niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 17

Ostre światło słoneczne poraziło moje oczy. Zatrzepotałam powiekami żeby przyzwyczaić się do słońca.
Radosny głos Em mnie przywitał:
- Dzień dobry! Henry zrobił śniadanie, a Luke... Ogląda TV - wywróciła oczami
- A Melisa? - wychrypiałam
- Posprzątała ci tu trochę. A teraz się ubierz i zejdź na dół - mrugnęła do mnie i wyszła z pokoju
Jak powiedziała tak zrobiłam. Wygrzebałam się z ciepłej kołderki i zobaczyłam że już na fotelu leżały czyste ubrania, więc wzięłam je. Weszłam do łazienki i szybko się wykąpałam, po czym się ubrałam, wysuszyłam włosy i zeszłam na dół.
- Hej - przywitałam się z Luke'iem
- No dzień dobry - uśmiechnął się spuszczając głowę za siebie, by mnie widzieć
Weszłam do kuchni, zwabiona niesamowitym zapachem.
- Mmm, co tak bosko pachnie? - spytałam
- Dziękuję - zaśmiał się Henry - Naleśniki z owocami
- Mmm - oblizałam usta - Wiesz co? Zatrudnię cię na mojego kucharza - oznajmiłam
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Wreszcie He
- Dzięki
Zjadłam je w około 2 minuty. Normalnie je pochłonęłam. Włożyłam talerz do zlewu i weszłam do salonu z resztą.
- Więc... - usiadłam na kanapie - Dzisiaj będzie trzeba jechać po Kate. - powiedziałam poważnie
- Tak, ale co będzie dalej? Przecież ona ma 14 lat, a ty 17. Nie możesz się nią opiekować. - mruknął Henry
- Wiem to.
- Poza tym nie dasz rady wa utrzymać i domu! Nie masz pracy! - wtrąciła się Melisa
- Wiem! Ale ja nie mam nikogo więcej z rodziny!
- Cholera! Trzeba coś wymyślić! Bo sąd może wpakować Kate do domu dziecka, a ciebie do osiemnastki do rodziny zastępczej! - Luke zaczął dramatyzować
Wywróciłam oczami. Sama nie wiem dlaczego była tak spokojna w tej sytuacji.
- Spokojnie! Nie dopuszczę do tego, żeby nas rozdzielili! Zrobię wszystko, co będzie trzeba...
I po tej wypowiedzi zaczęłam intensywnie myśleć. Jak wszyscy. Więc... Nie mam absolutnie nikogo bliskiego? Ciocie? Wujków? Niestety. Rodzice nie mieli rodzeństwa. Żadne. no trudno. Myślimy dalej...
Ugh, minęła już godzina, a my nadal na nic nie wpadliśmy!!!
Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany. No nic odebrałam.
- No hej Nathalie - powiedział głos
Rozpoznałabym go wszędzie... Louis.
- Czego chcesz? - warknęłam
- Tego czego potrzebujesz. - mruknął seksownym ochrypłym głosem
- Mów normalnie!- zażądałam
- Wiem przecież że nie masz się gdzie podziać, ani co zrobić z siostrą. Chętnie ci pomożemy z Thunderem
- Co? Możesz pomarzyć! Nie chcę cię widzieć! - krzyknęłam
- Ja to wiem i ty to wiesz, skarbie. Ale oboje również wiemy, że to jedyne wyjście z tej sytuacji. Chyba że wolisz, by Kate była w domu dziecka...
- Mów dalej - przerwałam mu, sama nie wierząc w to co zaraz zrobię
- Przyjadę po Ciebie. Weźmiesz Kate i wracamy do nas. Proste? Jasne że tak.
- Zadzwonię za pół godziny.
- Pa, skarbie
Rozłączył się. Położyłam telefon na stole i patrzyłam w okno. Mam tam wrócić? Przecież nie mam innego wyjścia.
- Kto to był? - spytał Henry
- Nikt ważny.
- Vic, powiedz. Możesz nam ufać w każdej sprawie. - zapewnił mnie
- Wiem. To był... Mój porywacz - Louis. - westchnęłam, ledwo przepuszczając przez gardło jego imię
- CO?!! - wrzasnęli wszyscy chórem
- Chce żebym tam wróciła, bo nie mam innego wyjścia.
- Nie możesz!! Przecież to... - zaczęła Melisa
Spojrzała na nią.
- Jedyne wyjście - dokończyłam za nią
Potrząsnęła głową przeciwnie, a na jej policzku pojawiła się pierwsza łza.
- Nie możesz - szepnęła - Znowu nas zostawisz?
- Będę musiała. Nie chcę tam wracać, ale muszę.
- Oni zrobią ci krzywdę! - krzyknęła Emma
- Em, nie wiesz co się tam działo. Nawet nie pytaj. Wiem że teraz nic mi nie zrobią.
Henry i Luke również próbowali tamować łzy. Wzięłam głęboki oddech. Podniosłam ze stolika telefon i zadzwoniłam pod numer Louisa. Odebrał od razu. Mogę się założyć że z tym swoim durnym, zwycięskim uśmiechem.
- Tak, kochanie? Postanowiłaś już?
- Tak
- Więc, będę u ciebie wieczorem. Do zobaczenia, słońce
Zakończyłam połączenie jako pierwsza. Narastała we mnie coraz większa złość, że musiałam ta wracać. Rzuciłam telefonem w ścianę, przez co roztrzaskał się na małe kawałki.
- Jedziemy po Kate - mruknęłam
Wszyscy patrzyli na mnie smutno, z lekkim strachem i zdziwieniem. Te wszystkie emocje w nich tkwiły.
- Proszę - zaczęła Mel szepcząc
- Nie mogę tu zostać, mimo że bardzo chcę. Louis tu będzie wieczorem. Muszę jechać po Kate. Chcecie to zostańcie - oznajmiłam wstając z kanapy
Ubrałam buty, kurtkę i wyszłam. Po mnie od razu wybiegła nierozłączna reszta. Henry wpakował się na siedzenie kierowcy, Luke na pasażera, a ja z dziewczynami do tyłu. Kolejne 50 km do szpitala.
Znowu Henry zaparkował samochód, a ja pobiegłam witając się z recepcjonistką do sali Kate. Ucieszyła się niezmiernie widząc mnie. Lekarz odpiął kroplówkę itp i pozwolił nam iść, bo Luke załatwił zwolnienie. Wsiadłam ostrożnie z Kate do samochodu. Przyznam, było ciasno, ale teraz to jest tyle ważne co nic. Wróciliśmy do domu. Była dopiero 15. Weszłam z Kate i partą do środka. Usiedliśmy wszyscy na kanapie.
- Wyjaśnisz mi to wreszcie? Co się tu dzieje? Prawie nic nie pamiętam. Wiem tylko że miałam jakiś wypadek.
- Kate, pamiętasz jak mnie... - nie mogłam wydusić z siebie tego słowa
- Tak, pamiętam. Jak wróciłaś?
- Policja mnie znalazła i przywiozła. Ale co do tego wypadku... - zatrzymałam się na sekundę - Rodzice zmarli na miejscu
- Co? Ale... Jak to? - spojrzała na nie oczami pełnymi bólu
Przytuliłam ją.
- Ale nie martw się. Będzie dobrze. Wszystko się ułoży. - zapewniałam ją do czegoś do czego sama nie miałam pewności
Kate też mnie przytuliła, cały czas płacząc. Głaskałam ją po włosach i plecach. Przyjęła to lepiej niż ja... Może dlatego że jest młodsza. Pewnie tak.
- Co teraz będzie? - spytała
- Wiem, to może być okropne, ale... Będziemy mieszkać z... - zacięłam się - Z ludźmi, którzy mnie porwali.
- Co?! Jeszcze to?! Cudem jest że tam przeżyłaś, a teraz nas zabiją! - krzyczała
- Nie zabiją nas, o to się nie martw. Wszystko zrozumiesz, ale musisz być cierpliwa.
Łzy i mi i jej ciekły po policzkach.
- Spakuj się - szepnęłam do jej ucha
Wytarła łzy i poszła do swojego pokoju. Słyszałam z niego straszny płacz. To już wiemy dlaczego tylko tak zareagowała, gdy jej to powiedziałam. Nie chciała pokazywać tego przy wszystkich. Siedziałam na kanapie. Łokcie miałam oparte o kolana, a dłonie podpierały policzki. Mamy kilka godzin. Trzeba je wykorzystać, a Kate dać spokój i czas. Musi to wytrwać, jak ja. Ta sytuacja jest na prawdę pierdolnięta. Ale cóż, takie jest właśnie życie, brutalne i nieprzewidywalne...
                                                                                                                                           
