środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 16

Wyciągnęłam ją z szuflady. Przyłożyłam zimne ostrze do skóry i przejechałam nim po mojej bladej cerze. Zaczęło się pieczenie. Po chwili krew wyciekała z rany. Widząc znowu ten widok i czując tą ulgę postanowiłam zrobić kolejne nacięcie. Kolejne i kolejne... Tym sposobem robiło mi się coraz słabiej. Usiadłam oparta o ścianę i patrzyłam jak jaskrawo czerwona ciecz sączy się z moich ran. Przed oczami zaczęły pojawiać się czarne, blade kropki, które robiły się coraz większe. Prawie zasłoniły mi oczy, ale przed tym zobaczyłam przestraszoną twarz Henry'ego, który klęknął przy mnie coś krzycząc. Zamknęłam oczy i zasnęłam...

Moje oczy przywitało rażące światło słoneczne. Przymrużyłam je żeby przyzwyczaić się do niego. Po chwili rozchyliłam je. Widok ten był mi całkiem nieźle znajomy. Białe, szorstkie ściany, zimne, czyste kafelki, jedno okno, mały stoliczek, krzesło obok łóżka, w którym leżałam. Byłam przykryta białą kołdrą i podłączona do kroplówki z zabandażowaną ręką. Moje ciemne loki opadały na pomiętą, wzorzystą poduszkę. Spojrzałam w szybę, która okazywała widok na korytarz przed 'moją' salą. Po chwili weszli do niej moi przyjaciele. Wszyscy.
- Dlaczego? - szepnęła Melisa ze łzami w oczach
- A jak sądzisz? Ty masz rodziców! Bolało! - krzyknęłam
W jednym dniu wróciłam do domu z porwania przez jakiś gang i dowiedziałam się o śmierci trzech mi najbliższych osób. Nie sądziłam że emocje mogą zmienić się tak szybko ze szczęścia w rozpacz. Może nie chciałam się wtedy zabić, ale nie chciałam czuć tego wewnętrznego bólu. Chciałam się od tego odciąć.
- Przepraszam. Wiem że cię to boli - przyznała Mel
Nie odpowiedziałam jej nic. Bo co? Co miałam powiedzieć? Nie wiem, więc się nie odezwałam.
- Dzisiaj wieczorem możesz wrócić do domu - powiedział Henry patrząc w okno
- Fajnie - ucięłam krótko
Nie chciałam być niemiła czy coś, ale nie miałam żadnej ochoty rozmawiać z kimkolwiek.
- Ale dzisiaj zostajemy u ciebie - oznajmił Luke
Rzuciłam na niego wzrokiem pt. "Co? Po co?"
- Nie chcemy żebyś była w tej chwili sama. - odpowiedział na moje niezadane pytanie
- Okej - mruknęłam
* Wieczorem *
Weszłam do domu jako pierwsza. Usiadłam na kanapie i patrzyłam się w czarny telewizor.
- Chcesz coś do picia? Jedzenia? - spytała Em
- Nie, dziękuję. Przecież to wy jesteście u mnie, a nie ja u was - uśmiechnęłam się
Tacy właśnie byli moi przyjaciele. Wszyscy jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo. Każdy zrobiłby dla drugiego wszystko. Em i Mel usiadły koło mnie i przytuliły.
- Może pooglądamy jakieś filmy, zjemy lody, porozmawiamy - zaproponowała Melisa
- Chłopak ze mną nie zerwał, ale możemy - zaśmiałam się
Melisa wstała i poszła do kuchni. Włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach. Nagle pokazał się kanał z wiadomościami. Był pokazany samochód moich rodziców. Moje oczy się zaszkliły, ale nie pozwalając łzom wypłynąć, zacisnęłam je.
- Dzisiaj podczas strasznej burzy Państwo Moore wraz z córką jechali szukać zaginionej Victorii. Niestety na zakręcie wpadli w poślizg i samochód stoczył się do rowu. Rodzice Victorii i Kate zmarli na miejscu. Młodsza córka jest w ciężkim stanie w szpitalu. - usłyszałam
Wytrzeszczyłam oczy.
- Kate żyje!!! - wykrzyczałam
Oczy Em, Luke'a i Henry'ego wyglądały tak samo jak moje.
