Notka pod rozdziałem!
- Prawie dobrze. - powiedziała Perrie
Podeszła do Rose i pokazała jej, jak poprawnie ma trzymać broń. Dziewczyna przytaknęła i odebrała niebezpieczny przedmiot od blondynki. Przypatrywałam się jak celnie trafia w głowę jeżdżącego w różne strony manekina. Raz jej się udawało, a raz nie. Z ciekawością obserwowałam blondyna o imieniu Petera, który z wielkim zaangażowaniem i koncentracją strzelał z łuku, po czym rzucał sztyletem w tarczę.
- Na co patrzysz? - usłyszałam głos tuż przy moim uchu
- Na Petera.
- A to nie jest Paul? - spytała Edwards ze zmarszczonymi brwiami
- Nie. Paul ma krótsze włosy z tyłu, mniejsze oczy, jaśniejsze usta, mniej zarysowaną szczękę i trochę gęstsze brwi - wymieniałam
- Wow, nie spodziewałam się, że zwrócisz uwagę na takie szczegóły. Masz sokole oko. - zaśmiała się
Ja natomiast wzruszyłam ramionami. Spojrzałam w stronę skąd doszedł pewien huk. Jennifer leżała na niebieskiej macie, a Margharet, czyli Maggie słuchała Danielle, przytakując co jakiś czas. Odwróciłam wzrok w stronę Perrie, która wypowiadała w tej chwili moje imię.
- Spróbujesz? - spytała trzymając przede mną pistolet
Zmarszczyłam lekko brwi i skrzywiłam usta nie wiedząc całkiem czy strzelać czy nie. Jednak wzięłam spluwę i stanęłam jak mi nakazała. Skupiłam się dokładnie na celu, którym był manekin latający we wszystkie strony. Do moich płuc dotarło powietrze, gdy wzięłam głęboki wdech. Wszystko jakby zwolnił; do moich uszu nie docierały żadne dźwięki. Był tylko pistolet i cel. Pociągnęłam za spust, a pocisk wylądował na samym środku głowy.
- Świetnie. Możesz iść do Danielle. Ona nauczy cię walki wręcz. - powiedziała Pezz
Wypatrzyłam Dan i skierowałam się w jej stronę. Gdy byłam kilkanaście metrów od niej, coś przeleciało tuż obok mojego policzka. Poczułam jak płonie. Dotknęłam go opuszkami palców, po czym spojrzałam na nie. Krew. Zwróciłam wzrok przed siebie, czyli na drzwi. O framugę opierał się... Tom - człowiek Maxa. Chwila. Skoro żyje to nie może być człowiekiem. Na jego ustach malował się pewny siebie uśmiech. Zerwał się z miejsca i ruszył w moją stronę. Absolutnie cała sala, wszyscy, którzy się w niej znajdują zamarli na jego widok. Ja też. Co on tu robi? Gdy był ledwie pół metra ode mnie, byłam zmuszona podnieść głowę, by patrzeć na jego okropną twarz. Z wielką chęcią starłabym mu ten perfidny uśmieszek. Nikt na sali nie drgnął, jakby czekali na odpowiedni moment.
- Co ty tu robisz? - warknęłam
Uniósł rękę i chwycił nią moją brodę. Obejrzał z dumą soje dzieło, zrobione przez ostrze noża. Cofnęłam się kilka kroków w tył.
- Wróciliśmy. Nie myśl sobie, że tak łatwo się nas pozbędziecie. Nie da się zabić wampira zwykłą kulą strzelając mu w głowę. - prychnął
Zmrużyłam oczy i patrzyłam na niego morderczym wzrokiem.
A jednak - nie są ludźmi.
- Nie martw się. Twój słodki Louisek cię ochroni. -zadrwił
Czułam jak się we mnie gotowało. Miałam ochotę rozkwasić mu twarz o podłogę. Kątem oka zobaczyłam, że Danielle i Perrie stoją w gotowości z nożami w dłoniach.
- No cóż, nie mam tu nic do roboty. Chciałem sprawdzić jak się masz. Do zobaczenia.
Ukłonił się lekko ze zwycięskim uśmiechem.
- Oby nie - prychnęłam
- Ja mam inne zdanie, kochana. - mrugnął do mnie
Po chwili zamiast stać tuż obok mnie był już przy drzwiach. Nie wiem jak to zrobił, ale po prostu tam był, po czym zniknął za drzwiami. Podbiegła do mnie Perrie jak i Dan, a wszyscy inny patrzyli się z rozszerzonymi oczami na mnie.
