po wszystkich twarzach. Mieli trochę skruszone wyrazy twarzy, lecz Harry zostawał nieugięty. Wciąż ten sam 'pokerface'.
- Oczywiście
- A czy mówili Ci już że musisz zmienić imię?
- Proszę? Nie, tego akurat nie mówili - powiedziałam z wyraźnym zaskoczeniem
No to się nazywa szok stulecia! Mam zmienić imię... Ciekawe jakie mi dadzą.
Jeej. Nie no to niezłe! Wykupiły całe centrum chyba :D
OdpowiedzUsuńHaha :D
Lece dalej :*
Buźki :¥
A.