- Gdzie ten szpital?! - spytał Luke
- Na... Well Road - oznajmiła Em
- To tylko 50 km od domu! Jedziemy! - zarządziłam
Wybiegłam z domu i podeszłam do mojego auta. Otworzyłam drzwi kierowcy i chciałam wsiąść, ale czyjaś ręka mi w tym przeszkodziła. Spojrzałam na moje ramię. Znajdowała się na nim ręka Henry'ego. Zrozumiałam że on ma prowadzić. Wsiadłam więc na siedzenie obok. Po chwili Mel, Em i Luk usiedli na tylnych siedzeniach. Henry odpalił silnik i ruszył samochodem do szpitala na Well Road, gdzie była moja mała Kate. Po niecałych 30 minutach dojechaliśmy. Henry zaparkowała samochód, a ja z niego wyskoczyłam niczym oparzona. Wbiegłam do budynku i podbiegłam do recepcji.
- Dzień dobry. Gdzie jest Katrin Moore
Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwioną twarzą.
- Ty jesteś Victoria Moore? - spytała nie dowierzając
- Tak to ja. Kate to moja siostra.
- W sali 307. Ale zaczekaj. Powiedz mi, kiedy się znalazłaś? Co się stało?
- Policja znalazła mnie w szkole. Dziękuję za informacje. - uśmiechnęłam się i pobiegłam do sali Kate
Stanęłam przed szybą. Kate leżała na łóżku podpięta do jakiejś aparatury. Pchnęłam cicho drzwi od jej sali i weszłam do środka. Usiadłam na krześle stojącym obok jej łóżka. Leżała z zamkniętymi oczami na plecach. Wyciągnęłam do niej rękę i zaczęłam głaskać ją po włosach. Do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy, dlatego zacisnęłam je. Ten widok był po prostu straszny. Moja młodsza siostrzyczka leży w szpitalu z ręką w gipsie. Na prawdę okropne. W dodatku nie wie że rodzice nie żyją. Jest bardzo źle. Jak mam jej to powiedzieć?!
"Hej Kate, nasi rodzice nie żyją, idziemy na lody?" Najgorsze jest to, że ja mam 17 lat, a Kate 14. Co ja mam z nią zrobić?! Nie mogę się nią opiekować! Poza tym sama nie jestem jeszcze pełnoletnia!
Nagle poczułam jak Kate się ruszyła. Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią. Uniosła powieki mrugając i popatrzyła na mnie, a ja uśmiechnęłam się.
- Co się stało? - wychrypiała
- Powiem ci jak wrócimy do domu. Wszystko ci wyjaśnię. Na razie odpoczywaj.
Nie miałam pojęcia jak jej to wszystko powiedzieć. Ona ma dopiero 14 lat...
Nagle do sali weszła reszta z uśmiechami, a za nimi lekarz.
- Panienka się obudziła - stwierdził z uśmiechem - A Pani to... Chwila! Panna Moore? Jak Pani wróciła?
- Dowie się Pan wkrótce z mediów. Oni wiedzą wszystko. Co z moją siostrą? - spytałam
- Jest już po badaniach. Udało się je cudem zrobić, ale okazuje się że nic poważnego jej nie jest. Dobrze przetrwała wypadek i udało jej się nic nie złamać.
- Dziękuję - powiedziałam tworząc uśmiech na twarzy
Lekarz nam powiedział że mamy jeszcze dwie godziny, bo później kończy się czas odwiedzin. Ja oczywiście mogłam zostać na noc z Kate, ale ona i reszta nalegali żebym przespała się w domu. Dziwne jest to że ani razu nie zapytała o rodziców. Może już wie? Może za dużo emocji i zapomniała? Nie wiem.
Przebrałam się w piżamę i położyłam w łóżku. Po tym wyczerpującym dniu i nadmiarze emocji jakoś udało mi się zasnąć tylko po godzinie...

2 komentarze:

  1. Jeeej... Kate żyjeee xD Suuper rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ułżyło mi że jednak Kate żyje.
    Ale jeju. Nie no nie mogę nic z sb wydusić.
    Lece dalej
    Buziaki :*
    A.

    OdpowiedzUsuń