- Czego chciał? - spytała jedna z nich
- Nie słyszałaś? - zmarszczyłam brwi
Ona tylko pokiwała głową.
- Jak to? - zdziwiłam się - Nic a nic? Przecież nie byłaś daleko...
- On używał telepatii, skoro my tego nie słyszałyśmy - stwierdziła Perrie
- W takim razie ty też, bo tylko staliście i się na siebie patrzyliście z neutralnymi minami.- mruknęła Danielle
- Na prawdę? - spytałam - To... Nie jest normalne.
One tylko wzruszyły niepewnie ramionami. Po chwili wszyscy wrócili do treningu. Nie lubiłam zwracać na siebie uwagi i to było lekko... Żenujące, jeśli mogę użyć tego słowa. Sama nie wiem. Podeszłam do Dan.
- Więc? Co mi pokażesz? - spytałam
- Jak uderzać i takie tam. Potem pójdziesz do Alice. Ona ogólnie poprawi twoja zręczność i sprawność fizyczną. Słuchałam co brunetka do mnie mówi i starałam się to wykonywać. Powtarzałam jej ruchy z opanowaniem i koncentracją. Po jakimś czasie (kilku godzinach) byłam zmęczona, ale umiałam uderzać, jak ona i znałam wiele ciosów. Według niej szybko się uczę i dobrze mi idzie. Kilka godzin to dobrze? No licząc to, że normalni ludzie chodzą na zwykłe treningi i umieją cokolwiek dopiero po 20 godzinach, to... Tak, dobrze mi idzie. Według mnie najbardziej przydatny jest cios w splot słoneczny*. Kiedyś wypróbuję go na Harrym, jak mnie wkurzy. Od tej myśli na moje usta wpłynął złowieszczy uśmiech.
Po treningu z Dan poszłam na kolejny - do Alice. Z nią po prostu ćwiczyłam szybkość, zręczność, siłę itd. Musiałam przejść tor przeszkód złożony z: strzelania z łuku i pistoletu, omijania czegoś, skakania przez coś, czołgania się... Wyglądało to jak w wojsku. Nic prostego, ale nic niewykonalnego. Po tych wszystkich męczących ćwiczeniach, treningach i innych bzdurach weszłam do tak zwanej szatni, o której nie miałam pojęcia. Ale jestem tu pierwszy raz. Raczej nie wiem absolutnie nic o tym budynku. W tej szatni byłam z Rose, Stacey i Jenn, bo Maggie i Emily już się zmyły.
- Jesteś na prawdę świetna. Trenowałaś już z nimi? - spytała Jennifer
- Jeśli mam być całkiem szczera to nie - uśmiechnęłam się koślawo, po czym zaśmiałam
- A jak do nich trafiłaś? - tym razem pytanie wyszło z ust Rose
- Wiesz... To długa historia - stwierdziłam
- Mamy czas. Jest dopiero 20.
Rudowłosa, a raczej czerwonowłosa Rose uśmiechnęła się do mnie, usiadła na ławce z ręcznikiem w dłoniach i patrzyła na mnie wyczekująco, jak Jenn i Stacey. Westchnęłam ciężko i zaczęłam im opowiadać, jak poznałam tych wkurzających bachorów. Tak właśnie będę ich nazywać. Okej, żartuję. Z ich min w sumie wyczytałam: smutek, współczucie, zdziwienie, oburzenie, lekki strach, a na samym końcu minę w stylu "Awwww", której nie umiem nazwać.
- To na tyle - skończyłam z uśmiechem
- Po pierwsze.. - zaczęła Jenn - Ugh, co za podłość! Jak tak można?! A po drugie: awww, to słodkie. - zachichotała
- Ciekawie się poznaliście - przyznała Stacey, która dotąd milczała
Przytaknęłam.
- Wiecie, chyba na mnie czas. - powiedziałam z uśmiechem
Wzięłam co moje i podeszłam do drzwi. Wyszłam z pomieszczenia, ale wszystkie światła były zgaszone, co mnie dziwiło i to bardzo. Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się wokół, ale nie widziałam nic prócz ciemności.