Siemka :) Więc... Nie będę się chwalić, ale napisałam już 22 rozdział XD
A w ogóle to... Brawa dla was!!! Przy 16 rozdziale jest aż 63 WYŚWIETLENIA!!! :D Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz DZIĘKUJĘ! <3 Kocham was niemożliwie :)

8 komentarzy:

  1. No i znowu tam będzie -,- Rodzice Henry'ego nie mogli ich zaadoptować??? Masakra xD Życzę weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, niby mogli xD
    Ale co? miałoby się tak to skończyć? Koniec z tymi pięcioma debilami? hahah
    Może coś się stanie? Dobrego, złego. Nie wiem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa... Ty nie wiesz... Już ci kuźwa wierzę xD Dawaj szybko następny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha, już 22 rozdział napisałam xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam już wszystkie i jest przebosko!
    Szkoda mi Viktori... Nathali... No głównej bohaterki mi szkoda jest no! :(
    czekam na next ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwierz że mi również szkoda :(
    A i z innej beczki Victorii, skoro już się "znalazła" nie musi zmieniać imienia nie? Chyba... xD
    Możesz też jej zapytać jak się czuję w zakładce "Zapytaj Bohatera" xD haha, ja lecę i next 28 ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże święty jaki ona miała problem, że nie chce widzieć Lou! Ygh jak go całowała to było ok... Jestem na nią wściekła ale równiż szkoda mi jej...
    Lece dalej :**
    Buziaki :*
    A.

    OdpowiedzUsuń