- Co jest? - szepnęła Jenn stojąc tuż za mną
- Chodźmy już. Nie lubię być w takich miejscach o późnej porze. - Rose zatrzepotała rzęsami krzywiąc się
- Ja też. - przyznałyśmy chórem wszystkie w trójkę
Wzięłyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy. Po omacku szukałyśmy włącznika światła na ścianach, lecz nic nie było. Szłyśmy gęsiego tuląc się do ściany. Pierwsza szła Jenn, po niej ja, Rose i na końcu Stacey. Droga dłużyła się niezmiernie. Przynajmniej miałam takie uczucie. Po chwili zderzyłam się z plecami Jennifer, a Rose z moimi.
- Co się... - zaczęłam
Jenn uciszyła mnie kładąc palec na moje usta. Zmarszczyłam brwi i czekałam, a strach wciąż narastał we mnie. Do moich uszu dotarły odgłosy ciężkich kroków. Zapewne Jennifer też je usłyszała, dlatego się zatrzymała. Dreszcz przeszedł przez moje plecy i resztę ciała. Stukot stawał się coraz głośniejszy, lecz po chwili ustąpił. Wrzeszcząca cisza wypełniła całe pomieszczenie, a może nawet budynek. Jednak przedarł się przez nią krzyk... A raczej wrzask Stacey. Bez namysłu pognałam przed siebie, razem z Rose i Jennifer. Wiem, to okropne, że ją tak zostawiłyśmy, ale to strach. Przed nim nikt się nie obroni, nie ucieknie ani nie ukryje. Atakuje, wtedy gdy się nie spodziewasz. Nagle. Dobiegłam z dziewczynami... Właściwie nie wiem gdzie. Wciąż było tutaj ciemno jak cholera. Ciężko dysząc oparłam się o ścianę, a raczej chciałam; zamiast niej na moim plecach poczułam zniekształconą powierzchnię. Przejechałam po niej dłonią i wyczułam niewielki, zimny przedmiot - klamkę. Szturchnęłam Jenn w rękę. Pociągnęłam za klamkę, a drzwi od razu ustąpiły. Weszłam do środka i przejechałam po ścianie obok mnie ręką. Wyczułam coś wypukłego. Nacisnęłam na to, a pokój rozświetlił się. Byłam w łazience. Jenn i Rose weszły do środka i zamknęły drzwi przekręcając w dziurce klucz. Nie wiem skąd się tam wziął, ale ważne że był.
- Co się tutaj dzieje? - spytała Rose dysząc jak po maratonie
Wyglądała jakby dostała prawie zawału. A może i tak było. Łzy prawie spływały po jej policzkach brudząc je tuszem. Nie dziwię jej się: w końcu to za nią stała Stacey.
- Nie wiem, ale nic dobrego - przyznałam
- Oni nas tu zamknęli. Samych z... Kimś - powiedziała, a jej źrenice rozszerzyły się
- Albo czymś. - oznajmiłam
Ta myśl przerażała mnie jeszcze bardziej.
- Musimy stąd wyjść. Jeśli nie złapie nas i zapewne zabije. - postanowiłam
Obie przytaknęły. Trzeba się stąd wydostać. W przeciwnym razie zginiemy tu. Stacey się o tym przekonała. Chwila. Tom... Wampir... Max. Max tu jest.
______________________________________________
*Splot słoneczny to czułe miejsce w klatce piersiowej. Cios ten odcina dopływ powietrza i człowiek traci przytomność. Przy dużej sile uderzenia umiera.
Siema!
Hmm... Pod ostatnim rozdziałem było ile komentarzy?
Pięć. A dlaczego?
Właśnie. Pytam was: czeeemu 5, a nie 8, jak przy poprzednim ;-;
Opuszczacie mnie? ;(
Smutno mi.
Poza tym mam dla was cholernie ważne pytanie.
Chcę napisać 2 cz. Fear, ale:
- Na innym blogu
- Pod innym tytułem, oczywiście
A to już od was zależy czy będzie druga część tego fanfiction czy też nie.
Czekam na wasze opinie o rozdziale i o moim pomyśle.
To co? Będzie tutaj te 7/8 komentarzy czy nie?
Liczę na was i mam nadzieję, że się nie zawiodę <3
Kolejny rozdział, jak zwykle w Poniedziałek.
Przypominam o konkursie, który kończy się za 6 dni ;p
Dobra, nie będę już was zanudzać i w ogóle.
Główne pytanie:
Ma być 2 część czy nie? To zależy od was.
Do zobaczenia!
Mrs. Styles xx